Dzisiejszym bohaterem jest Kyle Bates, muzyk i autor tekstów, ukrywający się pod nazwą Drowse. Człowiek, który w ostatnich latach mocno wspierał nowoczesną farmakologię, nie tracąc przy tym nadziei, że w końcu i ona - farmakologia - odpłaci tym samym, rozganiając jego powracające myśli samobójcze, lęki, depresje, psychozy, i pogłębiającą się niestabilność emocjonalną.
Do tej pory na koncie Batesa możemy znaleźć, single, epkę, i jedną płytę długogrającą wydaną na kasecie, zatytułowaną "Soon Asleep" (2015). Jak można wyczytać na jego stronie, amerykański muzyk powraca po... załamaniu psychicznym, z nowym albumem - "Cold Air". Podczas pracy nad płytą Bates czerpał inspirację z twórczości Anne Carson, i Karla Ove Knausgarda, który, jak wieść gminna niesie, wreszcie zakończył cykl "Moja walka" (czas już był najwyższy). Pośród tematów, które porusza muzyk z Portland znalazły się oczywiście rozmaite bolączki skrywane w mrocznych zakamarkach duszy - samotność, przemijanie, poszukiwanie oparcia i wyzwolenia z lęków, obaw, piętrzących się ponurych emocji. Można ten album potraktować jako intymne zwierzenia, spowiedź, która w konsekwencji ma doprowadzić do oczyszczenia z negatywnych emocji, odnalezienia również tej jasnej strony życia.
Płyta była nagrywana w zaciszu domowych pieleszy, co ma swoje dobre i złe strony. Do minusów można zaliczyć fakt, że linia wokalizy jest nie zawsze czytelna. Głównie z tego powodu, że Kyle Bates lubi używać pogłosu. Jeśli chodzi o głos, to warto również odnotować wsparcie wokalne, jakiego udzieliła na płycie "Cold Air" Maya Stoner (zespół Sabonis). Szkoda tylko, że tak uroczy głos nie pojawia się znacznie częściej, i w znacznie większej liczbie utworów. Cały album liczy sobie dwanaście kompozycji, z czego trzy to miniatury, które czasem trwania nie przekraczają minuty.
Na krążku "Cold Air" mamy dużo onirycznych klimatów, stanów rozmarzenia. Piosenki snują się leniwie od nutki do nutki, zbudowane wokół akordów gitary akustycznej lub elektrycznej, podkreślane dodatkowo sugestywną elektroniką. "Put Me to Sleep" przypomniał mi stare dobre Swallow, podobnie rozmyte brzmienie gitary i aura. Mimo wszystko do plusów zaliczyłby to, że momentami jest niezbyt czysto i niezbyt równo, chociażby jak w końcówce "Quickenning", ma to jednak swój specyficzny urok. Na płycie mamy również ukłon w stronę shoegazowej tradycji - czego jak czego, ale przesterowanych gitar tutaj nie brakuje. Kompozycja "Rain Leak" mocno nawiązuje do twórczości My Bloody Valentine, z urokliwym refrenem, którego Brytyjczycy mogliby pozazdrościć.
Album "Cold Air" z pewnością powinien zainteresować fanów takich formacji jak: Mount Eerie, Grouper, The Microphones, czy Carrisa's Wierd. Najpiękniejszy utwór ukrywa się pod tytułem "Klonopin" - to - jak doczytałem - jednocześnie nazwa leku, który ma uspokajać i zapobiegać przed ewentualnymi napadami paniki. Uspokójmy więc emocje w towarzystwie Kyle Batesa i Mayi Stoner.
(nota 7.5/10)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz