David Bramwell to dziennikarz, prezenter radiowy, autor audycji tematycznych dla BBC Radio 3 i 4, pasjonat i ekscentryk, badacz egzotycznych kultur i znawca lokalnych folklorów. Przełomem dla jego intelektualnych poszukiwań było odkrycie książek Carla Junga, Wilhelma Reicha i Rudolpha Steinera. W dalszej kolejności zainteresował się magią i okultyzmem, odsłaniał tajniki rozmaitych wierzeń, badał znaczenie poszczególnych symboli, jak chociażby pojęcie "wody", któremu poświęcił niejeden program oraz pracę "The Cult Of Water". Przywołuje tam sielską krainę dzieciństwa w Doncaster oraz podróż w górę rzeki Don. Zgrabnie sklejona wielowątkowa opowieść zostaje wyrażona przez historie, muzykę, archiwalne filmy, i podpisana przez twórcę, który zmaga się z talasofobią (lęk przed morzem, dużymi akwenami).
David Bramwell wychodzi z założenia, że cywilizacja naukowo-techniczna skupiła się jedynie na tym, co mierzalne i obliczalne ("mędrca szkiełko i oko"), odsłoniła tylko fragment rzeczywistości i usunęła z pola zainteresowania wszystko to, co wymyka się jednoznacznej definicji. Nie wiem, czy brytyjski wokalista naprawdę wierzy w duchy, ale chętnie składa wizyty w "nawiedzonych miejscach", zapomnianych dworkach, cmentarzach, miejscach kultu. Wszystko to znajduje potem swój przetworzony wyraz w tekstach jego piosenek. Jak chociażby w tej, z najnowszego wydawnictwa, zatytułowanej "Night Of The Dab Tsog", która przedstawia autentyczną historię. Oto grupa mężczyzn z plemienia Hmung w Laosie, po przeprowadzce do USA w 1979 roku zmarła we śnie podczas jednej nocy. Z kolei w kompozycji "Leave Behind" usłyszymy głos Pat, sąsiadki Bramwella, która opowiada o swoich problemach z duchami. "Marian Marks" zainspirowana została odwiedzinami artysty w XV - wiecznym domu Alana Garnera w Alderley (brytyjski pisarz fantasy).
Utwór "Twice Around The Sun" to spacer po Wiltshire i odkrywanie neolitycznych kamieni. W dalszej części płyty znajdziemy odwołania do symboliki wody, światła i ognia, nawiązania do legend, między innymi tej o druidach, do którego zakonu Bramwell wstąpił był w ubiegłym roku. Cały zestaw nagrań zawiera dziesięć kompozycji zarejestrowanych w Church Road Studios, z gościnnym udziałem Elizy Skelton (głos) i Emmy Papper (klarnet).
Nazwa "Oddfellow's Casino" pochodzi od nazwiska wiktoriańskiego dziwaka Ambrose'a Oddfellowa. W 1991 roku babcia Davida Bramwella - Sylvia, mieszkająca w Woodhall Spa, również zafascynowana okultyzmem - zostawiła mu niecodzienny spadek. Stuletnie wąsy zamknięte w pudełku. Właścicielem owych wąsów był wspomniany wcześniej Ambrose Oddfellow, który ponoć obciął je na cele charytatywne.
Skład formacji wielokrotnie zmieniał się przez ostatnie dwadzieścia lat, a jedynym jej stałym członkiem był... założyciel i twórca grupy. Z tych nieco bardziej znanych nazwisk, które podpisały listę obecności na tym lub poprzednich wydawnictwach warto wymienić basistę Stereolab - Simona Johnsa czy Steve'a Lewisa z grupy Fujija And Miyagi.
David Bramwell od samego początku, czyli od całkiem udanego debiutu - "Yellow Bellied Wonderland" (2002) - traktował poszczególne gatunki jak tropy lub wyzwania, śmiało przekraczając stylistyczne granice. Podobnie jest w przypadku najnowszego krążka "Burning! Burning!". Znajdziemy tutaj gustowne aranżacje, zrobione z dużym wyczuciem oraz smakiem, elementy dream-popu, indie-rocka, elektroniki, indie-folku, czy art-rocka, jak w urokliwym i jednym z moich ulubionych utworów "Strange Lights In The Sky", który płynnie przechodzi w "Twice Around The Sun". Warte odnotowania, i wielu ponownych odtworzeń, są: "Where Are The Memories Of Henry Sargeant" i transowy "Frozen Warnings".
Ciężko zaprzeczyć, że David Bramwell wypracował indywidualny styl. Szkoda tylko, że tak nieliczni fani muzyki wiedzą o jego istnieniu. Trzeba przyznać, że z okazji jubileuszu dwudziestolecia obecności na scenie brytyjskiej efemerycznej formacji, jej twórca obdarował nas bardzo spójnym i dobrym wydawnictwem.
(nota 7.5-8/10)
Skoro dziś świętujemy wraz z Davidem Bramwellem, to w kąciku deserowym powinna zabrzmieć kolejna jego kompozycja. Niech to będzie pierwszy utwór Oddfellow's Casino, jaki usłyszałem w życiu. Był 2012 roku, na rynku pojawiła się płyta "The Raven's Empire", którą zamykało to jakże pełne "bramwellowskiej magii" cudeńko - "Death Won't Have Me". A brytyjskiemu twórcy skromny autor tego bloga życzy dużo dobrego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz