Forest Hill to zgodnie z nazwą dzielnica położona na niewielkim wzniesieniu, w południowo-wschodniej części Londynu, która powoli zaczęła się rozwijać w drugiej połowie XIX wieku. Jedną z jej największych atrakcji jest "Horniman Museum And Gardens", gdzie obok akwarium, sporych rozmiarów wpychanego morsa, i najlepszej kolekcji instrumentów muzycznych na Wyspach Brytyjskich, znajdziemy pachnące ogrody oraz piękne klomby, skąd rozciąga się malownicza panorama centrum Londynu. To również w tej dzielnicy usytuowano najstarszy londyński basen, mieszczący się przy Dartmouth Road, Bibliotekę Forest Hill, rezydencje w stylu Art Deco - mieszkali tu między innymi Raymond Chandler i Boris Carloff. Po drodze do restauracji Canvas & Cream, w której podają kawę i pyszne ciasto orzechowe, miniemy stare i tak charakterystyczne czerwone budki telefoniczne, pub mieszczący się w budynku dawnej poczty, czy budynek kina Capitol - obecnie bar JD Wetherspoona.
To właśnie w takich okolicznościach lokalnej przyrody dorastał główny bohater dzisiejszej odsłony bloga - Jude Woodhead, który przybrał pseudonim artystyczny Saint Jude. Swoją drogą ciekawe, czy wie, że Święty Juda to patron - jak wczoraj sprawdziłem - spraw beznadziejnych i trudnych. Jego debiutancka płyta zatytułowana "Signal", w zamierzeniach autora miała być czymś w rodzaju autoportretu, zapiskami: "o dojrzewaniu w czasach przemian społecznych". Dzielnice usytuowane w południowo-wschodniej części Londynu stały się zarówno punktem obserwacyjnym, jak i źródłem inspiracji podczas prac nad kolejnymi nagraniami. Rozmyte światła latarni ulicznych, które wyznaczały kolejne etapy życia, mroczne i niebezpieczne zaułki, podobne do siebie niskie zabudowania, zatroskane lub szczęśliwe oblicza przyjaciół, młodzieńcze plany, pierwsze niepowodzenia, barwa nieba tuż po zachodzie słońca - wszystko to można odnaleźć w kolejnych wersach tekstów Woodheada, przywoływanych charakterystyczną surową wokalizą artysty, która rozpięta jest gdzieś na pograniczu oszczędnego śpiewu i emocjonalnie zabarwionej opowieści.
Nie byłoby albumu "Signal", gdyby nie spora grupa znajomych, którzy głównie wokalnie wsparli brytyjskiego muzyka. Wśród nich pojawia się także polski akcent, i to na samym początku tego wydawnictwa. W końcowej części mocnego otwarcia zatytułowanego "Does" usłyszymy próbkę etnicznej wokalizy Agi Ujmy. Pani Agnieszka studiowała w Polsce muzykologię, potem odbyła staż w Surakarcie (Indonezja), gdzie zafascynowała się lokalną kulturą, zgłębiała tajniki gry na jawajskim gamelonie oraz instrumencie zwanym Sasando. W ubiegłym roku nakładem oficyny Slow Dance Records ukazała się jej debiutancka epka - "Songs of Innocence and Experience". Wszystkich zainteresowanych sylwetką i muzyką Agi Ujmy odsyłam do obszernego wywiadu, który ukazał się w "Dwutygodniku". Trzeba podkreślić, że ten etniczny trop stanowi jedno z wielu bardzo różnych odniesień, jakie znajdziemy na płycie "Signal". W kolejnych nagraniach przewijają się elementy indie-rocka, dream-popu, drum and bassu, elektroniki, punka, czy rapu. Jude Woodhead słusznie zwrócił uwagę na fakt, że współcześni artyści coraz rzadziej wpisują się w ramy tylko jednej kategorii. "Sposób, w jaki niektórzy mówią o gatunkach i kategoriach muzycznych jest odrobinę przestarzały". Czerpanie z wielu estetyk dla młodych twórców nie jest obecnie wyborem artystycznym, czy ekstrawagancją, tylko czymś poniekąd naturalnym.
Muzyk z południowej części Londynu, swoją przygodę z dźwiękiem zaczynał od dubstepu, potem były rapowe wprawki, zwrot w kierunku brzmień klubowych, fascynacja dokonaniami grupy Four Tet, debiutanckim krążkiem The XX, czy wczesnymi płytami Gorillaz. Skrycie marzy o duecie z Hope Sandoval. Kto wie, może kiedyś. Szorstka i prosta wokaliza Jude'a Woodheada przyjemnie kontrastuje z delikatnymi i eterycznymi głosami zaproszonych do współpracy pań. Wśród nich znajdziemy naszą dobrą znajomą Sarę Dowson, której płytę z grupą Durg Store Romeos recenzowałem jakiś czas temu na łamach bloga. Oprócz niej artystę wsparła HALINA, która po przeprowadzce z Leeds także znalazła bezpieczną przystań w południowym Londynie, jej ostatni wydany we wrześniu album "The Game", wyprodukował właśnie Jude Woodhead. Świetnie wypadła nikomu nieznana Low Loudly - jej rozmarzony i niespiesznie artykułujący sylaby głos, troszkę podobny do Alison Show (Cranes), dopełnia narastające napięcie w utworze "Halfway". W "Late Summer" wrażliwe ucho wychwyci echa melodyki wczesnych dokonań The XX, uwagę przyciągnie wykorzystana w tej odsłonie kobieca linia wokalna, przeplatająca się z oszczędnym śpiewem Saint Jude'a. Podobnie oszczędne są aranżacje, w których skład zwykle wchodzą syntezatory, gitarowe wstawki, elektroniczne pętle i dodatki, utrzymane w duchu typowej domowej produkcji spod znaku lo-fi. Momentami można było nieco bardziej zadbać o jakość dźwięku, choć z drugiej strony ów brzmieniowy kurz czy brud dodaje uroku. W pierwszej części "Feedback Song" brytyjski twórca przy pomocy prostych środków wyczarował głębie przestrzeni. W wielu tych nagraniach wypełniających krążek "Signal" odnajdziemy nostalgiczny nastrój, oniryczną atmosferę.
Najsłabiej w moich oczach wypadła tytułowa kompozycja "Signal", zaprezentowana w trzech częściach. Dwie z nich w dość błahy sposób próbowali zagospodarować raperzy: Louis Culture oraz Trim, czyli Javan St.Prix. Nie wiem, czy swoim wystąpieniem zdołali przekonać kogoś oprócz samych siebie. Muzycznie w tych fragmentach również nic intrygującego się nie dzieje. To swoisty paradoks tego wydawnictwa. Artysta, który wywodzi się z hip-hopu i muzyki klubowej, tak słabo odnalazł się na dawnym macierzystym terenie, z kolei tak dobrze poczuł się w onirycznych dream-popowych przestrzeniach. Może to wynikać z przesunięcia akcentów, zmiany zainteresowań - co tłumaczyłoby w pewnym sensie marzenie o duecie z Hope Sandoval. I pomyślałby kto, że Jude Woodhead, w kolejnych odsłonach płyty "Signal", nie chciał zaprezentować siebie - bardziej jako autora piosenek i producenta, niż wokalisty - tylko młode i utalentowane dziewczęta, rezydujące w południowej części Londynu.
(nota 7/10)
Nie ukrywam, że pierwszy singiel Meg Baird zatytułowany - "Will You Follow Me Home", który zaprezentowałem całkiem niedawno, zauroczył mnie. Drugiemu, który ukazał się kilka dni temu, również nic nie brakuje. Cóż mogę więcej dodać w tej sytuacji, jak tylko to, że teraz to naprawdę z niecierpliwością czekam na cały album "Furling", który ukaże się 23 stycznia 2023 roku.
Postaram się podtrzymać podobny niespieszny i urokliwy nastrój. Bob Keal to muzyk i wokalista z brytyjskiego miasta Wallasey, który ukrywa się pod pseudonimem Small Sur. Oto mój ulubiony fragment z jego najnowszej płyty "Attic Room".
Skoro pojawił się Brytyjczyk, dla równowagi warto zaprezentować Francuza. Renaud Brustlein, który przybrał pseudonim artystyczny H-Burns, i najnowszy singiel "Morning Flight". Sami wybierzcie, do kogo Wam bliżej.
Kolejny "rozleniwiacz", tym razem w kobiecym wydaniu. Oto nie dalej jak wczoraj ukazała się najnowsza płyta Nadine Khouri - "Another Life", którą wyprodukował John Parish.
Zapowiedź albumu brytyjskiej wokalistki Billy Nomates - "Cacti", który ukaże się 13 stycznia w przyszłym roku.
Przeniesiemy się za ocean, do stanu Kalifornia, skąd pochodzi grupa Topographies, z synem perkusisty The Cure w składzie. Ich ostatni album recenzowałem na łamach bloga jakiś czas temu. Właśnie podzielili się ze światem najnowszym singlem.
W sekcji improwizowanej fragment płyty "Juba Lee", amerykańskiego saksofonisty Avrama Fefera, Eric Ruis na basie, Chad Taylor - perkusja, i najbardziej znany w tym składzie Marc Ribot na gitarze.
Coś dla fanów talentu pianisty Esbjorna Svenssona, dziewięć ostatnich jego kompozycji, zebranych na albumie "HOME.S.", rejestracji nagrań dokonano w jego domu, na kilka tygodni przed jego śmiercią, 14 czerwca 2008 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz