Płyty pochodzące z wytwórni Ropeadope Records pojawiają się od czasu do czasu na łamach tego bloga. W katalogu oficyny znajdziemy albumy reprezentujące gatunkowe pogranicze (crossover), ich autorzy w swoich kompozycjach zwykle swobodnie flirtują z różnymi gatunkami, łącząc ze sobą elementy jazzu, rocka, bluesa, elektroniki, soulu czy folku. Nie zasklepiają się w jednym jasno określonym centrum muzyki bezpiecznej, tylko wychodzą poza sztywne ramy i wyznaczone reguły. W wielu przypadkach tych działań nie liczy się końcowy efekt uzyskany przez artystę, ale sam proces wyjścia, i zebrane w jego trakcie doświadczenie. Oficyna Ropeadope Records została założona w 1999 roku przez Andy'ego Hurwitza w Nowym Yorku. Od samego początku miała być miejscem spotkań kreatywnych twórców, uosabiać coś na kształt skrzyżowania estetyk, form oraz kultur. Pierwszą płytą, która ukazała się z tym logo na okładce, był "Project Logic" - DJ Logica, a już trzy lata później, w 2002 roku, album Spanish Harlem Orchestra nominowano do nagrody Grammy. Był to wyraźny znak, że działalność wydawnicza wytwórni została zauważona i doceniona. Nic więc dziwnego, że tych nominacji do rozmaitych nagród czy wyróżnień w kolejnych latach było coraz więcej. Włodarze oficyny krok po kroku budowali rozpoznawalną markę, również odzieżową, tworzyli połączenia partnerskie oraz satelity, systematycznie poszerzali ofertę katalogową. Płyty takich grup i artystów jak: Antibalas, The Chicago Experiment, EYOT, David Sanchez, Aaron Parks, Jazz Ahmed, Logan Richardson czy Christian Scott ugruntowały pozycje na rynku amerykańskiego labelu. W 2007 roku wytwórnia przeniosła swoją główną siedzibę do Filadelfii, a sześć lat później jej szefem został Louis Marks - "Nie jesteśmy po właściwej stronie historii, jesteśmy prawdziwą historią w epoce zakłamania".
W ofercie katalogowej Ropeadope Records znajdziemy całkiem sporo wydawnictw płytowych wokalistów i wokalistek. Tak się złożyło, że jedna z nich - Sarah Elizabeth Charles - wczoraj opublikowała swoją najnowszą płytę "Blank Canvas". To artystka wciąż bardzo słabo znana w naszym kraju. Jeśli ktoś w ogóle kojarzy jej nazwisko, to głównie z nagrań trębacza Christiana Scotta, w których gościnie wystąpiła. Jej czwarte w dorobku dzieło - debiutowała albumem "Red" w 2012 roku - poprzedziło kilka traumatycznych wydarzeń; utrata dziecka, śmierć brata, któremu dedykowała utwór-wspomnienie "Brother", oraz narodziny upragnionego syna. Jako nastolatka Sarah była zafascynowana dokonaniami innej Sary... Vaughan. Po przeprowadzce do Nowego Jorku rozpoczęła edukacje w The New School For Jazz And Contemporary Music, gdzie obecnie jest adiunktem, prowadzi również warsztaty jazzowe i bywa edukatorką najmłodszych. Jej ojciec pochodzi z Port-au Prince na Haiti, dlatego amerykańska artystka w swojej twórczości często porusza wątki związane z emigracją, nierównościami społecznymi, rasizmem, ideologią polityczną, czemu dała wyraz chociażby na ostatniej płycie "Free Of Form" (2017).
Najnowszy album - "Blank Canvas" rozpoczyna utwór "Guest House Intro", który jest wokalnym fragmentem przedstawiającym poezję Rumiego, najwybitniejszego poety sufickiego. Po tak subtelnym wstępie kolejna odsłona płyty - "Borders" - momentami brzmi wręcz rockowo czy art-rockowo, głównie za sprawą aktywnej gitary Jordana Petersa. Sporo tu zmian tempa, przejawów nieźle zgranej ze sobą sekcji rytmicznej i flirtowania z różnymi stylistykami, co jest niejako znakiem rozpoznawczym tego wydawnictwa. Warto w tym miejscu dodać, że nie byłoby tej płyty, gdyby nie sprawdzeni w boju koledzy z grupy Scope, którzy na co dzień towarzyszą artystce - oprócz wspomnianego wcześniej gitarzysty, mamy Jessa Eldera (fortepian), Bunisa Earla Travisa (bas), Johna Davisa (perkusja), Jesse Fishera (syntezatory, produkcja). W dwóch kompozycjach pojawił się gościnnie nasz dobry znajomy i przyjaciel wokalistki Chistian Scott, którym tym razem nie zagrał na trąbce, tylko na stworzonym przez siebie instrumencie o nazwie Adjuah Bow (rodzaj harfy pocieranej smyczkiem).
Jej charakterystyczne brzmienie wypełniło nagranie "Freedom Day". To oryginalna kompozycja znakomitego Maxa Roacha pochodząca z płyty "We Insit! Freedom Now Suite", z 1961 roku. Rolę wokalistki pełniła tam Abbey Lincoln, do której Sarah Elizabeth Charles bywa niesłusznie i zupełnie niepotrzebnie porównywana. Barwa głosu tej ostatniej jest dość wysoka, jak na środowisko muzyki improwizowanej, gdzie zwykle dominują zamszowe czy bursztynowe średnice lub niskie tony. Sarah Elizabeth Charles często i łatwo wspina się na wzgórza górnych rejestrów, lubi długie dźwięki, gdzie momentami zbyt mocno próbuje pokazać swój głos, jakby wychodziła z założenia, że "wyżej i głośniej" oznacza "lepiej". Nie obawia się przy tym wyjść przed instrumenty, pozostać na scenie całkiem sama, wykorzystać folkowych zaśpiewów, soulowych tricków czy popowej prostoty, nie stroni także od elektronicznych modyfikacji lub różnej maści nakładek. Raczej kokietuje nas drobnymi jazzowymi nawiązaniami, niż wpisuje się w szeroko pojętą klasykę tego nurtu. Umiejętnie zbliża się, to znów oddala, meandruje i kluczy, jakby w żadnej estetyce nie chciała zagrzać na dłużej miejsca. Jej interpretacja "Freedom Day" zawiera elementy psychodelii czy "duchowego jazzu", i znacznie bliżej jej nastrojem do twórczości omawianej na łamach bloga Melanie Di Biasio, niż do Abbey Lincoln. W podobnym tonie utrzymany został wspomniany wcześniej "Brother", wypełniony ozdobnikami, nieśmiałym folkowo-bluesowym echem. Najbliżej jazzowej tradycji sytuuje się "Out Loud" i "Malba", choć ten drugi utwór początkowo nie ma jednej myśli, czytelnego kierunku, przebiega dość chaotycznie, nawet jak na swobodne poczynania amerykańskiej wokalistki, na domiar złego wieńczy go banalny koniec. Z kolei "Blind Emotions" - to nie tylko świetna aranżacja, ale też pokaz subtelnej gry inteligentnie zaplecionych instrumentów. Niespiesznie kończący płytę "The Message" ma coś z nastroju niektórych kompozycji Stinga lub Sade.
(nota 7/10)
Pozostaniemy w Londynie, gdyż stamtąd wywodzi się się grupa Cristobal And The Sea, ostatnio wróciłem do ich epki.
Na koniec pozostawiłem wizytę w słonecznej Kalifornii. Wokalistka Dawn Richard oraz saksofonista i producent Spencer Zahn wydali niedawno bardzo chwalony album "Pigments".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz