sobota, 2 marca 2024

AMATORSKI - "CURVES AND BENDS, THINGS VEER" (Carmmed Disc) "Polskie inspiracje"

 

     Inspiracji można dziś poszukiwać wszędzie, szczególnie, kiedy nowoczesna technologia pomaga nam szybko i bezboleśnie przekraczać kolejne granice, zarówno te fizyczne, jak i te zamknięte w ramach nieubłaganie upływającego czasu. Nasi krajowi artyści od dawna i chętnie, niekiedy zbyt często, spoglądają na to, co dzieje się w muzyce brytyjskiej czy amerykańskiej, rzadziej francuskiej lub skandynawskiej. W literaturze modny ostatnio stał się temat rustykalny, przy okazji nieco mitologizowany -"Wsi spokojna, wsi wesoła!" -  rozwijany w ramach swoistego powrotu do korzeni na poziomie reportażu, esejów czy kreacji nieco bardziej fabularnych (nad skromnymi ontologiami łatwiej zapanować, zwłaszcza, jeśli te wpisują się w ramy klasycznych wartości). Niegdyś popularna była Azja, bardziej Japonia niż wciąż odlegle i tajemnicze Chiny, choć raczej nie w muzyce, tylko w szeroko pojętej sztuce, sporadycznie również w postaci dość wybiórczo jednak potraktowanej twórczości literackiej. Wciąż odkrywana bywa Afryka oraz Ameryka Południowa, głównie za sprawą nietypowych dla nas Europejczyków podziałów rytmicznych, znacznie rzadziej jako egzotyczna melodyka. A co z naszym krajowym kulturowym podwórkiem? Czy bywa ono inspiracją dla zachodnich artystów? 

Jeśli tak, to z pewnością nie są to, i prawdopodobnie nigdy nie będą, piosenkarze, ani tym bardziej nasze wdzięczące się nie tylko do mikrofonu wokalistki, bo o tych w Londynie, Paryżu, czy Nowym Jorku (nawet tym alternatywnym) nikt nie mówi. Chyba, że napomkniemy o muzykach jazzowych, którzy systematycznie przewijają się przez różne międzynarodowe składy lub kolaboracje i od dawna są światową marką. Dlatego warto wspomnieć, że jest pewien belgijski zespół, który upodobał sobie twórczość Krzysztofa Kieślowskiego do tego stopnia, że swoją nazwę "Amatorski" zaczerpnął od tytułu jednego z jego wczesnych filmów "Amator".



Cudze chwalicie, swego nie znacie. To prawda. Ciekawe, że jeśli wymienia się nasz piękny kraj - "gdzie bursztynowy świerzop i gryka jak śnieg biała" - oraz naszą kulturę, jako źródło inspiracji, to zwykle w tym kontekście amerykański lub europejski artysta nadal chętnie powołuje się na twórczość Krzysztofa Kieślowskiego (zmarł w 1996 roku). Warto dodać, że członkowie dawnego składu grupy Amatorski - gdyż ten uległ zmianie - przede wszystkim zaś gitarzysta, zachwalali także polską literaturę, chociaż żadne konkretne nazwiska nie padły. 

Padnie za to nazwisko Inny Eysermans, która wraz z grupką znajomych poznanych w konserwatorium muzycznym w Gandawie, w 2008 roku założyła zespół Amatorski. Nie jest to formacja, która jakoś szczególnie rozpieszczałaby swoich nielicznych fanów i zasypywała ich stosem kolejnych wydawnictw płytowych. Tych długogrających w dyskografii znajdziemy trzy - debiutancka "TBC" (2012), "From Clay To Figures" (2014), oraz wydany wczoraj, po dziesięciu latach przerwy "Curves And Bends, Things Veer". 

Od samego początku belgijska grupa miała swój rozpoznawalny styl, który łączył w sobie oniryczną atmosferę, miękką elektronikę oraz brzmienie post-rockowych gitar. Tego ostatniego elementu próżno szukać na wydanym w dniu wczorajszym albumie. Może dlatego, że zmienił się skład formacji, kilka osób odeszło, ktoś inny zajął wolne miejsce. A może z tego powodu, że taka była wizja artystyczna wokalistki i autorki teksów, tym razem inspirowanych twórczością Ursuli K. Le Guin. Belgijska formacja popularność - zwłaszcza w ojczyźnie - zyskała głównie dzięki serialowi "The Missing" (bardzo udany), gdzie w czołówce wykorzystano ich kompozycje "Come Home"; później ten sam utwór pojawił się w reklamie lokalnej wody. Ten charakterystyczny nastrój obecny w tej piosence, przewija się przez wiele odsłon ich płyt czy singli, czasem bywa odrobinę mroczniej, innym razem kompozycje rozświetli mgliste oniryczne światło albo samotny melancholijny ton. Z braku lepszych pomysłów wielu krytyków ich twórczość porównywało do pieśni Sigur Ros czy Portishead.



Przy okazji płyty "Curves And Bends, Thingd Veer", warto nadmienić, że tym razem postawiono na miks monofoniczny (wyjątek stanowią dwa utwory), którego dokonał Yves De Mey. W ten poniekąd symboliczny sposób nieco bardziej mogliśmy wejść w intymny świat wokalistki Inny Eysermans, która jest częściowo głucha. Myślę, że ten album - mimo sporego udziału zaproszonych gości (gitara, wibrafon, obój, perkusja, nagrania terenowe) jest jej najbardziej autorskim dziełem. Kruche, delikatne, niespieszne i nieco rozmyte, kobiece kompozycje przy pobieżnym potraktowaniu łatwo pominąć. Szczególnie, że na płycie nie dzieje się nic nadzwyczajnego, czy to na poziomie aranżacji czy wykonania. Warto jednak pamiętać, że muzyka belgijskiej grupy nigdy nie krzyczała jaskrawością formy lub przekazu. Była za to dyskretna, wycofana, raczej i zdecydowanie częściej zachęcała, żeby odrobinę zwolnić, na moment choć przystanąć i łagodnie zatopić się w tym przyjemnym nurcie. Najnowszy album nie zwiera również "przebojów", na miarę tego, którym otworzyłem dzisiejsze wydanie bloga, albo tych, które potem lepiej lub gorzej wykorzystano w filmach i reklamach. W trakcie słuchania "Come To Dust" może przypomnieć się grupa Broadcast, w innych momentach, jak w "Welcome", mogą pojawić się skojarzenia z piosenkami duetu Beach House. W tych migotliwych odsłonach, niczym w drobinach pyłu unoszącego się w powietrzu, odbija się także oblicze wokalistki. Zgrabna, ciepła, wiosenna i bardzo krótka płyta, której charakter mocno odzwierciedla sugestywna okładka.

(nota 7/10)

 


Równie sugestywna okładka znajduje się na singlu grupy March Mallow, który ukazał się kilka dni temu. Francuska formacja także nie rozpieszcza fanów ilością wydawanych płyt. Dlatego warto cieszyć się z takiego skromnego upominku.



Pozostaniemy we Francji. Całkiem niedawno prezentowałem singiel z płyty Laurenta Bardainne - "Eden Beach Club", która ukaże się 29 marca. Oto kolejny z gościnnym udziałem wokalistki Jeanne Added.



Rui Gabriel to artysta pochodzący z Wenezueli, który znalazł dla siebie przystań w Nowym Orleanie, i wraz z grupą przyjaciół stworzył zespół sygnowany własnym imieniem oraz nazwiskiem. Oto jeszcze ciepły singiel tej formacji.



Rzadko prezentuję polskie utwory, z różnych powodów, o których już kiedyś wspominałem, ale skoro dziś temat "Polskie inspiracje", a kilka dni temu ukazała się nowa płyta Tomasza Makowieckiego, to muszę zrobić wyjątek. Moja ulubiona piosenka z tego wydawnictwa, taki nasz Krgovic, Shabason i Harris, w jednym. Ślicznie.



Przyszła kolej na brytyjskiego muzyka - Daniela Landa, który jakiś czas temu opublikował album zatytułowany "Out Of Season". Oto mój ulubiony fragment.



Z Minneapolis pochodzi formacja Prize Horse, która kilka dni temu opublikowała nowy album zatytułowany "Under Sound".



Dziś sporo miękkich brzmień, oto kolejny przykład. Grupa Plum pochodzi z Los Angeles, i kilka dni temu wydała nowy singiel.



Kompozycja tygodnia należy do Cornelii Nilsson, szwedzkiej perkusistki, która kilka dni temu wydała płytę zatytułowaną "Where Do You Go?", na basie zagrał duński muzyk Daniel Frank, a na fortepianie Aaron Parks. Oto mój ulubiony fragment. Przypomniała się płyta Davida Chesky'ego.



Ukazała się również kolejna reedycja klasycznego dziś dzieła niezapomnianych  twórców - Juliana Cannonball Adderleya oraz Bill Evansa - "Know What I  Mean", pierwszy raz wydanego w 1962 roku.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz