sobota, 24 sierpnia 2024

PHANTOM HANDSHAKES - "SIRENS AT GOLDEN HOUR" (Star-Track rec.) "Jak Włoszka i Amerykanin..."

 

       W ostatnich dniach jakoś nie miałem zbyt wiele czasu na przesłuchiwanie nowości płytowych, gdyż pochłonęły mnie wspaniałe lektury. Dopisało mi wyjątkowo dużo szczęścia, kiedy do koszyka wybierałem akurat takie, a nie inne tytuły książkowe; oczywiście wcześniej poczytałem nieco o ich autorach i potencjalnej według opisów zawartości poszczególnych pozycji. Jedno nie ulega wątpliwości, czas spędzony w towarzystwie tych znakomitych powieści, nie był czasem straconym (o szczegółach niebawem poinformuję, jak tylko dokończę lekturę). W odróżnieniu od ostatnich tygodni na tak zwanym rynku fonograficznym, gdzie atrakcyjnych płyt pojawiło się bardzo niewiele. Trochę się dziwię kierownictwu tych odrobinę większych niezależnych wytwórni, że nie wykorzystali wakacyjnej pory, żeby zaproponować jednego czy drugiego wyjątkowo atrakcyjnego wydawnictwa, które o wiele łatwiej byłoby w takim układzie dostrzec.
Ostatnie godziny, które już za nami, pod tym względem nie były takie najgorsze, przyniosły kilka intrygujących premier - soczyste momentami granie brytyjskiej załogi skupionej pod szyldem Smote, krążek skandynawskiej formacji Soren Skov Orbit, czy dla odmiany lekką popową formułę grupy z miasta Portland, czyli The Softies - "The Bed I Made".
 Przed tygodniem zapowiadałem premierę płyty "Sirens At Golden Hour", włosko-amerykańskiego duetu Phantom Handshakes. Krążek ukazał się wyjątkowo w środę, a nie w tradycyjny dla premier piątek, dlatego całkiem dobrze zdążyłem się z nim zapoznać. Album nie zawiera żadnego nowego dźwięku, którego nie słyszelibyście już gdzieś wcześniej, ale całkiem miło potrafi wypełnić czas oczekiwania na jesienny wysyp płyt. Zatem posłuchajmy kompozycji "Sirens"



Rozpocząłem nasze dzisiejsze spotkanie od końca, czyli od piosenki, która udanie zamyka dzieło włosko-amerykańskiego duetu. Pozostałe dziesięć utworów utrzymanych jest w podobnym nastroju. Dream-pop, lo-fi, bedroom pop, wszystko z elementami shoegaze'u -  z tym mniej  więcej mamy do czynienia. Formację Phantom Handshakes tworzą wokalistka o włoskich korzeniach Federica Tassano oraz amerykański gitarzysta Matt Sklar. Ten ostatni niegdyś miarowo szarpał struny gitary basowej w grupie Parrot Dream, która eksplorowała indie-rockowo/shoegaze'owe pogranicze. Jego przyszła towarzyszka artystycznych poczynań przed wyjazdem do USA, dopełniała skład mało znanej włoskiej formacji Monetre. 

Współpraca duetu zaczęła się od spotkania w przestrzeni Internetu. Matt Sklar popełnił był kilka utworów demo, po czym umieścił je na stronie Craiglist. Jako, że sam jest bardzo kiepskim śpiewakiem, poszukiwał kogoś, kto ozdobiłby jego partytury dźwięcznym głosem. W tym kontekście nie trudno się domyśleć, że na jego apel odpowiedziała Federica Tassano.



"Naprawdę lubię grać w pełnych składach, ale tworzenie muzyki w duecie jest w pewien sposób łatwiejsze i bardziej instynktowne. Szczególnie, kiedy współpracujesz z osobą o bardzo podobnym guście muzycznym" - oświadczyła Federica. 

A co to za gust? Atrakcyjna pani i asystujący jej sympatyczny pan wychowali się na płytach: The Smiths, Stereolab, Camera Obscura, The Cure, The Pastels itd. Zaplecze, sami przyznacie, całkiem godne. W ich kompozycjach, również tych zawartych na wydanej kilka dni temu płycie "Siren At Golden Hour", słychać wyżej wspomniane inspiracje. Czujne, jak zwykle, ucho autora tego bloga sugeruje, żeby w tym miejscu pojawiły się jeszcze dwie nazwy grup, które do tej pory nie padły. Mam tu na myśli przede wszystkim nieco zapomniany dziś zespół Lush - reedycje albumów tej formacji ukazują się sukcesywnie oraz Cocteau Twins. A poza tym, jakaś przyjemna brzmieniowa mgiełka przewija się przez poszczególne odsłony płyty "Sirens At Golden Hour". Jak na album nagrywany w domowych warunkach Manhattanu i Nowego Orleanu, całość prezentuje się całkiem atrakcyjnie. Na zakończenie głównego wątku raz jeszcze oddam głos duetowi. "Wybraliśmy "Good Intenions" jako utwór, który otwiera najnowszy album, ponieważ naszym zdaniem to właśnie ta piosenka wyznacza ton dla kolejnych kompozycji".

(nota 7.5/10) 

 


Na dobry początek gorąca nowość, czyli wspólna piosenka naszego dobrego znajomego Nicholasa Krgovicha, grupy P:ano oraz wokalistki Kellarissy.



Nagranie Tygodnia ! (pierwsza odsłona). Trzynastego września ukaże się czternasty, jeśli dobrze policzyłem, album w dyskografii grupy Tindersticks, zatytułowany "Soft Tissue". Kilka dni temu w sieci pojawił się nowy i pełny uroku singiel zapowiadający to wydawnictwo. 



Przed Wami debiutanci z miasta Detroit, wokalistka Giovanna Lenski oraz gitarzysta Christian Molik, czyli Clinic Stars. Premiera albumu "Only Hinting" 20 września.



Ava Laurel, znana pod pseudonimem Lava La Rue, w drugiej połowie lipca opublikowała swój debiutancki album zatytułowany "Starface". Wybrałem z niego taki oto singiel.



Kolejna śpiewająca pani pochodzi z Los Angeles, ma dwadzieścia dwa lata, zadebiutowała przed momentem epką zatytułowaną "Descanso". Angela Munoz i mój ulubiony utwór z tego krążka.



Nagranie tygodnia! (odsłona druga). Przed Wami artysta z Nowego Jorku - Tommy Crane'a, który jakiś czas temu wraz z grupą przyjaciół, muzyków sesyjnych, opublikował album zatytułowany "Dance Music For All Occasions". Pod numerem piątym znajdziemy takie cudeńko!!



Andrew Combs wydał wczoraj nową płytę "Dream Pictures", do której z pewnością zajrzymy w przyszłym tygodniu. Teraz chciałbym powrócić do jego poprzedniego albumu "Sundays", gdzie bardzo spodobała mi się kompozycja "Anna Please".



Również wczoraj ukazał się album irlandzkiej grupy Fontaines D.C. - "Romance", bardzo chwalony przez dziennikarzy. Wybrałem taki oto potencjalny przebój. 



Miniony piątek przyniósł jeszcze jedną wartą odnotowania premierę brytyjskiego zespołu Smote - "A Grand Stream". Nieco zagęścimy atmosferę.



W "kąciku improwizowanym" kolejna nowość - Wayne Shorter - "Celebration vol.1", obok zmarłego w ubiegłym roku saksofonisty w nagraniach koncertowych wystąpili Danilo Perez (fortepian), John Patitucci (bas), oraz perkusista Brian Blade.



 Na koniec dzisiejszego spotkania wystąpi duński saksofonista Soren Lyhne Skov, który wczoraj opublikował wydawnictwo zatytułowane Soren Skov Orbit - "A Drift".




sobota, 17 sierpnia 2024

THE SOUNDCARRIERS - "THROUGH OTHER REFLECTIONS" (Phosphonic Rec.) "Z tęsknoty za brzmieniem"

 

     Skoro lato powróciło do nas ze zdwojoną siłą, zaproponuję dziś nieco więcej słonecznych kompozycji. Za sprawą głównego wydawnictwa dzisiejszego spotkania - The Soundcarriers - "Through Other Reflections" - przeniesiemy się do przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Kto wie, może przy okazji kolejnych odsłon tego albumu, niektórzy z Was poczują zapach morskiej bryzy unoszącej się na plaży w Cannes, Monaco, czy Saint-Jean-Cap Ferrat. Tymczasem we francuskiej prasie bardzo chwalą, nie tyle nasze plaże położone nad Bałtykiem i tamtejszą chłodną bryzę, ile w ogóle nasz piękny kraj. Autorzy tych nad wyraz swobodnych refleksji podkreślają skok gospodarczy i cywilizacyjny, który dokonał się przy naszym, rezolutnych i pracowitych Polaków, współudziale i w naszej umiłowanej ojczyźnie. W tym kontekście mogą przypomnieć się frazy znakomitej prozy Annie Ernaux - "Lata", która przypominała, jakim zainteresowaniem cieszyły się kraje tak zwanego "bloku wschodniego" pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, szczególnie wśród społeczności francuskiej o sympatiach lewicowych. Były to jednak bardziej mgliste wyobrażenia o życiu w systemie komunistycznym, niż ponure nieraz fakty związane z rzeczywistością, o której smętnych realiach można było przekonać się podobnie, jak uczynił to Michele Foucault czy Kurt Vonnegut tylko wtedy, kiedy odwiedziło się ówczesną Polskę lub Czechosłowacje. Może więc autorzy ostatnich pochwalnych pieśni skierowanych do miast leżących nad Odrą i Wisła, powinni wybrać się na wakacje - plaże w Ustce, Mielnie czy Międzyzdrojach czekają - żeby później z całą odpowiedzialnością za słowa móc napisać, że Warszawa wkrótce stanie się decyzyjnym centrum Europy.



Na temat poprzedniej płyty zespołu The Soundcarriers zatytułowanej "Wilds" (2022), napisałem, że rozpięta jest na cienkiej granicy brzmieniowego przesytu. Wskazywałem, że dłuższe obcowanie z nagraniami, które zawierał ten w sumie ciekawy krążek, może powodować zmęczenie lub znużenie. W tym układzie najlepiej było starannie sobie dawkować poszczególne wpadające w ucho piosenki, jedną lub dwie, od czasu do czasu, nie dłużej niż kwadrans, niż zapuszczać się na kilkudziesięciominutową wyprawę zbyt mocno nasyconą barwami i wrażeniami. Oczywiście to tylko i wyłącznie moja subiektywna ocena poprzedniej propozycji brytyjskiego kwartetu, każdy może wyrobić sobie własną, nic prostszego, wystarczy tylko sięgnąć do albumu "Wilds".



W przypadku najnowszej wydanej wczoraj płyty, zatytułowanej "Through Other Reflections", ów zasygnalizowany przeze mnie wcześniej problem i związane z tym odczucia nie występują. Album jest najbardziej spójnym, a jednocześnie najbardziej zrównoważonym wydawnictwem kwartetu z Nottingham. Trudno szczególnie wyróżnić jakiś pojedynczy fragment, może poza "Already Over", który słusznie został wybrany na singla promującego ten krążek. Tempo nagrań jest zróżnicowane, są momenty przywołujące skojarzenia z muzyką filmową: "Cornet 4" czy "Sonay's Lament", znajdziemy także zgrabnie rozpisane ballady, jak chociażby "Always". Liczba instrumentów pochodzących z epoki została rozmyślnie ograniczona. Flety, klarnet, organy, klawesyn, bas - wszystko to odzywa się w określonym miejscu oraz czasie, i nie usiłuje zawłaszczyć dla siebie całej dostępnej przestrzeni. 

Warto podkreślić, że brytyjskim muzykom udało się umieścić zdecydowanie więcej powietrza w poszczególnych odsłonach tej płyty oraz pomiędzy kolejnymi frazami. Wokalizy Leonore Wheatley i Doriana Conwaya brzmią lekko i swobodnie, z łatwością przywołują ducha nagrań pochodzących z końca lat 60-tych, w czym kiedyś specjalizowały się takie grupy jak: Stereolab czy Broadcast. "Na tym albumie chcieliśmy zawrzeć spontaniczność i nie ugrzęznąć za bardzo w procesie nagrywania" - podsumował proces rejestracji Adam Cann. Posłuchajcie.

(nota 7.5/10)


 


Strefę "Dodatki..." rozpocznie piosenka tygodnia - "Three Fanged Volvo", której autorami są David Miller i wokalista Craig Sinclair, z brytyjskiego duetu News From Neptune. Wkrótce ukaże się ich epka zatytułowana "The Car That Ate Widnes".



Niedawno zaprezentowałem grupę Night Swimming, reprezentującą miasto Bristol, 27 września ukaże się ich epka "No Place To Land", którą zapowiada taka oto piosenka.



Ze Sztokholmu - cóż, że ze Szwecji - pochodzi formacja Kite. Posłuchamy kompozycji z albumu "VII", która ostatnio nieco częściej gościła w moich uszach.



Kolejni znajomi z poprzednich wydań bloga to zespół Phantom Handshakes, i następny singiel z wydawnictwa "Sirens At Golden Hour", które ukaże się 21 sierpnia.



Z Nowego Jorku przeniesiemy się do miasta Baltimore w stanie Maryland, skąd pochodzi zespół The Smashing Times, oto fragment albumu "Mrs Ladyships And The Cleanerhouse Boys". Premiera całości 1 listopada.



W mieście Detroit mieszka wokalistka Claire Bluhm, która wraz z grupą Bluhm w ubiegłym tygodniu opublikowała album "Midnight Hill".



Do Urugwaju zaglądamy bardzo rzadko, a to właśnie stamtąd pochodzi formacja Las Cobras, znana już Czytelnikom bloga, która 4 października opublikuje album zatytułowany "Carcavas". Póki co mamy singiel promujący to wydawnictwo.



W kąciku improwizowanym wystąpi kontrabasista z Los Angeles - Jake Leckie, posłuchamy wspólnie fragmentu z jego ostatniej płyty "Planter Of Seeds".





poniedziałek, 12 sierpnia 2024

FRANK LONDON, THE ELDERS - "SPIRIT STRONGER THAN BLOOD" (ESP-Disk Rec.) "Pocztówka z wakacji'

 

      "Pamiętam słabe światło, bardzo przygaszone, pozostające w ciemności duże fragmenty pokoju, i później rzeźbiące jej nagie ciało. Mijały godziny i w oknie ciągle panował mrok nad dachami i tarasami tego abstrakcyjnego miasta, które ciągle było Madrytem, tak nowym, jak olśnienie i wdzięczność, że się z tobą spotkałem, bez jutra ani wczoraj, w pokoju oddalonym od świata, pomiędzy słodyczą a zaproszeniem, patrzyliśmy na siebie zaskoczeni, otwarte oczy i twarze blisko siebie, twarz, której nie widziało się chwilę wcześniej i nie zobaczy się później, nieznajoma, zdumiona, tajemna, twarz, której nie zobaczy się nigdy więcej (...) Zawsze podobało mi się, że pojawiasz się z zaskoczenia; lubię patrzeć na ciebie przez kilka sekund, zanim jeszcze mnie zauważysz; widzieć cię z daleka, zamyśloną na ulicy, kiedy jesteś bardziej sobą, sama i nieświadoma mojej bliskości, patrzeć na ciebie, jakbym ja nie istniał w twoim życiu. Taką cię widziałem za jednym z pierwszych razów, pokonującą trochę w rozkojarzeniu, a trochę z uwagą, przejście dla pieszych, w moim ówczesnym mieście, w drodze do kawiarni, w której mieliśmy się spotkać za kilka minut. Widziałem cię wyraźniej, bo wtedy jeszcze nawet sobie nie wyobrażałem, że mógłbym się w tobie zakochać. Lubię wiedzieć, jaka jesteś naprawdę, muszę przyjrzeć się każdemu z twoich rysów, niezwykłych kątów twojej twarzy. Lubię zobaczyć cię z zaskoczenia, stojącą na chodniku, patrzącą na wystawy w pobliżu restauracji, do której docieramy każde z innej strony, i jest chwila poprzedzająca rozpoznanie, kiedy jesteś jedną z tych nieznajomych i atrakcyjnych kobiet, którym przyglądam się na ulicy. Chwilę później tą kobietą, która rozbudziła moje pożądanie, jesteś ty".



 Ostatnie nieco bardziej wolne chwile spędziłem w towarzystwie znakomitej powieści, z której cytat, równie wyborny co cała  książka, zamieściłem na wstępie naszego dzisiejszego spotkania - "Jak przemijający cień" - Antonio Munoz Molina. Jako sugestywne tło do opowieści napisanej pięknym pełnym nostalgii i uważności językiem, posłużyła mi udana płyta amerykańskiego trębacza Franka Londona i grupy The Elders, zatytułowana "Spirit Stronger Than Blood". 


Antonio Munoz Molina i Javier Marias fot. Internet


Pewnie niektórzy z Czytelników bloga lepiej lub odrobinę gorzej kojarzą postać amerykańskiego trębacza Franka Londona, szczególnie zaś ci, którzy mieli w zwyczaju regularnie pojawiać się w ciepły czerwcowy czas na Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie. To lider i założyciel zespołu The Klezmatics (zdobyli nagrodę Grammy w 2006 roku), Glass House Orchestra, Klezmer Brass Allstars, Hasidic New Wave; grał u boku Lestera Bowie, Johna Zorna, Marca Ribota, Davida Byrne'a. W tym roku wyjątkowo nie mógł zaszczycić swoją obecnością krakowskiego festiwalu z powodu choroby (zdiagnozowano u niego mielafibrozę - wyjątkowo rzadki nowotwór krwi; trzymamy kciuki i życzymy rychłego powrotu do zdrowia). Stąd też taki, a nie nie inny bardzo wymowny tytuł jego ostatniego wydawnictwa, którego poszczególne kompozycje stanowią wyraz hołdu dla ulubionych muzyków amerykańskiego artysty - Pharoaha Sandersa, Alice Coltrane, Charlesa Mingusa, Clifforda Thorntona. 

Otwierająca kompozycja "Let There Be Peace" powstała pod wpływem żydowskiej modlitwy, "Poem For A Blue Voice" zainspirowany został wierszem Davida Singera. Tym razem Frank London postanowił odejść od własnego podstawowego idiomu, z którym od wielu lat bywa kojarzony, dlatego też w kolejnych odsłonach albumu "Spirit Stronger Than Blood" nie znajdziemy charakterystycznych nawiązań do estetyki muzyki klezmerskiej. Dwa podstawowe lub inaczej mówiąc dominujące nurty wydanej niedawno płyty to sugerowany niejako w tytule "spiritual jazz" oraz nieco bardziej klasyczne podejście do muzyki improwizowanej.

Na koniec posłuchamy wspólnie fragmentu wydawnictwa "Kol Nidre", które Frank London nagrał wraz z Jonem Madofem (grupa Zion 80, czy szeroki skład załogi dowodzonej przez Johna Zorna). Wydawnictwo zawiera trzy zbliżone do siebie nastrojem kompozycje. Moim zdaniem wybrałem najlepszą.

(nota 7.5/10)

 

Dla tych, którzy z jakichś powodów nie przepadają za improwizowanymi dźwiękami, mam piosenkę tygodnia. Norweska wokalistka Mari Kvien Brunvoll, norweski gitarzysta jazzowy Stein Urheim oraz trio Moskus, prosto z wydanej przed kilkoma dniami płyty "Barefoot In Bryophyte". Wyborne!