W tym tygodniu, i w tej odsłonie bloga, postawiłem na śpiewające i grające panie. Z tego powodu poniżej znajdziecie sporo piosenek i płyt, których autorkami, jak i wykonawcami, są kobiety. Najchętniej recenzowaną płytą w ostatnich dniach, oczywiście w damskiej kategorii, wydaje się być album żeńskiego kwartetu Warpaint zatytułowany "Radiate Like This". Znajdziemy na nim nieco mniej dźwięków gitar, niż to dawniej bywało, chociażby na omawianym przeze mnie kilka lat temu krążku - "Heads Up". Tym razem znacznie większą rolę odegrała produkcja, za którą był odpowiedzialny Sam Petts-Davies. Pisanie o najnowszej płycie Warpaint wydaje się być oczywistością, szczególnie, kiedy w sieci możemy znaleźć mnóstwo podobnych do siebie notek. Dlatego odejdziemy na moment od alternatywnego mainstreamu i zajrzymy do Brukseli. Właśnie stamtąd pochodzi Dominique Van Cappelen -Waldock, która wraz z Lucille Beavais (klawisze, gitara) i Cecile Gonay (skrzypce, chórki, perkusja), tworzą żeńskie trio Baby Fire. Przed tygodniem ukazała się ich najnowsza propozycja "Grace".
Dominique Van Cappelen -Waldock to belgijska wokalistka, autorka tekstów i kompozycji. Po rozwodzie rodziców przeniosła się z Brukseli do Londynu, gdzie dorastała pod czujnym okiem dziadków. To właśnie tam zaczęła tworzyć pierwsze kompozycje. Początkowo podzieliła się nimi tylko z Ronniem Jamesem Dio (grupa Rainbow), a ten zachęcił ją do publikacji tych nagrań. W ten sposób w 2014 roku światło dzienne ujrzał album "The Red Robe", przy okazji którego pojawiły się porównania do Carli Bozulich, Patti Smith, Kim Gordon czy Siouxie And the Banshees. Również w Londynie Dominique poznała członków punkowej grupy Crass, z którymi nawiązała nić przyjaźni. Wśród nich była Eve Libertine - to ona, obok innych zacnych gości, pojawiła się na ostatniej płycie tria Baby Fire; zaśpiewała w utworze "Love", obok G.W. Soka, znanego z formacji Oiseaux-Tempete. Oprócz nich usłyszymy także Leatitię Sherif oraz Mike'a Moyę (zespół Godspeed You! Black Emperor).
Muzyka Baby Fire niesie wraz sobą prostotę i brud punkowych gitar, drapieżność oraz energię, ale również folkowe i chóralne zaśpiewy, zanurzone w mrocznych, ponurych scenografiach. Skromne aranżacje uzupełniają zazwyczaj dwie wokalizy - podstawowa i chór. Dominique Waldock lubi śpiewać wysokim głosem, wykorzystując długie dźwięki, jak w otwierającym całość "A Spell'. Przy okazji odsłuchiwania tego utworu warto mieć się na baczności, i lepiej nie powtarzać za wokalistką poszczególnych zwrotów, gdyż tekst zawiera frazy autentycznych zaklęć. Kolejna piosenka - "Fleur" - przypomina osobliwe połączenie melodyki dawnych pieśni Nicka Cave'a, z utworami zapomnianej dziś Siouxie And The Banshees. Monotonna praca gitar i perkusji, prosty chwytliwy refren, w zupełności wystarczają, żeby przyciągnąć uwagę słuchacza. W znakomitym "This Is A Love Song", belgijskie trio pozostawiło uczucie sporego niedosytu, głównie za sprawą krótkiego czasu trwania - tylko dwie minuty. W tytułowej i jednej z najlepszych odsłon - "Grace", usłyszymy wspomnianego wcześniej Mike'a Moyę. Leniwe tempo tej kompozycji, akcenty skrzypiec oraz gitar, przywołują skojarzenia z gatunkiem slowcore. Przy tej okazji mogą przypomnieć się nostalgiczne pieśni grupy Codeine, co nie jest najgorszym tropem, bowiem Dominique Waldock ma na koncie współpracę z Dougiem Scharinem (członek Codeine), kiedy ten pracował nad solowym albumem. Mroczny i niepokojący "Sing In Brightness" brzmi jak ścieżka dźwiękowa do pogańskiej mszy. Z kolei w świetnym "Prayer", mimo iż zabrakło tonów przesterowanych gitar, skrzypce bas i chóralne zaśpiewy w tle, dobrze wykonały powierzone im zadanie. W odróżnieniu od nowoczesnej i dość charakterystycznej produkcji najnowszego albumu Warpaint, brzmienie płyty "Grace" jest surowe i poniekąd naturalne, stoi za nim Pierre Vervloes znany ze współpracy z grupą dEUS. Dominique Van Cappelen-Waldock wspiera wszelkie przejawy kultury feministycznej. Dlatego też promocji najnowszej płyty Baby Fire, jak i jej solowego albumu "Fleur Feu: A Fire Ceremony", który ukaże się 27 maja, będzie towarzyszyła wystawa prac kobiet-artystek - fotografia, rysunek, malarstwo, rzeźba, moda, itd.
(nota 7/10)
Zanim dodatki, pojawi się zapowiedź najważniejszego festiwalu muzycznego, przynajmniej w Europie, mowa o Primavera Sound, który jak zwykle odbędzie się w Barcelonie. Niegdyś kwietniowe spotkania artystów z całego świata, tym razem przeniosły się na dwa pierwsze weekendy czerwca. Kto wystąpi? Wielu naszych dobrych znajomych. Warto rzucić okiem na całkiem zgrabną reklamę głównego Line-Up.
W nawiązaniu do dzisiejszego tematu drobna podróż w przeszłość. Szwedzki, zapomniany i bardzo słabo znany, kwartet Audrey, który tworzyły Victoria, Anna, Emilelie, Rebecka, z ich najlepszej płyty "Visible Forms".
Kolejna i bardziej aktualna, bo dopiero stawiająca swoje pierwsze kroki, szwedzka grupa Hater, z dopiero co opublikowanej płyty "Sincere"; z Caroline Landahl jako wokalistką i autorką tekstów.
Następna śpiewająca pani to Dama Scout, która w ten sposób promuje swój niedawno wydany album zatytułowany "Gen Wo Lai/ (Come With Me)".
Przeniesiemy się do niemieckiego miasta Bremen, skąd pochodzi grupa Attic Frost. Mam nieodparte wrażenie, że ich najnowsza płyta - "A New Kind Of Hopelessness" - przypadłaby do gustu Tomkowi Beksińskiemu. Bardzo urokliwe flirtowanie z zimnofalową przeszłością.
Fani grupy Afghan Whigs już mogą zacierać ręce, na wrzesień przewidziana jest publikacja najnowszego wydawnictwa "I'll Make You See God", które promuje taki oto singiel.
W kąciku improwizowanym zajrzymy do katalogu wytwórni Constellation Records, oto ukazała się nowa płyta sekstetu Jofultalk - "Familiar Science".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz