środa, 5 kwietnia 2017

CHRISTIAN SCOTT - "RULER REBEL" (Ropeadope Records) ""Wiosenne przesilenie, czyli początek trylogii"





Zanim napiszę kilka słów o najnowszej płycie Christiana Scotta, chciałem podzielić się z czytelnikami refleksją na temat największego, póki co, muzycznego rozczarowania tego roku. Twórcą lub używając innego określenia, głównym powodem tego rozczarowania jest ostatnia płyta Tigrana Hamasyana zatytułowana "An Ancient Observer". Muszę przyznać, także przed samym sobą, że w ostatnim okresie Hamasyan stał się jednym z moich ulubionych pianistów. Wiązałem, i poniekąd wciąż wiążę, z tym muzykiem spore nadzieje. Poprzeczka moich oczekiwań została dodatkowo podniesiona tuż po wydaniu krążka "Atmospheres", który to album w rocznym podsumowaniu tego bloga zajął zaszczytne pierwsze miejsce, pozostawiając daleko w tyle resztę wyrównanej stawki. 
Nie mam pojęcia, jaki efekt zamierzał osiągnąć ormiański pianista, komponując i nagrywając kolejne utwory, które zamieścił na ostatniej płycie. W wielu przypadkach poszczególne "przebiegi nutowe" trudno nazwać kompozycjami. A to szerokie i w gruncie rzeczy bardzo techniczne określenie - "przebiegi nutowe" - w dobry sposób oddaje czy przybliża zawartość krążka "An Ancient Observer". Całość brzmi trochę tak, jakby Hamasyan nie potrafił się zdecydować, który z kierunków rozwoju artystycznego powinien wybrać - free improv., czy nieco bardziej tradycyjnie rozumianą jazzową pianistykę. Wiele, jak na mój gust zbyt wiele, z tych najnowszych utworów, pozbawionych zostało jednego wyróżniającego się tematu, wokół którego można by rozbudować kompozycję. Wiele "kompozycji" nie zawiera ani tematów, ani ich rozwinięcia, ani nawet motywów, drobnych szkiców. Oto słuchacz w przeważającej liczbie przypadków na albumie "An Ancient Observer" otrzymuje zestaw luźno powiązanych ze sobą dźwięków - plam dźwiękowych - które nie wywołują żadnych większych emocji. Zbyt wiele ścieżek, które zaproponował na ostatnim swoim wydawnictwie Hamasyan prowadzi donikąd, zbyt wiele w tej delikatnej materii pozostawiono przypadkowi. Trudno te rozmyte i bezkształtne formy nazwać ścieżkami czy drogami, podobnie jak trudno w takim układzie poruszyć się z miejsca. Jestem ciekaw, jak wypadają te kompozycji w formie koncertowej, czy są na tyle abstrakcyjne, że nie sposób "odegrać" ich na koncercie.  Po czwartym przesłuchaniu "An Ancient Observer" pozostaje więc nieporuszony, niewstrząśnięty, niezmieszany...


Zupełnie inaczej wyglądała moja recepcja albumu "Ruler Rebel" Christiana Scotta. Płyty wysłuchałem z ciekawością i rosnącą przyjemnością. W ostatnich dniach wielokrotnie wracałem do tego krążka. Christian Scott to znana i uznana marka w krainie jazzu. W dorobku ma kilka płyt sygnowanych własnym nazwiskiem oraz kilkanaście, na których pojawił się jako zaproszony gość. Jego najnowsze wydawnictwo "Ruler Rebel", to pierwszy album, a zarazem pierwsza odsłona zapowiadająca tak zwaną "The Centennial Trilogy". 
Bardzo sobie cenię tego urodzonego w Nowym Orleanie wirtuoza trąbki. Nie słyszałem całej dyskografii Scotta, ale kilka jego ostatnich płyt przewinęło się przez mój odtwarzacz. Największe wrażenie, jak do tej pory, zrobił na mnie krążek "Yesterday You Said Tomorrow" (2010), który zajmuje ważne miejsce na półce z moimi ulubionymi albumami jazzowymi. W odróżnieniu od tej płyty album "Ruler Rebel" jest w znacznie większym stopniu autorskim projektem Scotta. Stąd jego trąbka w poszczególnych kompozycjach odgrywa główną rolę. Pomimo wielu zaproszonych do współpracy gości, ich muzyczny udział ograniczył się do towarzyszenia artyście. Poza nielicznym wyjątkami, jak wokaliza Sarah Elizabeth Charles w znakomitym utworze "Phases", czy gra na flecie Eleny Pinderhughes, ( "Encryption" oraz "The Coronation of X"), światła reflektorów skupiają się tylko i wyłącznie na postaci trębacza. W tym ujęciu album "Yesterday You Said Tomorrow" wydaje się być bardziej klasycznym, gdyż każdy z muzyków wniósł podczas jego tworzenia podobny wkład i odegrał równie ważną rolę. Christian Scott na płycie "Ruler Rebel" nie ucieka od nowoczesnych rozwiązań na poziomie brzmienia. Wykorzystuje sample, elektroniczną perkusje, loopy oraz rozmaite efekty. Trzeba przyznać, że robi to z dużym wyczuciem smaku, stąd jego ostatnie wydawnictwo stanowi przykład na bardzo dobre połączenie jazzowej tradycji z nowoczesnością. Gra Scotta daleka jest od szaleńczych popisów czy brzmieniowych ekstrawagancji. Artysta przede wszystkim skupia się na rozwijaniu opowieści, budowaniu wyjątkowego nastroju, szukaniu harmonii oraz kreowaniu sugestywnych pejzaży. Sporo na ostatnim albumie jest lirycznego piękna. Budząca się po zimowym śnie przyroda sprzyja słuchaniu tak urokliwych płyt. Nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na kolejne dwa wydawnictwa, które dopełnią całą trylogię. 

(nota 7.5-8/10). 












I dla porównania coś z albumu "Yesterday you said tomorrow". W  przypadku tej kompozycji na szczególną uwagę zasługuje nie gra Christiana Scotta, ale partia fortepianu (od ok. 3 min. w górę ), przy którym zasiadł Milton Fletcher Jr.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz