sobota, 8 maja 2021

SKI SAIGON - "SEES THE ALBATROSS" (Too Good To Be True) "Fregaty kontur ukrył się za mgłą"

 

    Albatros jest symbolem wolności. Pod względem rozpiętości skrzydeł albatrosy są jednymi z największych ptaków; dochodzi ona nawet do 3.5 metra. Według podań i legend to właśnie w tym ptaku zamieszkiwały dusze zmarłych żeglarzy. Jego pojawienie się na niebie uważano niegdyś za zwiastun dobrej pogody i bezpiecznego rejsu. W przeciwieństwie do obecności kobiet na pokładzie, które to miały prowadzić do zguby zarówno załogę, jak i pływającą jednostkę. Odstępstwem od tej reguły była postać nagiej kobiety - przynosiła pomyślność, gdyż obnażonym ciałem niewiasta zawstydzała rozszalałe morze i uspokajała oddech spiętrzonych fal. Stąd też na dziobach statków umieszczano dawniej popiersia nagich kobiet.

Podobne do tych opowieści stały się inspiracją podczas prac nad albumem "Sees The Albatross". W pierwotnych planach krążek ten miał przybliżać odkrycia portugalskich żeglarzy. Ostatecznie traktuje o podróżach, przywołując barwne impresje z bliskich i dalekich wędrówek. Rhys Griffiths - autor tekstów i wokalista - od dziecka interesował się historią. Na poprzednim wydawnictwie grupy Ski Saigon, debiutanckiej epce zatytułowanej "Brings The Storm Cloud" (2016), stworzył intrygującą opowieść, którą zawarł również na 32-stronicowej książeczce dołączonej do krążka. Dotyczyła ona francuskich żołnierzy, którzy w latach 40/50-tych ubiegłego wieku stacjonowali w Indochinach. Zmęczeni upałem zatęsknili za alpejskimi pejzażami. Dlatego też w Sajgonie opracowano plan budowy stoków narciarskich, żeby znużonym wojakom dostarczyć odrobinę rozrywki. Stąd pochodzi oryginalna nazwa zespołu - Ski Saigon. 

Wyobraźnia ludzka ponoć nie zna granic. W przypadku płyty "Sees The Albatross" wodze fantazji nie zostały aż tak swobodnie puszczone. Chociaż zawartość muzyczna tego wydawnictwa jest podobna do epki z 2016 roku. Dominują proste zapadające w pamięć melodie, stworzone w oparciu o indie-rockowe gitary, bez żadnych elektronicznych dziwactw. Skoro wielką pasją Griffiths'a jest historia, nie zaskakuje zbytnio fakt, że brytyjski wokalista przede wszystkim czerpie z muzycznej przeszłości. Fani takich grup jak: Belle And Sebastian, Galaxie 500 czy Ivy, powinni na płycie Ski Saigon znaleźć coś dla siebie. Przyznam, iż niezbyt przypadł mi do gust dość przeciętny początek - "Burns The Winter Palace". Jednak mam w zwyczaju słuchać albumów od początku do końca, dzięki czemu z radością przywitałem znacznie lepszy "Swims The Bosporus", czy przebojowy (ma się rozumieć na alternatywną modłę) - "Moon Enemy". Od czasu do czasu w partiach wokalnych pojawia się głos Laury Kovic. Ta pochodząca z Brisbane, a rezydująca obecnie w Londynie, artystka grała na klawiszach  w formacji Tigercats, gdzie poznała Rhysa Gryffiths'a. Jej syreni śpiew wita słuchacza chociażby w "Sliver Lining", na tle oddychającej łagodną bryzą gitarowej melodii. 

Pozostali członkowie grupy to niedobitki wyłowione z morskiej toni po zespole Mooncreatures, który, jak wiele innych składów w historii muzyki wsławił się tym,... że nie odniósł większego sukcesu. Z tej załogi - podzielili się ze światem płytą "Night Guides" (2015) - na pokład Ski Saigon dotarli: James Atkinson (gitara), Nick Dillon (bas), Jake May (perkusja) oraz lider Rhys Griffiths. Trzeba przyznać, że gitara Atkinsona jest znakiem rozpoznawczym brytyjskiej formacji, łopocze radośnie na wietrze poszczególnych kompozycji niczym piracka bandera. W utworze "Polar Dream" żeglarze z Londynu przypomnieli mi dokonania grupy Plantman. Pod koniec ubiegłego roku ukazał się nowa płyta Amerykanów - "Days Of The Rocks". Jeszcze wrócę do tego wydawnictwa w dalszej części tekstu. Plantmana, dowodzonego przez Matta Randalla, ciągnie wyraźnie do akustycznego grania. W zupełnie inny sposób, nieco bardziej wyrafinowany, zagospodarowują dźwiękową przestrzeń. Częścią wspólną tych dwóch grup jest z pewnością melodyka; proste, nienachalne piosenki, które potrafią przykleić się nawet do bardzo wybrednego ucha. Sporo z tych utworów, które wypełniły krążek "Sees The Albatross" powstały już jakiś czas temu. Jak chociażby "Iran Tourist Dream", datowany na 2017 rok, będący po części wyrazem marzenia Rhysa Gryffiths'a, żeby cofnąć się w czasie do początku minionego stulecia i zwiedzić ówczesną Persję oraz całą okolicę Zatoki Perskiej. Najnowsze wydawnictwo Ski Saigon zwiastuje również pojawienie się na rynku nowej oficyny - Too Good To Be True -  z siedzibą we francuskim mieście Brest (port marynarki wojennej), która powstała na gruzach dawnej Beko Disques.

(nota 7/10)

 



Wcześniej wspomniałem już o wydawnictwie grupy Plantman, które ukazało się pod sam koniec ubiegłego roku. "Days Of The Rocks" zawiera kilka naprawdę zgrabnych i godnych uwagi piosenek, które całkiem nieźle korespondują z płytą Ski Saigon.




 Wspomniałem dziś również o francuskiej wytwórni Too Good To Be True. Kolejną propozycją, która niedawno ukazała się w tej oficynie jest płyta kanadyjskiej grupy Dumb Train - "Extra Feeling Bouge De La La". W skład tego wydawnictwa wchodzą dwie epki, jedna z nich ukazała się już wcześniej w serwisie Bandcamp (2018). W tak zwanym międzyczasie grupa postanowiła zmienić nazwę - z Drug Train - i odrobinę przewietrzyć skład, ale muzyka to wciąż indie/dream-popowe przestrzenie. Coś dla "tańczących inaczej".




The Paper Kites to ekipa z Melbourne dowodzona przez Sama Bentleya. Debiutowali w 2013 roku albumem "States", gdzie po numerem 2 kryła się cudnej urody kompozycja - "St.Clarity", do której wielokrotnie wracałem. W ich dorobku znajdziemy pięć płyt , ta ostatnia - "Roses" - stanowi efekt współpracy z kilkoma wokalistkami. Urokliwa kompozycja "Walk Above The City" dopełni obraz dzisiejszej odsłony "Muzycznego świata".




W kąciku improwizowanym wrócimy do Francji, bowiem z miejscowości Nancy pochodzi grupa NCY Milky Band, która niedawno opublikowała album "Born'IN", stanowiący intrygującą mieszankę różnych  gatunków. 



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz