niedziela, 7 marca 2021

FIVE THE HIEROPHANT - "THROUGH AUREATE VOID" (Karisma & Dark Essence Records) "Suszenie włosów"

 

     Kto by pomyślał, że przygotowując kolejny wpis na temat muzyki alternatywnej odwiedzę w sieci strony zajmujące się tarotem. Cóż, kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Muzyka nie tylko łagodzi obyczaje, ale również poszerza horyzonty. Moje horyzonty kilkanaście minut temu zostały mocno poszerzone, o wiedzę dotyczącą znaczenia poszczególnych kart w tarocie. Skłoniła mnie do tego nazwa brytyjskiego zespołu, którego członkowie na co dzień rezydują w Londynie. Hierofant - to karta oznaczona w tarocie numerem V, przedstawia dojrzałego mężczyznę, ubranego w ozdobną szatę. To kapłan, papież, arcykapłan czy hierofant. Karta ponoć jest symbolem objawienia, a także drogi duchowego rozwoju. Jak twierdzą specjaliści: "Symbolizuje otwartość człowieka na głębsze poznanie niż to, co jest dostrzegalne na pierwszy rzut oka" (cytat za Blog.Otylia.pl).

 Wyposażeni w tak rozległą wiedzę ezoteryczną możemy bez przeszkód przystąpić do uważnego słuchania drugiej, o ile dobrze liczę, w dorobku płyty długogrającej grupy Five The Hierophant - "Through Aureate Void". Album ten stanowi osobliwe połączenie muzyki doom, dark metalowej z elementami dark jazzu. W pierwszych skojarzeniach mogą pojawić się takie nazwy jak: The Killimanjaro Darkjazz Ensemble, Bohren & Der Club Of Gore, Dale Cooper Quartet itd. Gdy dodamy do tego ciężkie momentami brzmienie black metalowych gitar uzyskamy w miarę przybliżony obszar, po którym zwykle porusza się załoga ze stolicy Anglii. Swoją przygodę z muzyką członkowie zespołu rozpoczynali mniej więcej sześć lat temu. Chris (perkusja) i Kali (gitara), pracowali w tamtym czasie w salonie tatuażu. Po kilku tygodniach dołączył do nich  Mitch (basista). Debiutowali w 2017 roku płytą długogrająca "Over Phlegethon" (w dorobku mają również epki). Podobnie jak ma to miejsce w dark jazzie, formacji  Five The Hierophant zależy na zbudowaniu specyficznej mrocznej atmosfery. Nie znajdziemy więc pośród tych pięciu nagrań wypełniających krążek karkołomnych nieraz popisów mistrzów gryfu czy wirtuoza saksofonu. Nie tędy droga zdają się mówić użyte tutaj instrumenty. Wolny monotonny rytm, który dodatkowo pogłębiają dodatkowe perkusjonalia i ciężkie gitarowe riffy, wprowadza nastrój grozy lub niepokoju. Od czasu do czasu w poszczególnych utworach odzywa się męski głos, jakby starca lub zmęczonego życiem człowieka - być może hierofanta właśnie - który podaje fragmenty tekstu. 

"Nie ma narracji, a raczej nie ma jednej poprawnej narracji, którą chcielibyśmy komukolwiek narzucać" - powiedział w jednym z wywiadów Kali, zupełnie tak, jakby chciał zasugerować, że nasze poznanie uwikłane jest w perspektywiczność.  Najnowsza płyta Londyńczyków rozpoczyna się od ambientowej przestrzeni "Leaf In The Current", w dalszej kolejności muzyczny plan wypełniają tony gitary i ozdobniki saksofonu, który funkcjonuje także w oparciu o powtarzalne i systematycznie rozwijane struktury. Od samego początku obcowania z wydawnictwem "Through Aureate Void" miałem spore zastrzeżenia do realizacji dość płasko brzmiącej perkusji. Gdyby udało się te nagrania nieco bardziej osadzić w niskich rejestrach, pokryć mięsistym basem, materiał dźwiękowy spowijałby jeszcze większy mrok, a całość zyskałaby na sile rażenia. "Zabieramy cię w podróż, ale tak naprawdę to od ciebie zależy, dokąd chcesz pojechać, co chcesz zobaczyć. Jesteśmy tylko pojazdem". W odróżnieniu od wielu innych grup metalowych czy eksplorujących krainę dark jazzu,  Brytyjczycy nie boją się wyjść poza utarte schematy czy sztywne podziały oraz używać egzotycznych instrumentów: piła muzyczna, cytra, róg tybetański. Najlepszym fragmentem wydaje się być utwór "Pale Flare Over Marshes" - blisko 15 minutowa odsłona pełna gęstego mroku, z dobrze zbudowanym i zróżnicowanym napięciem, wypełniona mocnym powiewem soczystych black metalowych gitar i jazzowymi akcentami saksofonu. Stylistycznie gdzieś w tych  rejonach porusza się inna formacja, której debiut recenzowałem na łamach tego bloga. Mam tu na myśli grupę Ex Eye - "Ex Eye". Tam na tenorze grał Colin Stetson, i niskie tony jego instrumentu rzeczywiście robiły wrażenie i dużo dobrej roboty. Dla kontrastu w niektórych utworach "Through Aureate Void" przydałby się wysoki kobiecy głos, który jeszcze bardziej zagęściłby sugestywny nastrój. Mitch, Chris, Kali i Jon najpełniej brzmią, gdy śmiało odkręcają pokrętła wzmacniaczy, nie żałują gryfu ani strun, kiedy z głośników wieje tak mocno, że można przy tej muzyce suszyć sobie włosy. Moja intuicja podpowiada mi, że mimo wszystko ortodoksyjni fani black, doom, dark metalu raczej pokręcą nosem, obcując z najnowszą płytą Five The Hierophant. Jednak ci, którzy szukają w muzyce tego, co niekiedy sytuuje się na pograniczu gatunków czy stylów, znajdą dla siebie na tym krążku nieco smakowitej pożywki. 

(nota7.5/10)




W kąciku deserowym dziś wspaniałe wiadomości. Oto jeden z moich ulubionych artystów ostatnich kilkunastu miesięcy za dwanaście dni uraczy nas nowym wydawnictwem. O kim mowa? William Doyle, którego wspaniały album "Your Wilderness Revisited" recenzowałem nie tak dawno na łamach tego bloga, 19 marca wyda płytę "Great Spans Of Muddy Time". Od kilku dni zasłuchuję się w singlu promującym ten krążek "And Everything Changed" (But I Fell Alright)". I odliczam dni do premiery. Smacznego!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz