Przeglądając nowości płytowe mój czujny wzrok od razu przyciągnęła barwna okładka, na której to uwieczniono stromy klif oraz tytułową latarnię morską. Nazwa Plantman potwierdziła jedynie moje wcześniejsze przypuszczenia. Okładki płyt tego zespołu są bardzo charakterystyczne i przypominają dziecięce rysunki. Bardzo podobał mi się ich poprzedni album - "Whispering trees" - wydany w 2013 roku (z równie malowniczą okładką). "To the Lighthouse" to trzecia płyta długogrająca w dorobku zespołu. Formację tworzą: Adam Radmall (bas), Bryan Styles (perkusja), Matt Randall (wokalista, gitarzysta, klawiszowiec). Muzyka zespołu Plantman jest prosta jak dziecięce rysunki, ale też bardzo urokliwa niczym okładki ich płyt. W tej prostocie jest jednak mnóstwo barw i odcieni. Kompozycje zrobione są z dużym wyczuciem oraz ze smakiem. Z pozoru może się wydawać, że wystarczy wziąć do ręki gitarę i brzdąknąć coś w dur i w moll. Nic bardziej mylnego. Autentyczność, delikatność, wyrafinowanie, urok, to kolejne cechy, które z pewnością można przypisać zespołowi Plantman. Przywołując ewentualne skojarzenia dotyczące muzyki tej formacji, można podsunąć kilku bardziej znanych przedstawicieli alternatywnego grania, takich jak: Belle and Sebastian, Camera Obscura, Kings of Convenience, czy niedoceniony polski skład Twilite (płyta "Quiet Giant"). Z pewnością obok wyjątkowo zgrabnych aranżacji i zapadających w pamięć linii melodycznych wart podkreślenia jest również charakterystyczny głos wokalisty Matta Randalla. Przyjemna dla ucha barwa bez trudu przyciąga uwagę słuchacza.
Najnowsza, wydana niedawno płyta "To the Lighthouse" nie przynosi żadnych większych zmian. Większość krytyków, dziennikarzy oraz portali muzycznych podtrzymując świecką tradycję nawet jej nie zauważyła, kapryśny jak 40 -letnia dziewica rynek muzyczny również nie zareagował na jej pojawienie się, a na Nowojorskiej Giełdzie Papierów Wartościowych odnotowano drobne spadki. Być może na poprzednim albumie "Whispering trees" użyto nieco więcej instrumentów i stąd na poziomie aranżacji płyta posiadała nieco bogatsze brzmienie. Gatunkowo wciąż jest to indie-folkowe granie. Kompozycje zamieszczone na płycie trwają 3, 4 minuty i tworzą spójną całość. Moje ulubione utwory to: "A quieter place", "Morning after", "Frost fayre", i chyba najładniejszy "Slow design". Na albumie dominuje nostalgiczny nastrój. Znalazły się tu i zgrabne ballady i zamykający całość instrumentalny utwór "Awake", ale także nieco bardziej dynamiczne piosenki, które w moim odczuciu mają potencjał przebojów.
Szkoda tylko, że rozgłośnie radiowe tak rzadko sięgają po podobne albumy. Słuchacz chciałby od czasu do czasu posłuchać po prostu ładnych, subtelnie i ze smakiem zaaranżowanych piosenek, których linie melodyczne łatwo zapamiętać, i które będzie nucił przez kilka następnych dni. Jedno wciąż nie ulega wątpliwości - co znakomicie potwierdza najnowsza płyta "To the Lighthouse" - że zespół Plantman naprawdę jest godny uwagi. (Nota 7/10).
Szkoda tylko, że rozgłośnie radiowe tak rzadko sięgają po podobne albumy. Słuchacz chciałby od czasu do czasu posłuchać po prostu ładnych, subtelnie i ze smakiem zaaranżowanych piosenek, których linie melodyczne łatwo zapamiętać, i które będzie nucił przez kilka następnych dni. Jedno wciąż nie ulega wątpliwości - co znakomicie potwierdza najnowsza płyta "To the Lighthouse" - że zespół Plantman naprawdę jest godny uwagi. (Nota 7/10).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz