czwartek, 7 lutego 2019

BE FOREST - "KNOCTURNE" (We Were Never Being Boring Collective) "Widzenia nad zatoką Flaminia"

    Początki wywodzącego się z estetyki post punkowej nurtu cold wave sięgają przełomu lat 70 i 80-tych oraz takich grup jak: Joy Division, Bauhaus, Siousxie & the Banshees, The Cure. Gatunek ten ewoluował na przestrzeni lat, wydając z siebie kilka odnóg, ale znakami rozpoznawczymi zwykle były: wysunięty do przodu bas, mroczna atmosfera współtworzona przez charakterystyczne brzmienie gitar, klawisze oraz głos (w tekstach od nostalgii, przez rozterki miłosne, egzystencjalne lęki i przygnębienie, aż po rozpacz). Co ciekawe chyba nie było w historii muzyki ostatnich 30 lat dekady, pięciolatki, czy chociażby kilkunastu miesięcy, kiedy to na międzynarodowej scenie nie zaistniałby jakiś nowy godny uwagi przedstawiciel tego nurtu (lub odnóg pobocznych). Młodzi artyści chętnie, mniej lub bardziej świadomie, odwoływali się i odwołują do historii, czerpią z bogatej tradycji ważne dla nich elementy, niejako anektują je dla własnych potrzeb, oraz dokonują ich interpretacji, przepuszczając poszczególne treści przez filtr własnych pragnień, wyobrażeń, wrażliwości i oczekiwań.

Gatunki oraz style mają właściwy dla siebie czas, kiedy powstają, dojrzewają i obumierają, ale również funkcjonują w trybie spiralnych powrotów, naturalnie mniej lub bardziej udanych. Zaryzykuję twierdzenie, że w przypadku nurtu cold wave zagrano już niemal wszystko (niemal robi pewną różnicę), wykorzystano już niemal wszystkie kombinacje - dlatego też o coś zupełnie nowego, coś niezwykle świeżego i zaskakującego, w tym aspekcie niezmiernie trudno. Jednak wydaje się, że do kompletnej śmierci gatunku wciąż jest bardzo daleko. O czym zapewniają nas płyty kolejnych młodych zespołów, które całkiem zgrabnie poruszają się w tej estetyce, dodając do jej rozwoju swoje trzy grosze.

Jedną z takich płyt w mojej ocenie jest album "Knocturne" grupy Be Forest, który ukaże się 8 lutego nakładem oficyny We Were Never Being Boring Collective. Zespół powstał na ziemi włoskiej, konkretnie w Pesaro, niemal dekadę temu. Erica, Constanza, Nicola chodzili do tych samych klubów, odwiedzali te same sklepy płytowe, brali udział w tych samych koncertach. Można powiedzieć, że często mijali się w takich czy innych drzwiach, a znali się tylko z widzenia ("jednak lubili się trochę"). Wreszcie nadszedł czas, żeby to zmienić. Ich debiut fonograficzny przypadł na rok 2011, i nosił wdzięczną nazwę "Cold", niejako na samym starcie sugerując słuchaczom, z czym mają do czynienia. Zespół wykorzystywał również elementy estetyki dark wave, shoegaze, dream-pop, czego przykładem była kolejna płyta "Earth Beat" (2014).

Zaryzykuję twierdzenie - już po raz drugi w jednym wpisie, coś takiego! - że gdyby urocze trio, wspierane czasem przez dodatkowego muzyka oraz producenta, nie pochodziło z Pesaro, tylko z Manchesteru lub z Londynu, to od dawna moglibyśmy przeczytać w prasie brytyjskiej, co lubi jeść nie tylko na śniadanie Erica Terenzi, jakiego podkładu oraz pomadki używa Costanza Delle Rose'a, z jakich efektów gitarowych korzysta Nicola Lampredi oraz komu ostatnio złamał serce. Moje z pewnością skradł kilkoma udanymi nagraniami, utrzymanymi w stylistyce cold wave/shoegaze,  które wypełniają krążek "Knocturne". Być może nie jest zaskakująco, ale całkiem świeżo i długimi fragmentami bardzo dobrze (trochę w stylu dokonań Mahogany). Czym skorupka za młodu nasiąknie... - nie odcinam się od swoich muzycznych korzeni, wręcz przeciwnie, pielęgnuję pamięć o nich, więc dla tak brzmiących gitar, dla takiego grania, zawsze znajdzie się miejsce na moim blogu.

(nota 7.5/10)








Skoro wspomniałem, wprawdzie w nawiasie, ale zawsze, o grupie Mahogany, musi zabrzmieć przykład muzyczny. W tym utworze gościnnie pojawiła się Lucy Belle Guthrie, córka Elizabeth Frazer i Robina Guthrie. Kompozycja pochodzi z płyty "Connectivity!", wydanej w 2006 roku.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz