W tym tygodniu wiele dróg prowadziło do Włoch, w szczególność zaś do Rzymu oraz jego okolic. Na malowniczo położonych kortach Foro Italico rozpoczęły się dwa prestiżowe turnieje WTA 1000 i ATP 1000, szczególnie ten pierwszy miał nam pokazać, czy jest szansa na drobne odrodzenie zagubionej formy naszej najlepszej tenisistki, a tym samym, czy jest nadzieja na kolejny sukces w Paryżu. Po dzisiejszej porażce wieści są nienajlepsze. Dokładnie widać, że w tym roku, o jakikolwiek dobry wynik, na kortach Rolanda Garrosa, będzie bardzo ciężko. Nie istnieje nic na czym można by oprzeć grę - ani mentalności, ani pracy nóg, która w tenisie odgrywa kluczową rolę, brak planu, taktyki, ani nawet chęci samej gry (totalna i rzadko spotykana na tym poziomie dekonstrukcja). Cóż począć w takiej sytuacji? Jak mawiał za czasów mojego dzieciństwa pan Dariusz Szpakowski, utyskując nad kolejną porażką polskiej reprezentacji - "Potrzebne są głębokie zmiany".
Muzyka alternatywna ze słonecznej Italii nie jest ogromnym skarbcem, w którym o każdej porze roku możemy swobodnie przebierać. Tak się złożyło, że dwa tygodnie temu ukazała się ciekawa propozycja włoskiej formacji Mamuthones zatytułowana "From Word to Flesh". Album wydała zacna wytwórnia Rocket Recordings. Propozycje z tej oficyny regularnie goszczą na łamach bloga. Poza tym, o tej grupie niegdyś wspominał, zacny i ciekawy muzycznych nowinek, portal "The Quietus". Pomyślałem więc, że zerknę cóż tym razem przygotował dla słuchaczy Alessio Gasaldello oraz jego wesoła załoga.
Nazwa Mamuthones zabiera nas bezpośrednio do obchodów karnawału, które co roku mają miejsce na Sardynii. To właśnie wtedy w barwnym korowodzie, sunącym wąskimi uliczkami, można dostrzec groźnie i charakterystycznie wyglądające postacie, przebrane w stroje z owczej skóry, do których przymocowane zostały pasterskie dzwonki. Ich głowy ozdobione są chustami, a oblicza zasłaniają drewniane pomalowane na czarno maski. Choć przebierańcy kroczący w kolorowym pochodzie sami wyglądają jak sugestywna emanacja zła, ich zadaniem jest przepędzenie sił nieczystych.
To była jedna z pierwszych rzeczy, które Alessio Gasaldello ujrzał kilka lat temu, tuż po wylądowaniu na wyspie. Dokładniej mówiąc, na szybie dostrzegł plakat z groźnie wyglądającymi postaciami - Mamuthones - który reklamował rozpoczęcie karnawału. "To była pierwsza rzecz, którą zobaczyłem... Wisiał tam plakat i byłem zszokowany tymi postaciami" - wspominał.
Muzyka włoskiej formacji raczej nie szokuje, chyba jedynie tych, którzy na co dzień obcują z twórczością Zenka M. lub Sióstr G. Najnowszy album wytycza zupełnie nową ścieżkę, w stosunku do poprzedniego wydawnictwa "Fear On The Corner", którego tematem, jak sama nazwa wskazuje, był strach we wszelkich jego odmianach. Gasaldello wyraźnie ciągnie do odkrywania dawnych kultur, pogańskich rytuałów, tajemniczych obrzędów, mistycznych wierzeń i przesądów. Dlatego wiele z jego kompozycji posiada transowy, psychodeliczny charakter.
Funkcjonują one na bazie powtarzanego motywu, jednostajnie odmierzanego rytmu, wokół czego rozbudowuje się pozostałe elementy aranżacji. Tak jest również w przypadku dobrego otwarcia "Born From Inside", który może przypominać nastrojem dokonania grupy Swans. Najciekawiej, z całego zestawu siedmiu najnowszych odsłon, wydaje się brzmieć "A Cage Full Of Lions", nieco ambientowy w charakterze, o rzadko spotykanej, w wydaniu włoskiej grupy, fakturze dźwiękowej. Od pierwszych taktów przykuwa uwagę i wyprowadza słuchacza z kręgu rytualnego transu, roztaczając wokół niepokojącą przestrzeń.
"Can't Be Done" przypomniał mi fragment prezentowanej jakiś czas temu grupy GNOD, z powtarzanym niczym mantra zwrotem: "Nie można tego uczynić, dopóki dzień się nie skończy". Choć rozpoczął się dość banalnie, od sztampowego wkładu elektronicznie zaprogramowanej perkusji, rozpiętej gdzieś na pograniczu niefrasobliwego lo-fi, i smętnego amatorstwa. Po takim wstępie można było mieć uzasadnione obawy, w jaki sposób rozwinie się w kolejnych minutach. Jednak Alessio Gasaldello wyszedł z tej zastawionej na samego siebie pułapki obronną ręką. Kto wie, może przy tej okazji autor wysłuchał cennych rad pracowników Rocket Recordings, z którymi współpracę tak bardzo zachwalał. "Mają świetną wiedzę o kulturze muzycznej. To tak, jakbyś pracował z ekspertem od produkcji".
W kolejnych fragmentach jako bazę wykorzystano gitarę akustyczna, co odrobinę zmiękczyło przekaz oraz żeński chórek. W "A Symmetry of Faith" oprócz podkreślonego basu znajdziemy także mocno zarysowany psychodeliczny akcent. Przy okazji "Sons Of Myself" posłużono się cytatem z filmu Werenera Herzoga - "Aguire - Gniew Boży" (1971). Całość tego intrygującego materiału przypominała mi długimi fragmentami recenzowany na łamach tego bloga album "Possession" - SPHARE'OS. Choć trzeba przyznać, że francuskiego muzyka nieco bardziej interesuje mistycyzm, okultyzm, kabała i przenikania się różnych światów, form rzeczywistości.
(nota 7.5/10)
Dziś wyjątkowo smakowita "KOMPOZYCJA TYGODNIA" - przed którą lojalnie ostrzegam, bo uzależnia, i to bardzo. Jednak zanim do niej dojdziemy, postaramy się nadrobić zaległości z krainy "Dodatków...". Na dobry początek Claire Molek i Jason Savasani, którzy w mieście Chicago tworzą duet Friend Of A Friend. Kilka dni temu ukazała się ich płyta "Desire!". Tak udanie się rozpoczyna.
Stolica Francji przyniesie nam spotkanie z grupą PEURS, która całkiem niedawno opublikowała epkę zatytułowaną "Self-Help".
Los Angeles, znana nam już grupa Deradoorian, z wokalistką Angel, oraz świetny fragment najnowszej, wydanej wczoraj, płyty zatytułowanej "Ready For Heaven".
Uniontown (Pensylwania), i zespół Half Japanese, na który często powołują się alternatywni artyści, wskazując, że to jeden z ich ulubionych. Właśnie pojawił się nowy singiel, który zapowiada album "Adventure" - premiera 11 lipca.
Ukraińskie zespoły rzadko goszczą w alternatywnych zestawieniach, nadarza się okazja, żeby to zmienić. 13 czerwca ukaże się epka - "Promigna" grupy Sherpa The Tiger.
Niegdyś jeden z moich ulubionych zespołów - Broken Social Scene - świętuje. Artyści skupieni wokół alternatywnej sceny, tacy jak: Toro Y Moi, Hand Habits, The Weather Station, Mdou Moctar, Benny Sings itd, postanowili uczcić rocznice wydania świetnego albumu "You Forgot It In People", i zagrać własne wersje zamieszczonych na nim kompozycji. Wydawnictwo nosi tytuł "Anthems: A Celebration Of Broken Social Scene's You Forgot It In People" i ukaże się 6 czerwca. Oto singiel promujący ten album.
Pojawiła się okazja, z której jako wierny fan grupy muszę skorzystać. Przywołam więc koncertową wersję tej wybornej piosenki.
Brytyjski perkusista Malcolm Catto gościł już na łamach bloga. Tym razem pojawi się w towarzystwie grupy Little Barrie, z którą pod koniec kwietnia opublikował album zatytułowany "Electric War".
Detroit w stanie Michigan jest siedzibą zespołu Moonrisers, który 30 maja opublikuje nowy album zatytułowany "Harsh & Exciting".
KĄCIK IMPROWIZOWANY - rozpocznie reprezentantka Nowego Yorku - Eliana Glass, która kilka dni temu opublikowała ciekawy album zatytułowany "E".
KOMPOZYCJA TYGODNIA - należy do szwedzkiego perkusisty Dennisa Egbertha i jego międzynarodowego sekstetu, z Nikolasem Barno na trąbce i Fredrikiem Ljingkvistem na saksofonie (członkowie znanego kolektywu Fire! Orchestra). Niedawno ukazała się ich całkiem udana debiutancka płyta, łącząca spiritual jazz z modern jazzem oraz ambientem - "The Dennis Egbert Dynasty". Szkoda tylko, że nie udało się utrzymać tak fantastycznego nastroju, jak w tej mojej ulubionej kompozycji "Chichen Itza". Początkowo przyciągnął mnie do niej rytm perkusji, nie tyle metrum, co sposób jego odmierzania. A potem... Sprawdźcie sami... CUDO!!!
Wspomniana przez Pana nowa płyta deradoorian, w ostatni piątek bardzo często pojawiała się na różnych stronach jako płyta tygodnia. Ja z piątkowych nowości najczęściej słucham nowych albumów Arcade Fire i Preoccupations. Jeżeli chodzi o ten pierwszy zespól, to w przeddzień premiery byłem przerażony czytając bardzo negatywne recenzje. Dlatego też pierwsze przesłuchanie obarczone było wielkim strachem. Okazało się jednak, że płyta podoba mi się. Z kwietniowych płyt podoba mi się nowa płyta Lafourcade.
OdpowiedzUsuńKrytycy mają własne zdanie (niekiedy różne motywacje), słuchacze posiadają swoją opinię, czasem te dwa światy się zgadzają, innym razem kompletnie do siebie nie przystają. Najważniejsze, żeby znaleźć coś dla siebie
OdpowiedzUsuń