poniedziałek, 12 sierpnia 2024

FRANK LONDON, THE ELDERS - "SPIRIT STRONGER THAN BLOOD" (ESP-Disk Rec.) "Pocztówka z wakacji'

 

      "Pamiętam słabe światło, bardzo przygaszone, pozostające w ciemności duże fragmenty pokoju, i później rzeźbiące jej nagie ciało. Mijały godziny i w oknie ciągle panował mrok nad dachami i tarasami tego abstrakcyjnego miasta, które ciągle było Madrytem, tak nowym, jak olśnienie i wdzięczność, że się z tobą spotkałem, bez jutra ani wczoraj, w pokoju oddalonym od świata, pomiędzy słodyczą a zaproszeniem, patrzyliśmy na siebie zaskoczeni, otwarte oczy i twarze blisko siebie, twarz, której nie widziało się chwilę wcześniej i nie zobaczy się później, nieznajoma, zdumiona, tajemna, twarz, której nie zobaczy się nigdy więcej (...) Zawsze podobało mi się, że pojawiasz się z zaskoczenia; lubię patrzeć na ciebie przez kilka sekund, zanim jeszcze mnie zauważysz; widzieć cię z daleka, zamyśloną na ulicy, kiedy jesteś bardziej sobą, sama i nieświadoma mojej bliskości, patrzeć na ciebie, jakbym ja nie istniał w twoim życiu. Taką cię widziałem za jednym z pierwszych razów, pokonującą trochę w rozkojarzeniu, a trochę z uwagą, przejście dla pieszych, w moim ówczesnym mieście, w drodze do kawiarni, w której mieliśmy się spotkać za kilka minut. Widziałem cię wyraźniej, bo wtedy jeszcze nawet sobie nie wyobrażałem, że mógłbym się w tobie zakochać. Lubię wiedzieć, jaka jesteś naprawdę, muszę przyjrzeć się każdemu z twoich rysów, niezwykłych kątów twojej twarzy. Lubię zobaczyć cię z zaskoczenia, stojącą na chodniku, patrzącą na wystawy w pobliżu restauracji, do której docieramy każde z innej strony, i jest chwila poprzedzająca rozpoznanie, kiedy jesteś jedną z tych nieznajomych i atrakcyjnych kobiet, którym przyglądam się na ulicy. Chwilę później tą kobietą, która rozbudziła moje pożądanie, jesteś ty".



 Ostatnie nieco bardziej wolne chwile spędziłem w towarzystwie znakomitej powieści, z której cytat, równie wyborny co cała  książka, zamieściłem na wstępie naszego dzisiejszego spotkania - "Jak przemijający cień" - Antonio Munoz Molina. Jako sugestywne tło do opowieści napisanej pięknym pełnym nostalgii i uważności językiem, posłużyła mi udana płyta amerykańskiego trębacza Franka Londona i grupy The Elders, zatytułowana "Spirit Stronger Than Blood". 


Antonio Munoz Molina i Javier Marias fot. Internet


Pewnie niektórzy z Czytelników bloga lepiej lub odrobinę gorzej kojarzą postać amerykańskiego trębacza Franka Londona, szczególnie zaś ci, którzy mieli w zwyczaju regularnie pojawiać się w ciepły czerwcowy czas na Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie. To lider i założyciel zespołu The Klezmatics (zdobyli nagrodę Grammy w 2006 roku), Glass House Orchestra, Klezmer Brass Allstars, Hasidic New Wave; grał u boku Lestera Bowie, Johna Zorna, Marca Ribota, Davida Byrne'a. W tym roku wyjątkowo nie mógł zaszczycić swoją obecnością krakowskiego festiwalu z powodu choroby (zdiagnozowano u niego mielafibrozę - wyjątkowo rzadki nowotwór krwi; trzymamy kciuki i życzymy rychłego powrotu do zdrowia). Stąd też taki, a nie nie inny bardzo wymowny tytuł jego ostatniego wydawnictwa, którego poszczególne kompozycje stanowią wyraz hołdu dla ulubionych muzyków amerykańskiego artysty - Pharoaha Sandersa, Alice Coltrane, Charlesa Mingusa, Clifforda Thorntona. 

Otwierająca kompozycja "Let There Be Peace" powstała pod wpływem żydowskiej modlitwy, "Poem For A Blue Voice" zainspirowany został wierszem Davida Singera. Tym razem Frank London postanowił odejść od własnego podstawowego idiomu, z którym od wielu lat bywa kojarzony, dlatego też w kolejnych odsłonach albumu "Spirit Stronger Than Blood" nie znajdziemy charakterystycznych nawiązań do estetyki muzyki klezmerskiej. Dwa podstawowe lub inaczej mówiąc dominujące nurty wydanej niedawno płyty to sugerowany niejako w tytule "spiritual jazz" oraz nieco bardziej klasyczne podejście do muzyki improwizowanej.

Na koniec posłuchamy wspólnie fragmentu wydawnictwa "Kol Nidre", które Frank London nagrał wraz z Jonem Madofem (grupa Zion 80, czy szeroki skład załogi dowodzonej przez Johna Zorna). Wydawnictwo zawiera trzy zbliżone do siebie nastrojem kompozycje. Moim zdaniem wybrałem najlepszą.

(nota 7.5/10)

 

Dla tych, którzy z jakichś powodów nie przepadają za improwizowanymi dźwiękami, mam piosenkę tygodnia. Norweska wokalistka Mari Kvien Brunvoll, norweski gitarzysta jazzowy Stein Urheim oraz trio Moskus, prosto z wydanej przed kilkoma dniami płyty "Barefoot In Bryophyte". Wyborne!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz