Gdyby tak zestawić rejon geograficzny państwa-miasta i połączyć z określonym gatunkiem muzycznym, w efekcie otrzymalibyśmy intrygującą mapę brzmień. Może któryś z Czytelników albo znudzony dziennikarz pokusi się kiedyś o stworzenie takiego zestawienia. Mam tu na myśli głównie obszar Wysp Brytyjskich oraz Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, gdyż statystycznie to właśnie tam dzieje się w tej subtelnej materii najwięcej. Pewnie każdy z tych, którzy nieco bardziej interesują się muzyką, jest w stanie, bez głębszego zastanawiania się, od razu podać kilka nazw miejscowości (albo nawet i dzielnic), które w historii poszczególnych gatunków odegrały kluczową rolę i doczekały się charakterystycznego brzmienia. Bristol, Canterbury, Manchester, Liverpool, Londyn, Chicago, Seattle, Nowy Jork, Nashville, itd. W tej perspektywie Kalifornia może kojarzyć się z kilkoma gatunkami czy stylami. Na pierwszy plan wychodzi tutaj miasto San Francisco, wciąż aktywne zagłębie retro-folku, szeroko pojętej psychodelii, gitarowego grania, w którym całkiem wyraźnie pobrzmiewają sentymentalne nuty przełomu lat 60/70-tych (poza tym znajdziemy tam sklepy muzyczne, butiki, restauracje, kluby, dzielnice, gdzie dobrze pamięta się kulturę kontestacji drugiej połowy lat sześćdziesiątych). Coraz częściej też, gdzieś z rejonu Los Angeles, czy granicy Zachodniego Wybrzeża, pochodzą zespoły, które odnajdują się w dreampopowej stylistyce. Ciepła aura, leniwa atmosfera popołudniowej sjesty, kojący odgłos fal rozbijających się o brzeg - wszystko to sprawia, że w takim otoczeniu dużo łatwiej napisać lekką rozmarzoną piosenkę, z miłą dla ucha melodyką.
Odnoszę wrażenie, że podobnie było z grupą Art Moore. To trio, które parę dni temu zadebiutowało płytą długogrającą, pochodzi właśnie z miast stanu Kalifornia (Los Angeles, Oakland). Wokalistka Taylor Vick wcześniej próbowała swoich sił, w mniej znanej grupie Boy Scouts, a dwaj panowie - Sam Durkes i Trevor Brooks, uzupełniali skład formacji Ezra Furman. Obydwa te zespoły za kilka dni wyruszą we wspólną trasę koncertową. Współpraca wyżej wymienionej trójki rozpoczęła się gdzieś pod koniec 2020 roku. Początkowo tworzyli ścieżki dźwiękowe do filmów lub programów telewizyjnych. To barwne obrazy, które mieli przed oczami, prowokowały czy inspirowały użycie takich, a nie innych dźwięków. Szybko nagrali cztery pierwsze piosenki, które spodobały się im na tyle, że postanowili kontynuować współpracę. Wiele materiałów demo zostało zarejestrowanych na 4-ścieżkowym magnetofonie Tascam. Trevor Brooks używa go od czternastego roku życia. Wśród inspiracji wymieniają książkę "Weather" - Jenny Offil. Utwory "Bell" oraz przebojowy "Snowy" stanowiły dla Taylor Vick pierwsze próby napisania tekstów w oderwaniu od własnej biografii. Toczący się leniwie "October" szybko zapada w pamięć. W rozmarzonych piosenkach Art Moore, stworzonych w oparciu o brzmienie syntezatorów i gitar (te drugie wykorzystano bardzo powściągliwie), jest sporo łagodności. Osadzony w miękkiej średnicy głos wokalistki bardzo dobrze odnajduje się w takim otoczeniu. W urokliwym "A Diffrent Life" amerykańska artystka opowiada o tęsknocie za samą sobą, ale żyjącą nieco innym, niejako równoległym życiem. "Wciąż usiłuje przedostać się przez różne wersje mnie" - wyjaśnia. Niestety gdzieś pod koniec płyty, w drugiej jej części, odrobinę zabrakło pomysłów, jakiegoś wyraźnego akcentu, czegoś, co stanowiłoby intrygujący kontrapunkt, ale to wciąż całkiem udany debiutancki krążek.
(nota 7/10)
W dalszej części dzisiejszej odsłony bloga pozostaniemy, przynajmniej początkowo, w podobnej stylistyce. Jeśli komuś spodoba się propozycja Art Moore, powinien również zajrzeć i uważnie odsłuchać album "All Around My Head" - Lumenette. Wokalistka Christine Byrd oraz jej koledzy z zespołu reprezentują stan Tennesse i miasto Nashville, do którego jeszcze zajrzymy.
I znów stan Kalifornia, miasto Los Angeles, skąd pochodzi Helen Ballentine ukrywająca się pod nazwą Skullcrusher. 14 października, w jednej z naszych ulubionych wytwórni - Secretly Canadian - ukaże się jej debiutancka płyta "Quiet Room". Prześliczna kompozycja!
I raz jeszcze Kalifornia, miasto Sacramento, skąd pochodzi artysta, który wybrał pseudonim Harsh Symmetry. 10 sierpnia ukazał się jego album "Display Model". Czyli coś dla "tańczących inaczej".
I ponownie trafimy do Nashville, skąd pochodzi dobrze nam znana grupa Lambchop. Oto kolejny singiel z ich najnowszej płyty "The Bible", która pojawi się w sklepach 30 września.
Tym razem zmienimy kontynent i przeniesiemy się do Francji, do miasta Bordeaux. Stamtąd wywodzi się artysta Miel de Montagne (Milan Kanche), który całkiem niedawno opublikował płytę "Tout Autour de Nous". Przyznam, że ta urokliwa piosenka od jakiegoś czasu chodzi za mną krok w krok, krok w krok, krok w... Może przyklei się także do Was. Tak wybornie kończy się ten udany album. "Wszystko wokół nas..."
W kąciku improwizowanym znów Nashville. Pewnie i tak mi nie uwierzycie, kiedy powiem, że miasta, skąd pochodzą zaprezentowane dzisiaj zespoły, ułożyły się w niniejszą listę zupełnie przypadkiem. Michael Rich Ruth i fragment z jego dopiero co wydanej płyty "I Survied, It's Over".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz