sobota, 25 marca 2023

MATT HOLUBOWSKI - "LIKE FLOWERS ON A MOLTEN LAWN" (Audiogram) "Piaszczysta zatoka"

 

     Udział w programie typu "talent show" nie musi oznaczać najgorszego - jak wiadomo, najgorsze dopiero przed nami albo: "gdyby mogło być gorzej, to już by było". Dla młodych ludzi, stawiających dopiero swoje pierwsze kroki w przestrzeni artystycznej, wytęp w takim programie może być niezłą szkołą życia, pod warunkiem, że wyjdą z tej osobliwej próby obronną ręką, a nie załamią się, wysłuchując "rzetelnych" opinii wygłaszanych przez nieomylne usta jury (ich skład i kompetencje coraz częściej pozostawiają sporo do życzenia), czy też zderzając się z nie zawsze pochlebnymi komentarzami zwykłych odbiorców. Powiadają, że prawdziwy talent powinien się obronić i prędzej lub później wypłynąć na szerokie i niebezpieczne wody show biznesu. Powiadają również, ze szczęściu warto niekiedy dopomóc, a nie odwracać się do niego plecami, bo zanim się spostrzeżemy, przychylny czas minie, a potem na nic zdadzą się nasze pilne prośby, rozpaczliwe błagania czy kolejne nieudane próby przypomnienia o sobie kapryśnej fortunie.


Nie wiem dokładnie, jakie intencje miał Matt Holubowski, zgłaszając się do kanadyjskiej wersji programu "La Voix" (odpowiednik polskiego formatu "The Voice Of Poland"), może właśnie chciał dopomóc szczęściu albo po prostu spróbować swoich sił w konkursie. Wiem, że zanim uczynił ten odważny krok, studiował politologię, w dalszej perspektywie zamierzał zostać nauczycielem języka angielskiego, żeby nabrać dystansu wybrał się w daleką podróż, z Kanady poleciał do Azji, gdzie spędził trochę czasu na Tajwanie. Po powrocie do kraju odebrał telefon - miły głos w słuchawce zaproponował mu udział we wspomnianym wcześniej programie "La Voix". Matt Holubowski nie odwrócił się do tej okazji plecami, wykorzystał swój czas, dotarł aż do finału programu, zyskał popularność, dzięki czemu mógł wyruszyć w długa trasę koncertową. Nazwisko kanadyjskiego artysty wskazuje na polskie korzenie - rzeczywiście jest synem polskiego emigranta, który w okolicach miasta Hudson znalazł dla siebie kawałek żyznej gleby. Matt śpiewa w języku angielskim i francuskim. Szkoda, że dajmy na to, na japońskich wydaniach swoich płyt, w części zawierającej bonusy, nie zamieszcza piosenki w ojczystym języku swoich przodków. Może dzieje się tak dlatego, że w naszym kraju jest kompletnie nieznany, choć to już czwarta jego płyta długogrająca w dorobku ukazała się wczoraj nakładem oficyny Audiogram.

Całkiem możliwe, że album "Like Flowers On A Molten Lawn" jest najlepszym wydawnictwem w całej dyskografii Kanadyjczyka, który niegdyś zaliczył epizod koncertowy w mieście Kraków. Z pewnością stanowi dowód na rosnącą świadomość artysty, który zamiast schlebiać przeciętnym wymaganiom, wolał wybrać indywidualna ścieżkę rozwoju. Matt Holubowski kroczy po niej coraz śmielej, czego potwierdzeniem mogą być kolejne albumy, począwszy od udanego debiutu "Ogen, Old Man" (2014), przez "Solitude" (2016 - tytuł zaczerpnięty z powieści "Two Solitudes" - Hugh Maclennana), aż do wydanego trzy lata temu "Weird Ones". Sufian Stevens, Elliott Smith (który wkrótce opublikuje nowy album), Bon Iver, Ben Howard, proza Murakamiego - to nie tylko zbiór ewentualnych skojarzeń, ale, co przyznaje w wywiadach dzisiejszy bohater, również ważnych inspiracji.

Najnowszy album - "Like Flowers On A Molten Lawn"- rozpoczyna się okruchami rozmów, które rozbrzmiewają gdzieś na dalszym planie "End Scena". Gitara w rękach Simona Angella (grupa This Owls, zespół Patricka Watsona), odgrywa w tych aranżacjach podstawową rolę. Całe to udane otwarcie podzielono na trzy części - łagodny wstęp, przypominający kompozycje Bena Howarda, indie-rockowy środek, gdzie artysta zbliżył się do nastroju nagrań Aidana Knigtha (świetny krążek "Each Other" recenzowany na łamach tego bloga), i odrobinę psychodeliczny epilog. Nie byłoby tego albumu w takim kształcie, gdyby nie dobrze rozumiejący się zespół towarzyszący oraz produkcja zaprawionego w boju przy konsolecie Pietro Amato, który współpracował chociażby z grupą Bell Orchestre czy The Luyas. To pewnie on zasugerował zmiany tempa, drobne kontrapunkty, elektroniczne faktury, które wypełniły także "Garden v. Mowers". Moim ulubionym i prawdopodobnie najlepszym utworem jest "Sandy Cove". Zwiera on nieco więcej elektronicznych dodatków, ciekawie zrealizowaną linię wokalną, która może przypominać piosenki Devendry Banharta czy Patricka Watsona, w dodatkowej wokalizie usłyszymy Marianne Houle (zagrała również na wiolonczeli i szkoda, że nie śpiewa dłuższych partii, może następnym razem). Zgrabne i nienachalne orkiestracje przewijają się w kilku następnych odsłonach, większość z nich nagrano w... Estonii, korzystając z pomocy tamtejszej narodowej orkiestry symfonicznej. Matt Holubowski dobrze czuje się w spokojnych lirycznych indie-folkowych nagraniach, jego głos ma ciepłą przyjemną barwę i z łatwością przykuwa uwagę odbiorcy. Troszkę mnie przekonał mnie indie-popowy wektor tego wydawnictwa, czyli zaśpiewany w języku francuskim "La Lune Est Morte De Rire" i nieco słabszy "My Burrow".

(nota 7-7.5/10) 

  


Powyżej wspomniałem nazwisko Aidana Knighta, musi więc zabrzmieć jego świetna kompozycja z najlepszej w jego dorobku płyty "Each Other".



Waszą ulubioną sekcję "dodatki" rozpocznie inny kanadyjski artysta John Southworts i jakże przyjemnie brzmiący fragment z płyty "When You're This, This In Love", która ukaże się 12 maja.

 


Kolejny mój ulubiony utwór ostatnich dni należy do francuskiego muzyka Matiasa Enauta, który 14 marca opublikował niewielką epkę "Huakecunapura 1973".



Bardzo często słuchałem również świetnego otwarcia płyty amerykańskiego perkusisty Bena Sloana, który wczoraj opublikował swoje najnowsze wydawnictwo zatytułowane "Muted Colors".



Zespół Maruja pochodzi z Manchesteru, zajrzymy na ich najnowszą epkę "Knocknarea", która ukazała się 17 marca.



Kolejny przedstawiciel sceny kanadyjskiej, czyli formacja The City Gates oraz fragment płyty "Age Of Resilience".



A może by tak coś z rodzinnych stron, rezydujący całkiem niedaleko - pozdrawiam Szubin -  Contemporary Noise Ensemble i odsłona płyty "An Exellent Spiritual Serviceman" zaprezentowana podczas koncertu w Bydgoszczy.



W sekcji improwizowanej na dobry początek same gwiazdy, które ukrywają się pod nazwą London Brew - Nubya Garcia, Tom Herbert, Shabaka Hutchings, Tom Skinner, Nikolaj Torp Larsen... Tak się złożyło, że za tydzień, czyli 31 marca ukaże się album zatytułowany "London Brew", gdzie między innymi znajdziemy pełną niemal trzynastominutową wersję tego utworu.



 W ubiegłym tygodniu ukazała się najnowsza płyta amerykańskiego pianisty Billy Childsa zatytułowana "The Winds Of Change", w składzie Ambrose Akinmusire (trąbka), Scott Colley (bas), Brian Blade (perkusja), wybrałem dla Was moją ulubioną kompozycję.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz