Wcześniej Sidney Lindner sporo podróżował, urodził się w Paryżu, później przeniósł się do USA, gdzie rodzina nigdzie nie mogła na dłużej zagrzać miejsca, stąd przyszły wokalista i autor tekstów musiał aż 11 razy zmieniać szkołę. Debiutował fonograficznie w 2002 roku albumem "The Shinning Example Is Lying On The Floor", z grupą The Hotel Alexis, w skład której wchodzili muzycy formacji Torrez i Josh Ritter's Band, wydanej we własnej wytwórni Broken Sparrow Records. Pod tym szyldem ukazały się jeszcze dwie płyty; wprawdzie zespół formalnie wciąż istnieje, jednak w najbliższym czasie nie należy się spodziewać ich nowych piosenek. W roku 2011 pojawił się solowy album Lindnera zatytułowany "Holy Brother Of The Mountain Sun", poświęcony zmarłemu bratu. Tak się złożyło, że najnowsze wydawnictwo "Summer Ghosts/Nightfalls" również dedykowane jest bratu. Inspiracją do jego powstania były niektóre kompozycje stworzone wraz z bratem - Cayce - kilkanaście lat temu. Dopiero teraz, po przeszło dekadzie, zyskały nowe barwy i zupełnie inne kształty.
"Musi istnieć coś w rodzaju "zdarzenia wyzwalającego", które zwykle rozpoczyna lawinę następujących po sobie pomysłów" - powiedział Lindner w jednym z wywiadów. Amerykański wokalista dużo słyszał o wpływie konkretnego miejsca na proces twórczy, i wreszcie chciał się przekonać o tym na własnej skórze. W ten sposób powstało kilkanaście kompozycji, które w pierwotnym zamyśle Lindner miał wykonać w duecie z Yorgensenem (gitara, organy, fortepian, syntezator). Jednak po krótkim namyśle i czasie zdecydowano się opublikować 10 utworów, a do składu dołączyli wspomniana już powyżej Karen Elizabeth (wokal), Gregg Porter (perkusja), Clara Kebabian (altówka, skrzypce), Guy Capecaletro (gitara, bas). Rynek muzyczny przywitał nowy twór: The Silver Wilderness Collective (nazwę amerykański muzyk zaczerpnął od tytułu płyty, którą nagrał przed laty wraz z bratem jako Golden Hotel).
Trzeba przyznać, że album "Summer Ghosts/Nightfalls" dobrze oddaje klimat letniej ciepłej nocy. Trochę tu nastrojów nawiązujących do twórczości Nicka Cave'a, Howarda Gelba, Drake'a czy Tindersticks. Dominuje podany gustownie indie-folk i leniwe takty americany. W poszczególnych aranżacjach wykorzystano partie skrzypiec, harmonijki czy trąbki, która w "The Rest Of My Days" przypomniała mi dokonania grupy The Belle And Sebastian. Niespieszna narracja wykreowana głębokim i ciepłym głosem Lindnera znajduje uzupełnienie w kolejnych odsłonach płyty. Uwagę przykuwają świetnie zrealizowane: "Lariat" , "You & Me Kid", a kompozycja "It's Just a Rush" ma w moim odczuciu potencjał alternatywnego przeboju.
(nota 7.5/10)
Innym przebojem ostatnich dni, którym chciałbym się z Wami podzielić, jest dla mnie utwór Kaśki Sochackiej - "Śnię". Wracam do tych prostych nut regularnie i z uporem maniaka. Nutki, owszem, może i proste, ale połączone ze sobą tak, jakby w takim właśnie układzie trwały schowane od lat, czekając na odkrycie. W aranżacji coś można by zmienić, coś dodać tam i tu... Najważniejsze, że wokalistka subtelnie prowadzi za rękę słuchacza i trudno z jej zmysłowych objęć się uwolnić. Sympatyczna Kaśka wystąpiła kilka lat temu w programie "Mam talent" oraz później w "Must Be The Music". Niestety nie oglądam tego typu audycji, gdzie wątpliwej jakości "JURY" nieudolnie próbuje oceniać czasem naprawdę wyjątkowo uzdolnionych ludzi, którzy swoim talentem mogliby obdzielić i wątpliwiej jakości "JURY", i jeszcze kilka osób z wynajętej do oklaskiwania widowni. Pani Katarzyna współpracuje z wytwórnią Jazzboy Records. Mam nadzieję, że album "Summer Ghosts/Nightfalls" oraz cudny dream-pop od Kaśki Sochackiej umili Wam świąteczny czy też wolny czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz