środa, 18 kwietnia 2018

LOGAN RICHARDSON - "BLUES PEOPLE" (Ropeadope Records) " Słoneczny kwiecień, Logan Richardson i bardzo dobra płyta..."



Turniej ATP MASTERS, który rozpoczął się kilka dni temu w  Monte Carlo, zwykle oznacza pierwszą poważną imprezę rozgrywaną na ceglanej mączce oraz początek prawdziwej wiosny. W tym roku ta niepisana reguła została podtrzymana. Jak widać za oknem, w naszym kraju aura jest wyjątkowo sprzyjająca, a temperatura jest nawet o kilka stopni wyższa niż w Księstwie Monaco.

Nie wiem, czy najnowsza płyta Logana Richardsona oznacza w jego karierze, czy mniemaniu, wiosnę lub jakiś szczególny przełom. Wiem za to, że ten wydany 13 kwietnia 2018 roku album jest bardzo udany, lepszy od poprzedniego, i dlatego od kilku dni słucham go namiętnie. Krążek nagrano w Omaha, zmiksowano w Kansas City - mieście z bogatymi tradycjami jazzowo-bluesowymi, skąd pochodzi wielu znakomitych muzyków oraz bohater dzisiejszego wpisu.
Tym razem zabrakło - choć tego braku w żadnym momencie nie sposób odczuć - sławnych gości (Pat Metheny, Jason Moran), którzy dopełnili składu grupy podczas pracy nad poprzednią płytą "Shift", o której pisałem na łamach tego bloga ( tutaj ) . Richardson skorzystał z pomocy lokalnych muzyków, na gitarze zagrał Justus West (to dla mnie niewątpliwie odkrycie tego albumu), wspomagany przez jedynego zagranicznego artystę, ukraińskiego gitarzystę Igora Osypova, basowe takty odmierzał DeAndre Manning, a za perkusją zasiadł Ryan Lee.

Trochę na tym albumie szeroko pojętego jazzu, trochę rocka, również tego alternatywnego, trochę pogranicza jazz-rocka (elementy fussion, a nawet prog-rocka, "karmazynowe gitarowe faktury"), nie brakuje dynamiki, energii oraz transu, a także odwołań do jazzowej tradycji - jednak co warte szczególnego podkreślenia - żaden z muzyków nie trzyma się jasno określonych ram gatunkowych. Mamy tu bowiem do czynienia z inteligentnym czerpaniem z różnych  rejonów muzycznych, świadomym przekraczaniem granic, poszukiwaniem harmonii i charakterystycznego brzmienia. A gdzie tytułowy "Blues"? - słusznie zapytacie. Głęboko ukryty, nie podany wprost, zmodyfikowany, na nowo odczytany, zreinterpretowany, schowany w rockowych oddechach gitary i basu, umiejętnie wpleciony w jazzowe frazy - wszak, jak głosi popularne stwierdzenie: "jazz wywodzi się z bluesa".

Każdy z instrumentów - gitara, bas, saksofon - jest na albumie "Blues People" równouprawnionym partnerem w dialogu. Szczególną rolę - ma się rozumieć oprócz saksofonu altowego Richardsona - odgrywa tu gitara. Jej brzmienie zmienia się w zależności od potrzeb kompozycji, raz jest drapieżne, rockowe -  jak chociażby w porywającym  "80's Child" -  innym razem psychodeliczno-transowe.
Płytę otwiera króciutki "Blues People", i swoiste wyznania Richardsona: "Lubię bluesa jako refleksję nad przeszłością i teraźniejszością, w życiu czarnoskórych ludzi".
 Po nim znakomity "Hidden Figures" udanie wprowadza słuchacza w klimat całego albumu. Zarówno Richardson, jak i gitarzysta Justus West, preferują granie długimi dźwiękami, które dodatkowe podkreślają i pogłębiają wykorzystując rozmaite efekty.
"Country Boy" - to krótka wizyta w barze, być może w Kansas City, i radosne pląsy w rytm ożywczych taktów.  Zwilżywszy spierzchnięte wargi czymś, co postawił przed nami barman, porozumiewawczo mrugający okiem i uśmiechający się pod wąsem, schłodzeni i nieco oszołomieni, pełni wrażeń opuszczamy bar chwiejnym krokiem. Czyżby zakręciło nam się w głowie, a może to wirujące w dole, rozmyte światła miasta kładącego się do snu, przyciągnęły nasz wzrok - "Underground".

Krążek "Blues People" nie ma "pustych przebiegów". Chcę przez powiedzieć, że nie ma tutaj grania dla grania, zbędnych kaskaderskich popisów, które mają wypełnić kolejne fragmenty muzycznych ścieżek, i które zwykle w takich przypadkach stanowią antidotum na twórczą indolencję. Wszystko jest przemyślane, spójne, tematy zwarte i zgrabne, zapadające w pamięć. Każdy utwór to jakieś odsłonięcie kotary, to próba wejrzenia w głąb, chwilowego wniknięcia, zanurzenia w specyficzną i umiejętnie wykreowaną atmosferę. Już po krótkim obcowaniu z materiałem "Blues People", uwagę słuchacza przykuwa filmowość niektórych tematów. Czasem bywa nostalgicznie, niekiedy sentymentalnie, innym razem wszystko spowija psychodeliczna mgła. Wydaje się, że stworzenie określonego klimatu było jednym z celów, które postawili przed sobą muzycy podczas prac na albumem. I trzeba dodać, że... dopięli swego.

Bardzo miłym zaskoczeniem jest kompozycja "Black Brown & Yellow". Rzadko na tego typu albumach - jakby nie było z muzyką improwizowaną - pojawia się coś na kształt piosenki. W tym utworze wokalnie udzielił się  Justus West, który ma bardzo przyjemną barwę głosu. "Black Brown & Yellow" swoim charakterem przypomniał mi odrobinę dawne dokonania Roberta Wyatta. To jedna z moich ulubionych kompozycji na krążku "Blues People". Szczerze mówiąc, jeśli miałby wyróżnić szczególnie jakiś fragment tego albumu, to musiałbym po kolei wymieniać niemal wszystkie kompozycje. Spośród 14 utworów najmniej przypadł mi do gustu "Anthem (To Human Justice)" oraz "Rebels Rise". Co nie zmienia ani mojej oceny płyty "Blues People", ani faktu, że wciąż i z dużą przyjemnością jej słucham.

W porównaniu z najnowszym albumem, wcześniejsze wydawnictwo Logana Richardsona, czyli "SHIFT", miało bardzo jazzowe brzmienie. Głównie za sprawą Pata Metheny, który posiada swój charakterystyczny muzyczny idiom oraz dzięki wykorzystaniu fortepianu Jasona Morana. Te dwa wyżej przeze mnie wymienione czynniki ustawiły niejako cały album, nakreśliły granice w obrębie których poruszał się Richardson ze swoimi interpretacjami. Sprawiły, że amerykański saksofonista mógł pokazać swój talent tylko w pewnych ujęciach, w pewnej perspektywie.
Styl gry Justusa Westa nie jest tak rozpoznawalny czy charakterystyczny, jak Pata Metheny. Brzmienie jego instrumentu zmienia się w zależności od potrzeb kolejnych kompozycji. Tym samym Richardson na płycie "Blues People" miał większe pole do popisu, mógł spróbować wcielić się w znacznie więcej ról, pokazać znacznie większą paletę swoich możliwości. Całości brzmi tak, jakby grupa w tym składzie grała ze sobą od bardzo dawna.
 Znakomity album do wielokrotnego słuchania i odkrywania.

Ps. Rafa Nadal, Kei Nishikori, Dominik Thiem, który z nich zwycięży w tegorocznej edycji turnieju na kortach Monte Carlo?
Jak dla mnie bezapelacyjnym zwycięzcą został Logan Richardson.

(nota 8.5/10) 















A na deser zostawiłem wyjątkowo smakowity kąsek, polecam słuchanie tego wybornego fragmentu na 100 % mocy wzmacniacza. Prawdziwa petarda!!!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz