sobota, 27 kwietnia 2024

TARA JANE O'NEIL - "THE COOL CLOUD OF OKAYNESS" (Orindal Records) "Jamy na trzy akordy"

 

    Pewnie nieco lepiej zorientowani w temacie muzyki alternatywnej, i odrobinę tylko starsi Czytelnicy (ma się rozumieć od tych młodszych), jak przez mgłę przypominają sobie amerykańską grupę Rodan. Działali w połowie lat 90-tych na lokalnej scenie niezależnej, posiadali rzeszę (może nie "trzecią", ale zawsze...) oddanych fanów, również w naszym kraju. Tak naprawdę nagrali jedną płytę długogrająca "Rusty" (1994), która w tamtym okresie miała status kultowej. "Rodan przez lata grał w zasadzie codziennie te same dziesięć piosenek. Mam to wytatuowane w mózgu" - powie po latach nasza dzisiejsza główna bohaterka. Ich muzykę charakteryzowało post-rockowe nieco przybrudzone brzmienie gitar, zapadający w pamięć męski wokal i pomagający mu dla kontrastu zwiewny i eteryczny kobiecy ton - Tary Jane O'Neil, która w grupie z Louisville starała się, w miarę rytmicznie, szarpać także za struny gitary basowej. Tak się wtedy grało na gościnnej amerykańskiej ziemi - chłodno, drapieżnie, agresywnie. W tym kontekście można, a nawet trzeba, przywołać takie zapomniane dzisiaj formacje jak: Slint, Sebadoh, Shellac itd. Tara Jane O'Neil była wtedy młodą niepokorną dziewczyną, szukała grupy przyjaciół i własnej artystycznej drogi. "Kiedy miałam dwadzieścia lat byłam wielkim włóczęgą, tworzyłam dużo muzyki z wieloma różnymi ludźmi". 

Po rozstaniu z grupą Rodan, czyli tuż po wydaniu albumu "Rusty" (tytuł adekwatny do brzmienia), TJO sporo podróżowała, przy okazji zasilała składy słabo znanych zespołów. W 2002 roku z grupą IDA nagrała płytę "Music For A Meteor Shower". Tak się złożyło, że niegdyś słuchałem piosenek tego zespołu. Skoro więc nadarzyła się okazja - a wśród Czytelników z pewnością znajdzie się ktoś, kto nigdy muzyki tej grupy nie słyszał - warto zajrzeć na płytę zatytułowaną "Angel Hall", która została nagrana wspólnymi siłami muzyków grupy: IDA, His Name Is Alive, Low oraz The Secret Stars.



Całkiem podobnie, gitarowo i nostalgicznie, rozpoczyna się najnowsze wydawnictwo Tary Jane O'Neil. Utwór, który posłużył także jako tytuł całej płyty "The Cool Cloud Of Okayness", niespiesznie wprowadza w atmosferę schyłku dnia. Gdzieś w dali miodowa tarcza słońca roztapia się tuż nad linią horyzontu, w górze leniwie majaczy samotny biały obłok, jest więc okazja, zgodnie z tekstem zaśpiewanym przez delikatną wokalizę, żeby po raz ostatni spojrzeć na odchodzący krajobraz. 

To udane otwarcie jest troszkę mylne, z tego powodu, że dalsza część albumu ma zupełnie inny charakter. Głównie za sprawa wyeksponowanej i powtarzalnej motoryki, która stanowi podstawę kolejnych odsłon tego albumu. "Składam się z ciągłych powtórzeń" - można by przywołać dźwięczną frazę z krajowego podwórka, gdyż frazy wykorzystane przez amerykańską artystkę, powracają w rytmicznych repetycjach, trochę jak w nagraniach zespołu The Necks, oczywiście w krótszych odcinkach czasu. Stąd już całkiem blisko do tego, żeby uzyskać transowy czy psychodeliczny charakter poszczególnych kompozycji. Żeby nie było nudno, Tara Jane O'Neil dodała drobne akcenty różnych instrumentów, o co postarali się zaproszeni do studia liczni goście, w tym chociażby Meg Duffy (recenzowany na łamach bloga zespół Hand Habbits), czy Sheridan Riley (perkusista grupy Alvvays), zaś Walt McClements zagrał na akordeonie oraz trąbce.

Od czasu brzdąkania na basie w grupie Rodan, Tara Jan O'neil przeszła długa drogę. Współpracowała ze Steve Gunnem, wspomnianym już dzisiaj Hand Habbits, Mount Eerie czy Loren Dens. Warto również odnotować podróż do Japonii, czego owocem była wspólna płyta z Nikaido Kazumi. Pierwszy solowy album TJO opublikowała w 1997 roku, tuż po przeprowadzce do Nowego Yorku. Potem komponowała ścieżki dźwiękowe do filmów, spektakli teatralnych czy tanecznych. Warto także wspomnieć o uzdolnieniach plastycznych, jej prace wizualne wystawiano w Tokio, Barcelonie, Nowym Yorku, wybrane części z nich ozdobiły okładki płyt i czasopism. 'Tworzę dźwięki i piosenki, ścieżki dźwiękowe, eksperymenty, jamy na trzy akordy...".



"Curling - zaczął się od frazy basu, odkrytej w pierwszym tygodniu pandemii (...). Większość muzyki na płycie "The Cool Cloud Of Okayness" miała taki właśnie początek. Pojedyncze powtarzane akordy systematycznie rozrastały się krok po kroku...". 

Rzeczywiście, trudno zaprzeczyć. Potwierdza to znakomity, i chyba póki co, mój ulubiony "Seein Glass", z bardzo dobrze zrealizowaną perkusją. Jego następca "Two Stones" przynosi wolniejsze tempo, udaną wizytę w rejonach bliskich dla dokonań Julli Holter, przy okazji drobny powiew psychodelicznego nastroju. Barwa głosu TJO jest delikatna, wokalistka zwykle korzysta z górnych rejestrów, co przyjemne kontrastuje z powtarzalnymi taktami sekcji rytmicznej. Rozkosznie leniwy "Glass Island', który pełnił rolę singla promującego to wydawnictwo, przeciąga się w błyszczących głoskach, migocze w spokojnych tonach gitary. Cudowny instrumentalny "Fresh End" przypomniał mi pogodną końcówkę albumu "Happiness" grupy Fridge; postrockowa przeszłość amerykańskiej kompozytorki wychodzi w różnych aranżacyjnych drobiazgach, oczywiście nie wprost. Całość albumu nagrano w domowym kalifornijskim studiu Tary - Upper Ojai. Ostatecznego masteringu dokonał nasz dobry znajomy - Warren Defever (niegdyś lider grupy His Name Is Alive). Bardzo udany album.

(nota 8/10) 

 


W minionych dniach ciężko było wybrać "piosenkę tygodnia", ukazało się sporo dobrych płyt. Jedną z kandydatek jest z pewnością utwór grupy Broadcast, który ma już swoje lata, ale w tej wersji ujrzał światło dzienne całkiem niedawno. 3 maja ukaże się zestaw niepublikowanych nagrań zatytułowany "Spell Blanket And Distant Call - Collected Demos 2006-2009".



Druga piosenka, która za mną chodzi od kilku dni, należy do duńskiej grupy, o jakże wymownej nazwie - Catch The Breeze (tytuł znanego przeboju zespołu Slowdive). Znalazłem ją na najnowszej epce zespołu zatytułowanej "Space". Bardzo lubię charakterystyczną dla skandynawskich twórców melodykę, która również tutaj rozbrzmiewa całkiem wyraźnie. Prześliczne!!! 



Zatęskniliście za Cassandrą Jenkins? Waszą udrękę przerwie najnowszy singiel, który zapowiada nowy album "My Light, My Destroyer", premiera 12 czerwca.



Przed Wami krótka wycieczka do Kanady, skąd pochodzi zespół Corridor, który w dniu wczorajszym nakładem oficyny Sub Pop opublikował album zatytułowany "Mimi".



Brytyjską grupą India Electric Co. dowodzi wokalista i autor tekstów Cole Stacey. Oto fragment z ich ostatniej płyty zatytułowanej "Pomegranate".



Pozostaniemy na Wyspach Brytyjskich, przeniesiemy się do Leeds, grupa English Teacher, i fragment wydanej wczoraj płyty "This Cloud Be Texas".



Również wczoraj ukazała się zapowiadana przeze mnie wcześniej płyta Alexa Henry Fostera zatytułowana "Kimyo". Zaprezentowałem już dwa udane single z tego wydawnictwa, pora na kolejny.



Catherine Graindorge pochodzi z Belgii, gra na skrzypcach, komponuje. W dniu wczorajszym światło dzienne ujrzała jej najnowsza płyta zatytułowana "Songs For The Dead". Oto mój ulubiony fragment.



I znów zawitamy do Kanady, skąd pochodzi prezentowana już kiedyś przeze mnie grupa Population II. W ubiegłym tygodniu ukazała się ich płyta zatytułowana "Serpent Echelle".



Brett Anderson, Charles Hazelwood i The Paraorchestra, cover piosenki grupy Echo & The Bunnymen, który znalazł się na niedawno wydanej płycie "Death Songbook".





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz