sobota, 27 maja 2023

DANIEL BLUMBERG - "GUT" (Mute Records) "W zdrowym ciele zdrowy duch"

 

    "Światło świeci w życiu jedynie przez bardzo krótki czas. Może tylko przez kilkanaście sekund. Jeżeli ten czas minie i jeżeli człowiek nie zdąży znaleźć danego mu objawienia, nie będzie już miał powtórnej okazji. I być może przyjdzie mu spędzić resztę życia w głębokiej samotności i żalu, od których nie ma ucieczki. Żyjąc w takim świecie mroku, człowiek nie może się już niczego spodziewać. W dłoniach trzyma się jedynie żałosne szczątki tego, co mogło być".

Nie bez powodu przywołałem ten cytat z powieści Haruki Murakamiego - "Kroniki ptaka nakręcacza". To nie tylko jedna z moich ulubionych powieści japońskiego twórcy, ale tekst, który od dawna kojarzył mi się z twórczością Daniela Blumberga. Główny bohater tej powieści Toru Okada trafia do opuszczonego domu, a potem do studni, gdzie postanawia spędzić trochę czasu, żeby poddać refleksji swoje dotychczasowe życie. Wydaje się, że najnowsza propozycja Daniela Blumberga również była nagrywana w ciemnej, zimnej studni, a dokładniej mówiąc... na samym jej dnie.



U zarania sześciu połączonych w całość kompozycji najnowszej płyty "Gut", była choroba jelit, z którą Blumberg zmagał się od dłuższego czasu. O tym, że jesteśmy cieleśni, że posiadamy kości, skórę i mięśnie, często przypominamy sobie w chwilach, kiedy nasze ciało niedomaga. Czujemy ból lub inną uciążliwą dolegliwość, której staramy się pozbyć. Utwory Daniela Blumberga od samego początku, czyli od recenzowanego na łamach tego bloga udanego debiutu "Minus" (2018), przesiąknięte są smutkiem, żalem, bólem, rozpaczą, dojmującym poczuciem straty. Przy okazji tamtego wydawnictwa brytyjskiemu artyście towarzyszyli muzycy reprezentujący scenę improwizowaną skupioną wokół klubu Cafe Oto. Tym razem wokalista postanowił zrobić wszystko samodzielnie. Na dno swojej głębokiej studni zabrał niewiele instrumentów - ulubiony bas Steinbergera, syntezator, elektroniczną perkusję, basową harmonijkę ustną widoczną na okładce albumu. Dźwięki, które z nich wydobył, pojawiają się sporadycznie, jakby swoją obecnością nie chciały zakłócać panującej wokół ciszy. "W ciszy koło czwartej nad ranem słyszałem, jak powoli rosną korzenie samotności" (Haruki Murakami "Kroniki ptaka nakręcacza").

Już od pierwszych niespiesznych i nieregularnych taktów "Bone" można odnieść wrażenie, że album "Gut" jest opowieścią o człowieku, który został wrzucony w swoje ciało, i który bezskutecznie próbuje z niego się uwolnić. "Są rzeczy, od których nie można uciec, jeśli nawet odejdzie się od nich bardzo daleko" - mówi Murakami, a bohater opowieści Daniela Blumberga zdaje się dobrze o tym wiedzieć. Potwierdzają to frazy wyśpiewane w poruszającym "Cheer Up", powtarzane w charakterystycznym dla artysty mantrowym stylu - "Nic nie zmieni się na tym świecie" - przywoływane wciąż i wciąż, przy skąpym akompaniamencie szarpnięć basu, przeciągającym się jak obolałe mięśnie, drobnych uderzeniach perkusji (trzeszczenie kości), i podmuchach harmonijki ustnej. W cudownym "Hold Back" znajdziemy na moment coś na kształt ukojenia, jeśli nie z powodu chwilowego wyciszenia bólu, to we własnym głosie, w świadomości, że wciąż i mimo wszystko jesteśmy tu i teraz. Ta odsłona płyty przypomniała mi innego niezależnego twórcę, który jakiś czas temu również zmagał się z cielesnymi dolegliwościami. Mam tu na myśli Petera Silbermana (wokalista i gitarzysta grupy The Antlers), który po wyczerpującej trasie koncertowej, nadwyrężeniu szyjnego odcinka kręgosłupa, cierpiał z powodu uciążliwych szumów w uszach. Dał temu wyraz tworząc osobisty album "Impermanence" (2017), recenzowany na łamach tego bloga.

W kompozycji "BODY" Daniel Blumberg jeszcze bardziej wchodzi w głąb ciała. Ta najbardziej surrealistyczna odsłona płyty przynosi wraz z sobą gardłowe pomruki, odgłosy, jęki, przetworzony oddech - oto być może przemawia do nas skóra, ścięgna, wnętrzności, podczas gdy w tle rozbrzmiewa pełen żalu głos wokalisty. "Lecz nie ma na świecie nic równie okrutnego, jak poczucie opuszczenia wywołane tym, że nie ma się na co czekać" (Haruki Murakami).  Z bólem musisz zmagać się sam - tak jak samotnie rozbrzmiewa wokaliza Blumberga w tej dźwiękowej próżni. Jesteś tylko ty i cisza, czas, który rozciąga się na drobne odcinki naznaczone smugami powoli gasnącego światła. "Gut" to z pewnością najbardziej intymna, jak do tej pory, opowieść Daniela Blumberga, ale również najbardziej odważna i radykalna, wymagająca odpowiedniego nastrojenia i nastawienia. Przy pobieżnym potraktowaniu wielu z Was może zniechęcić lub odrzucić, co nie oznacza, że nie warto pobyć z nią nieco dłużej, w odpowiedni dla niej czas. Nie jest to muzyka, którą można nucić, kierując ciężarówką z napisem "DHL" na plandece, raczej przeznaczona jest dla fanów artysty, niż dla tych, którzy chcieliby dopiero poznać mroczny świat Daniela Blumberga.

(nota 7.5/10)

 


Skoro nadarzyła się okazja, powróćmy do roku 2018, kiedy to ukazał się debiutancki krążek Daniela Blumberga zatytułowany "Minus".



Pozostaniemy na Wyspach Brytyjskich, rozedrgane emocje albumu "Gut" powinna ukoić grupa The Telescopes, która przed tygodniem opublikowała najnowszy album "Of Tomorrow".



The Underground Youth to formacja rezydująca w Berlinie, która takim oto zgrabnym singlem zapowiada pojawienie się płyty "Nostalgia Glass", premiera 18 sierpnia.



Jeden z moich ulubionych utworów ostatnich dni znalazłem na płycie amerykańskiego tria Troller zatytułowanej "Drain", która ukazała się w dniu wczorajszym. Grupę tworzą Amber Star-Goers, Justin Star-Goers oraz Adam Jones.



Wczoraj ukazała się najnowsza płyta Kevina Morby, która nosi tytuł "More Photographs (A continuum)". Wybrałem dla Was taki oto znakomity i wpadający w ucho fragment.



Również w piątek 26 maja światło dzienne ujrzała płyta "New Exellent Woman", wokalistki z Rhode Island - Asher White, to ciekawa propozycja, którą warto odsłuchać w całości.



Christopher Bear i Daniel Rossen to członkowie grupy Grizzly Bear, którzy byli odpowiedzialni za ścieżkę dźwiękową do filmu "Past Lives", w reżyserii Celine Song.



W kąciku improwizowanym producentka i muzyk z miasta Los Angeles - Ashma Maroof, która z pomocą Patricka Belagi oraz saksofonisty Apiwy Svosve opublikowała wczoraj całkiem udany album "The Sport Of Love".



Ostatnio powróciłem do nieco zapomnianego dziś albumu Jan Garbarek Group - "Photo With Blue Sky, White Cloud, Wires, Windows And Red Roof" (ECM 1978), w składzie oprócz saksofonisty, Eberhard Weber na basie, Bill Connors na gitarach, John Christensen na perkusji, John Taylor fortepian.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz