Dziś wyjątkowo nie zaczynam od prezentacji okładki płyty, ale od piosenki, która ujrzała światło dzienne niemal dekadę temu. "Big Red Machine" to utwór skomponowany przez Justina Vernona (Bon Iver) i Aarona Dessnera (The National) 10 lat temu przy okazji wydania płyty "Dark Was the Night". Tak się złożyło, że całkiem niedawno wspominałem o tym wydawnictwie, przy okazji recenzji najnowszej płyty grupy Yo La Tengo. Przypomniałem sobie bowiem o wybornej kompozycji tego zespołu - "Gentle Hour" - zamieszczonej na tej składance. Na płycie "Dark Was the Night" swoje kompozycje zamieściły same znakomitości reprezentujące alternatywną scenę. Była to kompilacja wydana przez oficynę 4AD , dla organizacji Red Hot Organization, która zbiera fundusze na profilaktykę oraz zwiększenie świadomości dotyczącej zagrożeń związanych z chorobą Aids. Krążek wydany 16 lutego 2009 roku wyprodukowali bracia Aaron i Bryce Dessner (the National). Jego tytuł zaczerpnęli z piosenki Blind Willie Johnsona "Dark Was the Nihgt, Cold Was the Ground". Utwór Big Red Machine znajdował się pod indeksem 11 na dysku numer jeden.
Nie wiem, kiedy dokładnie w głowach twórców zrodził się pomysł, żeby po raz kolejny zarejestrować wspólnie tym razem kilka nagrań. Wiem za to, że piosenki na album "Big Red Machine" powstawały w ciągu ostatnich dwóch lat, przy okazji wspólnych występów Vernona i Dessnera na takich festiwalach jak: Eaux Claires czy Haeven and Sound From Safe Harbour. Nagrań dokonano w studio Dessnera, w Long Pond, w Upper Hudson Valley, w Nowym Yorku ( w tym samym, gdzie grupa the National nagrała album "Sleep Well Beast").
Cóż takiego powstało z połączenia wrażliwości Vernona i Dessnera oraz grupy zaproszonych do współpracy gości? ( Richard Reed Parry - Arcade Fire, Bryce Dessner - The National, Pheobe Bridgers, Lisa Hannigan)
Na płycie "Big Red Machine", jak to ostatnio bywa u Justina Vernona, mamy mieszankę elektroniki z indie-folkowym graniem. Zaś w samym centrum znajdują się lepiej lub nieco gorzej opakowane piosenki. Nie brakuje więc barwnych gitar, sampli, rozmaitych efektów, falsetu Vernona i ozdobnych chórków. Zdecydowanie więcej tutaj dźwięków i pomysłów spod szyldu Bon Iver niż The National. Muzycy wykorzystują repetycję, więc często powtarzają się zarówno frazy muzyczne, jaki i wersy poszczególnych tekstów. Oczywiście Vernon nie byłby sobą, gdyby tu i ówdzie całkiem zrezygnował z możliwości zniekształcania głosów, przepuszczania ich przez filtry i różne studyjne zabaweczki. Bez żadnej złośliwości można powiedzieć, że stało się to niejako znakiem rozpoznawczym jego kompozycji. Choć, jak na możliwości amerykańskiego artysty, dobitnie zaprezentowane na jego ostatnim albumie "22, A Million", trzeba przyznać, że nie ma tych elektronicznych wyziewów aż tak wiele. Najwidoczniej Vernon potrafi się powstrzymać przed zbyt dużą techniczną ingerencją w warstwę aranżacyjną albumu.
Mamy tu również do czynienia z "nowoczesnym graniem" (choć sama definicja "nowoczesności" byłaby wyjątkowo nieostra) , umiejętnym korzystaniem z dobrodziejstw, które oferuje współczesne studio, jednak - co warte jest szczególnego podkreślenia - tym razem gustowne ramy utworów nie przysłoniły ich zawartości. W środku, co niezmiernie cieszy autora tego wpisu, znajduje się melodia. Ta ulubiona na płycie nosi tytuł "Lyla", i ma według mnie potencjał przeboju, oczywiście na miarę alternatywnego półświatka. Ta oraz kilka innych kompozycji ("Gratitude", "Forest Green", "Deep Green"), to pokaz możliwości, zdolności, wreszcie świadomości muzycznej reprezentowanej przez zaproszonych do współpracy artystów. Dla fanów twórczości Justina deYarmonda Edisona Vernona pozycja obowiązkowa.
Przy okazji prac na albumem "Big Red Machine" Vernon i Dessner powołali do życia platformę cyfrową "PEOPLE", gdzie zaprzyjaźnieni artyści będą dzielić się muzyką. "PEOPLE" to platforma cyfrowa dla różnych treści szeroko pojętej sztuki muzycznej - wydarzeń na żywo, mniej znanych nagrań itd. W sierpniu, w Berlinie odbył się festiwal platformy "PEOPLE", który zgromadził 150 różnych artystów. W sieci pojawiało się kilka propozycji ze wspólnych prób, wśród nich możemy zobaczyć kolaborację - Zacha Condona z Laurą Jansen, Joelem Wastbergiem, Tatu Ronkko, lub Lizy Hannigen ze Stargaze i Aaronem Dessnerem. Najbardziej przypadł mi do gustu utwór wykonany wspólnie przez Kings of Convenience i Feist. Zresztą sami posłuchajcie, ile w tym uroku, talentu i zwyczajnej radości wynikającej ze wspólnego grania. Ten wyborny skład ma już na swoim koncie kilka wspólnych nagrań, w tym moje ulubione "Cayman Islands" w wersji zaśpiewanej przez Feist, które to nagranie ukazało się tylko na winylu. Prawdziwy rarytas!! A gdyby tak cała nagrana razem płyta...
(nota 7.5/10)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz