niedziela, 27 września 2020

MOOR MOTHER - "CIRCUIT CITY" (Don Giovanni Records) "Kolonizacja świata życia"

 

       "Krajobrazy jako fotografie, kobiety jako seksualne scenariusze, myśli jako słowo pisane, terroryzm jako moda, wydarzenia jako telewizja. Rzeczy wydają się istnieć jedynie z uwagi na owo dziwne przeznaczenie. Zaczynasz zastanawiać się, czy świat sam w sobie nie jest po prostu po to, aby służyć jako zwykła kopia reklamowa w jakimś innym świecie"
      J. Baudrillard - "Ameryka"


    Dziś przed Państwem "samo gęste" - stosując terminologię redaktora Piotra Kaczkowskiego - przynajmniej  w pierwszej części tego wpisu, bowiem, ukrywająca się pod szyldem Moor Mother, Camae Ayewa, jeńców raczej nie bierze. Jej przekaz często bywa radykalny zarówno na poziomie formy i treści, jak i muzyki oraz słów. Debiutowała wydawnictwem "Fetish Bones" w 2016 roku, od razu przyciągając uwagę krytyków The Wire, Jazz Right Now, Spin czy Pitchofork, którzy nie szczędzili jej komplementów.

Camae Ayewa dorastała w specyficznym środowisku osiedla mieszkaniowego w Aberdeen. Echa tamtych dziecięcych wrażeń znajdziemy w warstwie lirycznej najnowszego albumu "Circuit City". To właśnie tam zetknęła się z ubóstwem, nietolerancją, segregacją rasową, systemem rozmaitych wykluczeń. "W naszych mieszkaniach mieściły się sklepy (...), byli tam ludzie zmagający się z alkoholizmem i narkomanią" - powiedziała w jednym z wywiadów, żeby po chwili dodać. "Uważa się, że ludzie, którzy mieszkają w tanich mieszkaniach nie mają żadnych  talentów". Artystka podkreśla znaczenie politycznie usankcjonowanych społecznych gett. Piętnuje wszelkie nierówności i formy segregacji, począwszy od rasowej, przez kryminalizację ubóstwa, a na religijnej skończywszy. W trakcie nauki w szkole artystycznej wraz z koleżanką założyła pierwszy zespół, do którego szybko dołączył poznany na ulicy basista. Jako żeński duet wyruszyły w trasę koncertową pod nazwą Girl Dressed As Girls. Nazwa "Moor Mother" miała w zamyśle autorki wskazywać i przywrócić "przednowoczesną czarną tożsamość". Poetka, aktywistka, artystka wizualna, rezydująca na co dzień w  Filadelfii, jest zwolenniczką afrofuturyzmu - ruchu, który jej zdaniem kreśli utopijne perspektywy dla afroamerykańskiej kultury.  

Album  "Circuit City" - podobnie, jak opisywany na łamach tego bloga świetny krążek Aging - "Sentenced To Love" - jest czymś na kształt dźwiękowego zapisu przedstawienia (musicalu). Premiera spektaklu miała miejsce 27 czerwca 2019 roku w FringeArts. Całość rozpoczyna się od dialogu Camae Ayewa'y z Elon Battle. Siedząc wygodnie w fotelach, w mieszkaniu należącym do korporacyjnego kompleksu, zastanawiają się, jakiej muzyki posłuchać, z naprawionego przed momentem gramofonu. Kiedy Ayewa wreszcie opuszcza igłę na powierzchnie winylowej płyty, zespół schowany za jej plecami zaczyna grać. Steve Montenegro (Mental Jewelry), Luke Stewart (Irrevesible Entanglements), Kiera Neuringera, T. Holmes, Aquiles, Madam Data (czyli Ada Adhiyatma) i Elon Battle, grają głównie jazz, płynnie przechodząc pomiędzy free-jazzowymi improwizacjami, a noise-jazzem. Płyta zawiera cztery kompozycje, czasem trwania zbliżające się lub przekraczające dystans dziesięciu minut. W niektórych odsłonach brzmienie łagodnieje, jak w moim ulubionym fragmencie "Time Of No Time", który otwiera swobodny śpiew i partia niepokojącego basu, żeby za moment nieco bardziej się zagęścić. Album, jak i spektakl zaczyna się od słów: "Było tyle traumy, tyle traumy, że nawet nie wiem, od czego zacząć". W tytułach poszczególnych utworów odnajdziemy industrialne nawiązania, mamy tu bowiem: maszynę ("zmuszanie do pracy przy maszynie, która jest tak wielka, że nawet jej w całości nie widać"), obwody i przewody oraz brak czasu (mieszkańcy gett, zdaniem autorki, nie mają czasu na normalne życie). 

W tekstach, które funkcjonują również na zasadzie "strumienia świadomości" (słowo śpiewane oraz mówione),  oprócz zaakcentowania wspomnianych wyżej różnych form segregacji, problematyki mieszkaniowej (brak tanich mieszkań), znajdziemy także krytykę ponowoczesnego kapitalizmu.  Przewija się ona również w wypowiedziach artystki, nawiązujących, mniej lub bardziej świadomie, do amerykańskich czy brytyjskich teoretyków kultury - J. Fiske, L. Grossberg, P. McLaren, R.Rorty - czy wcześniejszych niemieckich filozofów. Nie sądzę, żeby Camae Ayewa sięgnęła do prac przedstawicieli Szkoły Frankfurckiej, dajmy na to, do koncepcji Jurgena Habermasa, ale odnalazłaby tam wiele własnych nieśmiałych intelektualnych przeczuć czy intuicji, jak chociażby "kolonizację świata życia", czy "logikę systemu", która zawładnęła przestrzenią świata społecznego. 

Na poziomie muzycznym możemy się doszukać rozmaitych tropów, czy to z krainy improwizowanych dźwięków, czy to z awangardowej niszy: Matana Roberts, Fire! Orchestra itd. Korzystając z okazji, chciałbym w tym miejscu przywołać dwa nieco zapomniane albumy, które jakoś korespondują z krążkiem Moor Mother - "Circuit City". Pierwszy z nich to płyta Tomasza Stańki - "Witkacy, Peyotl/Freelectronic", nagrywana od kwietnia 1984 do listopada 1986, inspirowana i zawierająca teksty Witkacego z publikacji "Narkotyki - Niemyte dusze", zatopione w jazzowym brzmieniu. Drugi album - i nieco bardziej odległe skojarzenie - tym razem bez słowa mówionego, ale równie radykalny brzmieniowo, powstał w podobnym okresie. Zarejestrowany został 2 lipca 1988 roku w Berlinie. Cecil Taylor European Orchestra - "Alms/Tietgarten (Spree)". Wydawnictwo zawiera dwie kompozycje (ok. 60 minut każda), i pokaz możliwości kilkunastu muzyków dowodzonych przez pianistę Cecila Taylora. W składzie znajdziemy takich mistrzów jak: Tomasz Stańko, Peter Brotzman, Louis Scalvis, William Parker, Enrico Rava i Evan Parker. 


(nota 8/10)





Zarówno przed tygodniem, jak i dziś krążymy po drogach i bezdrożach Filadelfii. W kąciku deserowym również pozostaniemy w tym mieście, ponieważ jest z nim związany Beverly Glenn-Copeland. Płyta "Transsmission: The Music Of Beverly Glenn-Copeland" przywołuje sylwetkę tego niezbyt u nas znanego transseksualnego artysty, i stanowi zachętę, żeby sięgnąć do jego fonograficznego dorobku. Tym bardziej, że wydawnictw nie ma zbyt wiele, a sam 76-letni Copeland znalazł się obecnie w trudnej sytuacji finansowej. Na wspomnianym wyżej zestawie znajdziemy pierwszy nowy utwór napisany od piętnastu bodajże lat - "River Dreams". Moja ulubiona kompozycja "Ever New" otwiera album "...Keybords Fantasies..." z 1986 roku.




Skoro miasto Filadelfia, to pozwólcie, że na koniec, bo jakiś koniec być musi, żeby mógł być kolejny początek, powrócę do moich ulubionych dźwięków z albumu, który anonsowałem przed tygodniem. Jakże udany, cudny cover pieśni Neila Younga. Smacznego!





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz