niedziela, 24 maja 2020

BRIGID DAWSON & THE MOTHERS NETWORK - "BALLET OF APES" (Castle Face Records) "Burbon, brzoskwinie, pomarańcze i zioła"

    Barwną niczym okładka płyty "Ballet Of Apes" dzielnicę Lower Haight w latach 70-tych nazywano "Pine Valley", ze względu na rosnące w tej okolicy sosny. Przechadzając się ulicą Haight Street natrafimy na nocne kluby, ekskluzywne salony fryzjerskie, galerie, restauracje i kawiarnie. W jednej z nich kilkanaście lat temu zaczęła pracować Brigid Dawson. Do San Francisco trafiła prosto z Wysp Brytyjskich, szukając inspiracji, nowego otwarcia. W lokalu należącym do Patricka Mullinsa każdego dnia parzyła kawę, podawała ciasta lub inne smakołyki i coraz bardziej znudzonym wzrokiem przyglądała się gościom. Niewielu stałych bywalców rozumiało jej specyficzne, brytyjskie poczucie humoru. Jednym z nich był John Dwyer, który przekraczał próg kawiarenki dość regularnie, zwykle próbując złagodzić dolegliwości żołądkowe, które pojawiły się po kolejnej aż nazbyt wyczerpującej trasie koncertowej. "Był jedyną zabawną osobą, której podawałam kawę" - wspominała Brigid. John mniej więcej dwa lata bił się z myślami, rozważał wszelkie "za" i "przeciw", wyruszał w kolejną trasę, żeby jeszcze bardziej zmęczony z niej powrócić, aż w końcu zaproponował kelnerce wspólne występy w założonym i prowadzonym przez niego zespole Thee OH Sees. Dawson przystała na tę propozycję po chwili wahania. Wcześniej udzielała się wokalnie w kilku grupach, między innymi MixTape, i nie miała zbyt dobrych wspomnień dotyczących wspólnego grania z mężczyznami. Jeden z liderów formacji przez której skład się przewinęła, tak oto zachęcał 18-letnią Brigid do wejścia na scenę: "Po prostu wyjdź tam i potrząśnij tyłkiem! Od tego jesteś!".

Dziś, kiedy Brigid Dawson ma już za sobą pierwszy telewizor wyrzucony przez okno pokoju hotelowego - niechętnie wraca do tego osobliwego epizodu - kilka wystaw obrazów jej autorstwa oraz kilkanaście lat grania u boku Johna Dwyera w zespole Thee Oh Sees, wreszcie przyszedł czas na debiut fonograficzny podpisany własnym nazwiskiem. "Zawsze myślałam, że jestem zbyt nieśmiała, żeby wystąpić przed ludźmi, ale to było coś, co naprawdę chciałam robić". Podczas pierwszego publicznego występu była tak zestresowana, że ponoć przed wyjściem na scenę wychyliła połowę butelki "Southern Comfort". Trunek ten powstał w 1874 roku, w Nowym Orleanie, za sprawą barmana Martina Wilkesa Herona, w jego skład wchodzą burbon, brzoskwinie, pomarańcze i zioła, zawiera od 35-50% alkoholu.  Muzyka, która wypełnia debiutancki album Dawson smakuje podobnie - trochę goryczy, odrobina kwasku i moc procentów. Znajdziemy więc na nim odwołania do psychodelicznego rocka z przełomu lat 60/70, bluesowe refleksje oraz sporą dawkę ożywczej energii. Zaproszenie do współpracy znajomych  artystów sprawiło, że wydawnictwo "Ballet of Apes" zyskało na różnorodności. Płytę nagrywano w różnym czasie i w kilku miejscach: Australia, Brooklyn, San Francisco, w oparciu o połączone siły muzyków z takich grup jak: Thee Oh Sees, Sic Alps, Fresh & Onlys, Total Control oraz Sunwatchers. Z tego zacnego grona warto wyróżnić Jeffa Tobiasa - multiinstrumentalistę, absolwenta kierunku kompozycja muzyczna na Brooklyn College - który ozdobił nagrania Dawson partiami saksofonu. Album można podzielić na trzy części - do pierwszej należą trzy pierwsze kompozycje utrzymane w podobnym nastroju, z ciekawymi pomysłami aranżacyjnymi, drugą stanowi bluesowy rodzynek "When My Day of The Crone Comes", a trzecią trzy ostatnie psychodeliczno-transowe odsłony, w mojej ocenie zdecydowanie najlepsze. Tytułowy "Ballet of Apes" i "Heartbreak Jazz" to pokaz możliwości grupy prowadzonej przez Brigid Dawson.


(nota 7.5-8/10)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz