sobota, 16 lipca 2022

JASMINE MYRA - "HORIZONS" (Gondwana Records) "Jazzowa kraina łagodności"

 

    "Wpływ techniki na sztukę (...). Ci sprzed longplayów mieli zaledwie trzy minuty na nagranie. Teraz przychodzi taki cwaniak jak Stan Getz, i rąbie ci przez dwadzieścia pięć minut przed mikrofonem, może pokazać, co chce, wszystko, co ma najlepsze. Biedny Bix (Beiderbecke) musiał zadowolić się jedną solówką, i tyle, jeszcze się nie rozgrzali - ciach i już po krzyku. Co to musiała być za męka, nagrywanie..." - napisał w 1963 roku Julio Cortazar, w kultowej powieści "Gra  w klasy". Jak później się okazało czas trwania jednej strony winylowej płyty również stanowił ograniczenie dla swobodnej wypowiedzi wielkich improwizatorów. I, dajmy na to, taki Cecil Taylor musiał cierpliwie poczekać do roku 1989, na upowszechnienie się nośnika CD, kiedy to zarejestrował swoje przełomowe dzieło Cecil Taylor European Orchestra "Alms-Tiergarten". Pierwszy krążek zawierał nagarnie "Involution/Evolution", trwające 58 minut 51 sekund, zaś druga płytka CD zatytułowana "Weight-Breath-Sounding Trees" czasem trwania przekraczała godzinę i trzy minuty.

Bohaterka dzisiejszego wpisu - Jasmine Myra - raczej nie potrzebuje godziny, żeby zarejestrować jedną kompozycję. Jej najnowszy album "Horizons" zawiera osiem urokliwych odsłon, które czasem trwania zamknęły się w niespełna trzech kwadransach. W poszczególnych fragmentach płyty nie znajdziemy zbyt wiele momentów swobodnej improwizacji. Brytyjska kompozytorka, saksofonistka i flecistka przede wszystkim jako cel postawiła sobie zbudowanie specyficznego nastroju, i trzeba przyznać, że wyszła z tej próby obronną ręką. W 2017 roku ukończyła konserwatorium muzyczne w Leeds, a już dwanaście miesięcy później wybrano ją do udziału w programie Jazz North Introduces, którego zadaniem jest udzielanie wsparcia dla młodych angielskich twórców. Jej talent został zauważony przez szefa wytwórni Gondwana Records - Matthew Halsalla, który zaproponował jej podpisanie kontraktu płytowego.

Album "Horizons" rozpoczyna się od dwóch kompozycji: "Prologue" oraz tytułowej "Horizons" - pierwotnie tworzyły one jedną całość, na potrzeby płyty rozdzielono te dwa utwory, a pierwszy z nich znakomicie wprowadza słuchacza w specyficzny klimat tego wydawnictwa. Dźwięki fletu, skrzypiec, gitary i fortepianu są niczym kolory na palecie malarza impresjonisty. Od pierwszych chwil zwraca na siebie uwagę specyficzna delikatność poszczególnych  tonów, miękkość subtelnych motywów, które tworzą kolejne utwory. Innymi słowy czuć w tym wszystkim smukłą kobiecą rękę. Przy okazji "Horizons" odnotowujemy nieznaczne przyspieszenie tempa również za sprawą, co warte podkreślenia, świetnie zrealizowanej perkusji. Szkoda tylko, że ta ostatnia odzywa się na całym albumie stosunkowo rzadko. Wiele z jego najlepszych fragmentów niesie wraz z sobą wyczuwalny filmowy charakter. W "1000 Miles" do głosu dochodzi harfa w rękach Alice Roberts, stałej współpracowniczki oficyny Gondwana Records, która pojawiła się na sesjach nagraniowych i płytach Matthew Halsalla, producenta albumu "Horizons". W tej części płyty saksofon Jasmine Myra przypomniał mi melodykę ostatnich dokonań Juri Honinga. Terytorium, po którym porusza się brytyjska artystka to zdecydowanie "jazzowa kraina łagodności". Nie dziwi więc specjalnie fakt, że kompozytorka z Leeds woli unikać karkołomnych niekiedy solowych popisów. Spokojnie i precyzyjnie wykorzystuje poszczególne instrumenty, rozwija kolejne wątki opowieści, dając pograć zaprzyjaźnionym muzykom. Napisana tuż po śmierci babci autorki "Words Left Unspokoen" - to piękna harmonia dźwięków harfy i fortepianu, wzbogacona ornamentami skrzypiec (Isabell Baker, Lisa Natusno). Kto wie, czy to właśnie ten ostatni instrument nie jest dyskretnym bohaterem tego wydawnictwa. Wykorzystanie sekcji smyczkowej dodało polotu, gładkości i głębi. "Morningtide" według deklaracji artystki miał stanowić ukłon w stronę twórczości Kenny Wheelera. Jak zwykle przy okazji wydawnictw oznaczonych logo Gondwana Records - wspominałem już o tym przy wielu okazjach - mam poczucie niedosytu, jeśli chodzi o grę pianisty. Zbyt mało tutaj fortepianowych akcentów, zbyt mało wyrafinowanych, barwnych i zapadających w pamięć niespiesznych wędrówek po czarnych i białych nutach czy ćwierćnutach, i jeden rodzynek w postaci wieńczącego całość "New Beginnings", gdzie wkład pianisty Jaspera Greena słychać nieco bardziej, z pewnością tego nie zmieni.

(nota 7-7.5/10)

 


Dodatki, dodatki, dodatki -  a w nich na początek skoczna piosenka Jacksona Phillipsa z miasta Los Angeles, który ukrywa się pod szyldem Day Wave.


Chodząca ostatnio za mną piosenka "Ice-9" grupy Bug Teeth, nazwa utworu została zaczerpnięta z prozy Kurta Vonneguta - "Kocia kołyska".



Prezentowałem kiedyś twórczość Benedicta Kupstasa, ukrywającego się również pod nazwą Field Guides, pora na fragment z jego ostatniej, trzeciej w dorobku płyty zatytułowanej "Ginkgo".



Wokalista grupy The Head On The Heart, czyli Josiah Johnson i fragment jego solowej twórczości, najnowszy singiel "You Had One Job", który ukazał się nakładem prestiżowej oficyny Anti-records.



Jakiś czas temu recenzowałem debiutancką płytę grupy Constant Follower, zajrzyjmy na chwilę na ich koncert.



Przyznam, że czekam na krążek saksofonisty Chipa Wickhama - "Cloud 10", który 9 września ukaże się dzięki uprzejmości oficyny... jak myślicie, jakiej? Oczywiście Gondwana Records. Póki co pokazał się ten pełen uroku singiel.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz