niedziela, 4 września 2016
The Low Anthem - "Eyeland" Washington Square
Jak ten czas leci. To już szósta płyta w dorobku zespołu, który w tym roku obchodził dziesięciolecie istnienia. Album nagrany w "The Columbus Theatre", opuszczonym i zaadaptowanym na studio teatrze. Amerykańska formacja znana jest z tego, że poszukuje odpowiednich miejsc oraz akustyki do rejestracji swoich płyt. Wcześniej dokonali rejestracji nagrań w opustoszałej fabryce. Krytyka podzieliła się w ocenie najnowszego dzieła The Low Anthem. Jak to zwykle bywa, jedni recenzenci pochwalili, drudzy mniej entuzjastycznie nastawieni zganili, a prawda leży gdzieś pośrodku.
Ci, którzy niezbyt przychylnie potraktowali album "Eyeland", zarzucali zespołowi brak rozwoju, położenie zbyt dużego akcentu na eksperymenty brzmieniowe oraz odejście od gatunku, z którym muzycy byli do tej pory kojarzeni, czyli "americana". W założeniu miał to być niby koncept album, ale chyba nie do końca artystom udało się osiągnąć zamierzony cel. Co nie oznacza oczywiście, że płyta jest całkowicie nieudana. Na albumie dominuje spokojny nastrój, pełen melancholii czy oniryzmu(skojarzenia z ostatnimi dokonaniami Mercury Rev jak najbardziej wskazane). Ów specyficzny nastrój niemal udało się utrzymać na kolejnych dłuższych bądź krótszych fragmentach. Jednak są dwa utwory, które kompletnie nie pasują do obrazu tego krążka jako całości. Mam tu na myśli kompozycje ukrywającą się pod indeksem czwartym, zatytułowaną - "Ozzie". Przynosi ona wraz z sobą pospolite, żeby nie powiedzieć trywialne rockowe granie (a może tak właśnie miało być? Tylko po co?). Na plus tego utworu można jedynie zaliczyć, skromny dodatek w postaci chwilowego dźwięku trąbek. W połowie "piosenki" tempo nagle i nie wiedzieć czemu zwalnia, i słuchamy dalszego ciągu na zwolnionych obrotach. W końcówce utworu znów mamy powrót do normalnego tempa.
Kolejny, jeszcze większy, wyłom stanowi przesiąknięty eksperymentalnymi dźwiękami - "Wzddrmtnwrdz". Ciężko słucha się tych czterech minut elektronicznych drutów kolczastych. Odrobinę wytchnienia przynosi gwizdany - w jakim celu? - motyw z "Yellow Submarine", który pojawia się w połowie utworu. Myślę, że wyobraźnia artystów poszła odrobinę - tylko odrobinę - za daleko. Nie da się ukryć, że w tym przypadku muzycy puścili wodzę fantazji. Tyle narzekania. Ponieważ reszta albumu stanowi w miarę spójną całość.
Skoro wspomniałem o dwóch nieudanych utworach, warto również podkreślić dwie najlepsze kompozycje, czyli: "The Pepsi moon" oraz "Am I the dream or Am I the dreamer". "The Pepsi moon" został zbudowany w oparciu o dźwięki akustycznej gitary oraz brzmienie klawiszy, które tworzą sugestywne, oniryczne i urokliwe tło. Balladowy charakter tej piosenki przywołuje skojarzenia z dokonaniami Devendry Banharta czy A.A. Bondy. To prawdziwa i wyjątkowo soczysta wisienka na tym osobliwym torcie. Z kolei utwór "Am I the dream or Am I the dreamer" pokazuje spore możliwości tkwiące w zespole. Szybki bas, wtórująca mu gitara, zniekształcona wokaliza i głębokie oddechy saksofonu, tworzą w tym przypadku bardzo intrygującą mieszankę.
Czegoś ewidentnie muzykom zabrakło w trakcie prac nad albumem "Eyeland". Można to nazwać cierpliwością, konsekwencją, dystansem. Całkiem możliwie, że powstanie kolejnych "piosenek" było poprzedzone długimi, zbyt długimi, dniami, tygodniami, a może nawet miesiącami przerwy. Różnice w nastroju czy w podejściu do materii dźwiękowej są wyraźnie wyczuwalne. Lecz dzięki temu słuchacz mógł poznać różne oblicza i różne wrażliwości twórców ukrywających się pod nazwą The Low Anthem.
Mimo wszystko to dość dobry album, który - sprawdziłem to na własnej skórze i dlatego zwlekałem z napisaniem tej recenzji - dodatkowo zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem. Są płyty, które wymagają od słuchacza nieco więcej czasu i z pewnością do nich należy "Eyeland". A takie cudne kompozycje, jak "The Pepsi moon" pozostaną na długo nie tylko w mojej pamięci. Po przesłuchaniu "The Pepsi moon" wybór Coca-Cola czy Pepsi stał się jeszcze bardziej oczywisty.
(nota 7/10)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz