sobota, 23 stycznia 2021

FARMER DAVE & THE WIZARDS OF THE WEST - "FDWOW" (Big Potato Records) "California Mon Amour"

 

    Kalifornia jest jednym z najbardziej popularnych regionów USA. To tutaj przed laty Ava Gardner  i Frank Sinatra zatrzymywali się w swojej podróży od miasta do miasta, żeby pod osłoną nocy "postrzelać do gwiazd". To tutaj, w Palm Springs, 24 marca 1962 roku doszło do jednej z pierwszych intymnych schadzek JFK-a z Marilyn Monroe. Niecałe dwa miesiące później, po drugiej strony kontynentu, Monroe wyszła na scenę Madison Square Garden, żeby na dziesięć dni przed oficjalnymi urodzinami prezydenta zaśpiewać słynne "Happy Birthday". Gwiazda kina miała na sobie prześwitującą suknie od Jeana Luisa, którą włożyła na gołe ciało (sprzedano ją potem za 1.26 mln dolarów). "Jej pupa jakby mrugała do nas". "Jej pupa wyglądała jak dwa szczeniaki walczące pod jedwabnym prześcieradłem" - powiedzieli później ci, którzy tamtego wieczoru widzieli słynną aktorkę. Z kolei obdarowany w ten sposób jubilat oświadczył, że: "Po tak słodkich i szczerych  życzeniach mogę już przejść na emeryturę". Na emeryturę jednak nie przeszedł, gdyż kilka godzin później, na 34 piętrze hotelu Carlyle doszło do pononwego spotkania JFK-a z Marilyn Monroe, która po tym zdarzeniu zwierzyła się przyjaciółce mówiąc: "Chyba sprawiłam, że z jego plecami jest już trochę lepiej". 5 sierpnia 1962 roku aktorkę znaleziono martwą w jej domu, w Brentwood w stanie Kalifornia.

Trzeba przyznać, że dość regularnie docierają do nas zza oceanu płyty amerykańskich grup, których członkowie życzliwym okiem spoglądają na to, co w muzyce już było (szczególnie przełom lat 60/70-tych). W tej perspektywie takie miasta jak San Francisco czy Los Angeles lub, krótko mówiąc, spora część Zachodniego Wybrzeża, stanowi coś w rodzaju wylęgarni dla kolejnych artystów. Skoro "przeszłość jest prologiem", to warto czerpać z bogatej tradycji, i filtrować ją przez własną wrażliwość. Z podobnego założenia wychodzi nasz dzisiejszy bohater. Farmer Dave to amerykański multiinstrumentalista i wokalista. Naprawdę nazywa się Dave Scher. Swoją muzyczną przygodę rozpoczął niemal ćwierć wieku temu. W czasie studiów znalazł posadę w kalifornijskim radiu KXLU, z siedzibą w Los Angeles, gdzie w latach 90-tych dyrektorem muzycznym był Jimmy Tamborello. To właśnie na korytarzach rozgłośni Dave spotkał przyszłych kolegów z zespołu. Początkowo Chris Gunst, Jim Hey i Tamborello grali w grupie Strictly Ballroom. Stylistycznie ich kompozycje zbliżone były do dokonań nieodżałowanego Codeine. Opublikowali tylko jeden album "Hide Here Forever", który do dziś cieszy się sporym uznaniem wśród kolekcjonerów. W 1997 roku Gunst, Brent Rademaker i Farmer Dave powołali do życia zespół Beachwood Sparks, który trzy lata później wydał debiutancki krążek dla wytwórni Sub Pop. Fani grupy niecałe dwa lata czekali na kolejne wydawnictwo "Once We Were Trees". Następnie była całkiem udana trasa koncertowa u boku Black Crowes i grupa przestała istnieć. Członkowie zespołu rozeszli się w różne strony, zakładając kolejne kapele, które nie odniosły większego sukcesu.

Krótko po rozpadzie Beachwood Sparks, Framer Dave i kolega z rozgłośni Jim Hey połączyli siły. Pod nazwa All Night Radio wydali pamiętny, głównie dla siebie, debiut "Spirit Stereo Frequency", korzystając ze wsparcia Sub Popu. Nie rozwijali jednak współpracy, a przygodę z muzyką kontynuowali już na własny rachunek. Dave Scher założył firmę "Scher Sound", gdzie świadczył usługi na rynku muzycznym (ścieżki dźwiękowe, ilustracje, oprawy itd.). W 2009 roku opublikował solowy album dla wytwórni Kemado Records zatytułowany "Flash Forward To The Good Times". Ubiegły rok przyniósł drugie solowe wydawnictwo w dorobku Farmera Dave'a - "Speak of Love'. Poza tym przez ostatnie lata artysta funkcjonował również jako muzyk sesyjny, pojawiając się na płytach oraz w trakcie tras koncertowych Avi Buffalo, Marissy Nadler, Interpolu, Williama Oldhama, Animal Collective czy Kurta Vile'a.

Debiutancka płyta Famer Dave & The Wizards Of The West zawiera dziewięć utworów. Pozostałą część składu uzupełnili: Ben Knight - gitara, Brian Bartus - bas, Jud Birza - perkusja. Choć soczyste brzmienie, szczególnie partii gitar, sugerowałoby, że członków grupy może być więcej. Album można potraktować jako barwną pocztówkę ze słonecznej Kalifornii, która pamięta jak po tamtejszych plażach spacerowali Monroe, Kennedy, Sinatra i Gardner. Jedynie mroczna, banalna i kompletnie nieadekwatna do treści krążka okładka pozostawia sporo do życzenia (sam winyl jest w błękitnym odcieniu).

 Tropów stylistycznych jest całkiem sporo, o czym przekonują nas koleje odsłony tego wydawnictwa. Dla młodszych odbiorców może to być dobra lekcja historii, dla starszych miłe wspomnienia. W porównaniach mogą przewijać się minione dekady, począwszy od lat 60-tych, przez 70-te, z pominięciem lat 80-tych, żeby od razu przeskoczyć do tego, co działo się w muzyce trzydzieści lat temu. W radosnym "Right Vibration" sposób śpiewania (delikatny pogłos) i brzmienie gitar przenosi nas do starych płyt Grateful Dead. Piosenka brzmi niczym przebój surferów, który nucą za każdym razem, kiedy z deską pod pachą wędrują piaszczystą plażą, żeby za moment zanurzyć się w morskiej toni. "Ocean Eyes" przykuwa uwagę ciekawą rytmiczną wokalizą, prowadzącą do rockowego refrenu. "Stand & Deliver" rozpoczyna się niby szanta. Farmer Dave podaje ton, a męski chórek dzielnie mu wtóruje. Nakładające się na siebie partie przeciągniętych gitar tworzą sugestywne tło. Nad wszystkim unosi się duch Paula Simona. "Mutant Pill" i "Babe Got Plans (For Me)", to skok o trzy dekady, wprost do lat 90-tych, skojarzenia z płytami Jane's Addiction czy Porno For Pyros narzucają się same. "Bahannon" tytułem nawiązuje do postaci nieżyjącego już Hamiltona Bahannona, znanego z przeboju "Let's Start The Dance" (1976 rok). Zamykający całość "Wipe Out" to nowa wersja szlagieru The Surfais z 1963 roku.

Od samego początku moją ulubioną kompozycją została "Cave Walls". Z mnóstwem świeżego powietrza (!!!), ożywczym powiewem porannej kalifornijskiej bryzy (!!!), z radością grania, którą na początku działalności zarażali The Falming Lips czy Mercury Rev. Framer Dave lubi surfować, i trzeba przyznać, że całkiem nieźle wychodzi mu to poruszanie się na grzbietach fal różnych gatunków i stylów. "Złap mnie za rękę i zanurzymy się w morze" - śpiewa w tej najbardziej urokliwej odsłonie debiutanckiej płyty. A ja nucę wraz z nim, czego i WAM życzę.

(nota 7.5/10)

 

  


W kąciku improwizowanym nadal pozostaniemy w Kalifornii. Nasz dobry znajomy John Dwyer, wraz z grupą przyjaciół (Nick Murray, Brad Caulkins, Tom Dolas, Greg Coates), opublikował niedawno intrygujący krążek zatytułowany "Witch Egg". 




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz