sobota, 20 lipca 2024

ZELIENOPLE - "EVERYTHING IS SIMPLE" (Shelter Press)

 

     Ciepły czy nawet upalny lipcowy czas potrafi skutecznie rozleniwić nie tylko urlopowiczów, ale również wydawców. Jednak trzeba przyznać, że od kilku sezonów nie są to dni, które można by określić jako tygodnie kompletnie stracone dla fonografii. Wciąż ukazują się nowe albumy, choć ich liczba w naturalny sposób drastycznie spadła w porównaniu do jesiennego lub wiosennego szczytu muzycznych publikacji. Ma to swoje dobre strony, dzięki temu łatwiej wyłowić to, co w innych okolicznościach mogłoby zniknąć w zalewie premier płytowych. Jak wiadomo, najlepiej w tym względzie smakują niespodzianki. Krótko mówiąc wydawnictwa, na które w ogóle nie czekaliśmy, a które zjawiły się zupełnie niespodziewanie. Tak było w przypadku najnowszej propozycji grupy Zelienople, która ujrzała światło dzienne w dniu wczorajszym, i od razu przyciągnęła mój wzrok. Wciąż całkiem nieźle pamiętam ich poprzedni znakomity album - "Hold You Up" (2020), choć dawno do niego nie zaglądałem. Jego premiera miała miejsce w szczególny pandemiczny czas, może również z tego powodu tak mocno do mnie przemówił. Poświęciłem temu wydawnictwu mnóstwo ciepłych słów, a pod koniec roku potwierdziło się, że to jedna z najlepszych płyt tamtego okresu, z pewnością najlepszy krążek w całym niezbyt bogatym dorobku zespołu. W ten sposób się rozpoczynał.



Tak to już niekiedy bywa z wydawnictwami amerykańskiego tria, że sporo recenzentów dociera do nich z dużym opóźnieniem, jeszcze większe grono zupełnie ignoruje płyty oznaczone nazwą Zelienople. Przypomnę tylko - gdyż zawsze pośród Czytelników może pojawić się ktoś, kto z ich muzyką do tej pory jeszcze się nie zetknął - że nazwa pochodzi od niewielkiej miejscowości położonej mniej więcej 50 km od Pittsburgha (stan Pensylwania, w którym to zwykle wyniki głosowania w wyborach bywają rozstrzygające dla całego kraju). To właśnie tam gitarzysta, wokalista i autor większości tekstów - Matt Christensen spędził kilka godzin z Mike'm Weis'em (perkusja) na skutek awarii samochodu. Rozglądając się po okolicy i czekając na przedłużającą się naprawę auta, panowie doszli do wniosku, że Zelienople to całkiem niezła nazwa dla zespołu. Dopiero później do składu dołączył multiinstrumentalista Brian Harding. "Zelienople - to pociąg, który ciągle pędzi. Tak jest, odkąd poznaliśmy się w połowie lat 90-tych" - oświadczył Mike Weis. 

Z tym wspomnianym powyżej "pędem" raczej nie przesadzałbym. Kompozycje amerykańskiego tria zwykle rozwijają się powoli, dominuje w nich umiarkowane tempo. Nie znajdziemy tam ani gwałtownych erupcji nastroju, ani tym bardziej solowych popisów poszczególnych sekcji czy nieznośnie brzęczącego strumienia elektronicznych dodatków. Cierpliwość, przestrzeń i nastrój -  to trzy podstawowe znaki orientacyjne na mapie poczynań grupy Zelienople. Przy okazji ich niespiesznie rozwijanych pieśni mogą pojawić się skojarzenia z takimi znakomitymi formacjami jak Bark Psychosis, (podobna praca gitar), O. Rang, lub z późnym Talk Talk (zbliżone brzmienie perkusji).



Najnowsza wydana wczoraj płyta zatytułowana "Everything Is Simple" nie przynosi większych zmian stylistycznych. Sympatyczne trio nadal i całkiem sprawnie porusza się w obrębie gatunku slowcore. Można wręcz powiedzieć, że to właśnie tam amerykańscy twórcy znaleźli dla siebie wygodną niszę. Panowie od lat wiele rzeczy robią po swojemu. Przede wszystkim w charakterystyczny dla siebie sposób realizują nagrania, starannie dbając o brzmienie poszczególnych sekcji. Tym razem skorzystali z pomocy dwóch dodatkowych muzyków zaproszonych  na sesje - Erika Eleazera (syntezator, pianino Fender Rhodes) oraz PM Tummali (wibrafon). Ostatecznego masteringu dokonał Simon Scott znany z grupy Slowdive. "Większość naszych nagrań wykonywana jest zwykle w jednym podejściu, i jeśli nie działa dobrze w jednym do trzech podejść, to pokazuje, że piosenka powinna zostać odrzucona" - Mike Weis.

Tym razem w kilku odsłonach płyty znalazły się próby, które możną by nazwać improwizowanymi partiami. Mam tu na myśli utwór "Santa Chiara", czy oniryczny i zapadający w pamięć "Orange Capsule". Początek, czyli "Holly Rollers" w bardzo sugestywny sposób zabiera nas w mroczne psychodeliczne rejony. "Hold In My Hands" - to nowy klasyk, który mógłby z powodzeniem znaleźć się na tak chwalonej przeze mnie płycie "Hold You Up" (2020). Nieco mglistego światła w atmosferę pierwszej części albumu wprowadza jeden z moich ulubionych fragmentów "Wishing Wells", który miękko otula membrany głośników. Członkowie grupy Zelienople niemal do perfekcji opanowali trudną sztukę tworzenie czegoś z niczego. Chodzi mi o to, jak niewiele dźwięków używają w kompozycjach. Liczy się to, że każdy pojedynczy ton ma w tak kreowanej przestrzeni szczególne i wyznaczone dla siebie miejsce. Tym samym staje się niezbędny i zyskuje na znaczeniu. Charakterystyczny głos Matta Christensena, powtarzający wybrane frazy tekstu, gitarowe ozdobniki, miarowe takty perkusji - wszystko to w najlepszych kompozycjach Zelienople wiruje spiralnym ruchem. Co potwierdza tylko świetne zakończenie płyty - "Make The Whole Town Decay".

(nota 7.5-8/10)

 


Jedną z moich ulubionych piosenek ostatnich dni stworzył amerykański duet Phantom Handshakes. Pełen uroku singiel pochodzi z płyty "Sirens At Golden Hour", która ukaże się 21 sierpnia.



26 lipca w sklepach pojawi się rocznicowe wydawnictwo. Zapomniana, ale również bardzo słabo znana grupa Birdie, wokalistka Debsey Wykes i Paul Kelly, dwadzieścia pięć lata temu zadebiutowała albumem "Some Dust". To tego fragmentu wracałem najczęściej.



Zespół Orcas tworzą Rafael Anton Irisarri, Bebnoit Pioulard oraz gościnnie występujący wspomniany już dzisiaj perkusista Slowdive - Simon Scott. Wczoraj ukazała się ich płyta zatytułowana "How To Color A Thousand Mistakes".



Amerykańska grupa A Shoreline Dream opublikowała w dniu wczorajszym album zatytułowany  "Whitelined". Podczas nagrywania tego materiału w studiu nagraniowym pojawił się dawny członek grupy Ride - Mark Gardener, a całość zmiksował znany z poprzednich wpisów producent Kramer.



Pewnie niektórzy z Was całkiem nieźle pamiętają grupę LAMB. Jej wokalistka Lou Rhodes wraz z Rohanem Heath tworzą obecnie duet Kiioto. Niedawno ukazała się ich płyta "As Dust We Rise". Wybrałem taki oto fragment.



Z przyjemnością słucha się wydanej wczoraj płyty amerykańskiego tria Total Blue - "Total Blue". Przy tej okazji mogą przypomnieć się produkcje Steve'a Jansena.



Klarnecista z Bostonu - Harry Skoler oraz kompozycja z jego ostatniej płyty "Red Brick Hill". Obok artysty wystąpili znakomici muzycy - Joel Ross (wibrafon), Dezron Douglas (bas), Marquis Hill (trąbka), Johnathan Blake (perkusja), Christian Sands - fortepian.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz