środa, 22 sierpnia 2018

DIZZY - "BABY TEETH" (Royal Mountain Records) "Proces wyrzynania się zębów"


Niewielu z nas pamięta moment, kiedy zaczęły wyrzynać się nam pierwsze zęby. Pewnie nieco łatwiej jest nam odnaleźć w pamięci ten osobliwy dzień, kiedy pozbyliśmy się pierwszego ruszającego się we wszystkie strony mleczaka. Przez mgłę minionego czasu przebijają się obrazy sznurka, którego jeden koniec przywiązany był do klamki lub kaloryfera, oraz twarze kolegów albo rodzeństwa wykrzywione w grymasie uśmiechu.
Debiutancki krążek kanadyjskiej formacji Dizzy zatytułowany "Baby Teeth", w metaforyczny sposób traktuje również o tym procesie - oto w miejsce mlecznych zębów (pierwszych, niekiedy bolesnych doświadczeń) pojawiają się zęby stałe. To również album o wspomnieniach traktowanych jako lekcje życia. Tytuł "Baby Teeth" powstał w wyniku inspiracji utworem "Bowl of Oranges" formacji Bright Eyes.

Kanadyjska grupa została założona całkiem niedawno na przedmieściach miasta Oshawa, gdzie mieszkają trzeciej bracia Charlie, Alex i Mackenzie Spencer. Do sympatycznego składu szybko dołączyła  Katie Munshow, która została wokalistką i autorką większości tekstów.
Debiutancki krążek zawiera 10 całkiem zgrabnie napisanych indie-popowych utworów, plus jeden bonus track zatytułowany "Arcadia", który to utwór autorowi tego wpisu spodobał się najbardziej. Płyta jest gustownie zaaranżowana i wyprodukowana, nie ma tutaj mowy o żadnym domowym lo-fi... czego być może  z jednej strony nieco szkoda. Z drugiej jednak strony za stołem mikserskim zasiadł nie byle kto, bo nominowany do nagrody Grammy - Damian Taylor, który ma na swoim koncie współpracę z takimi grupami jak: Arcade Fire, The Killers, Bjork. Letni charakter tych rozmarzonych, delikatnych piosenek całkiem nieźle koresponduje z sierpniową aurą oraz z wolna kończącym się latem. Co nie oznacza, że warstwa liryczna tych kompozycji jest wtórna i banalna. Katie Munshow, dysponująca dziewczęcą i urokliwą barwą głosu, pisząc teksty inspirowała się opowiadaniami Raymonda Carvera i twórczością Sylvi Plath. W najbardziej osobistym utworze na płycie  - "Joshua" - postanowiła rozprawić się ze wspomnieniami dotyczącymi zakończonego niedawno związku. "To pożegnanie z kimś, kto nieoczekiwanie opuścił moje życie". W kompozycji "In Time" bracia wpadli na pomysł, żeby wykorzystać nagrany podczas rozmowy telefonicznej głos dziadka, który zmarł niedawno z powodu choroby Parkinsona.
Album powinien przypaść do gustu fanom zgrabnych melodii i alt-popowego, dream-popowego grania spod znaku Memoryhouse, Teen Daze, Craft Spells czy Still Corners.  Innymi słowy porcja dźwięków dla "tańczących inaczej".

(nota 6.5-7/10)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz