Przynajmniej w zamierzeniach nie powinien być to długi wpis. Ponieważ nie jest moją intencją przywoływanie czy charakteryzowanie bogatej historii tego jakże zacnego zespołu. Uważam jednak, że warto odnotować pojawienie się na rynku nowego i co warte podkreślenia dobrego wydawnictwa amerykańskiego tria. Ubiegłoroczną trasę koncertową, szczególnie jej rzymski etap, stanowiło zaprezentowanie wspaniałego i kultowego albumu: "Misery is a butterfly", w wersji na orkiestrę. Uzyskane przy tej okazji i w ten sposób brzmienie najwyraźniej przypadło do gustu członkom zespołu na tyle, że postanowili kontynuować ten właśnie kierunek rozwoju artystycznego. Zresztą, nie trzeba szukać daleko, żeby potwierdzić to spostrzeżenie. Gitarzysta i wokalista Amadeo Pace, w jednym z wywiadów przyznał, że jest wielkim fanem rozmaitych ścieżek dźwiękowych do filmów oraz orkiestracji. Nic więc dziwnego, że na ostatniej epce "3 O'Clock" muzycy skorzystali z takich instrumentów jak: altówka, wiolonczela, skrzypce, klarnet, obój, flet i trąbka.
Najnowszą epkę amerykańskiego tria rozpoczyna utwór "3 O'Clock", i oprócz dobrego otwarcia jest to również w pewnym sensie powrót do starych dobrych linii melodycznych. Dawno już na wydawnictwach sygnowanych nazwą Blonde Redhead nie było tak ładnych "przebiegów melodycznych". A przecież z tego właśnie słynęła amerykańska grupa, i to właśnie dzięki temu zapisała się na kartach mojej pamięci. W tych najlepszych utworach były i nutki nostalgii, i przewijały się tam również tony melancholii, można w nich było także odnaleźć ten szlachetny rodzaj smutku, który tak sobie cenię. Co ciekawe, i warte podkreślenia, owe linie melodyczne były - i poniekąd znów są - bardzo charakterystyczne, niepodobne do piosenek, czy chociażby fragmentów tychże, innych zespołów.
"Piosenki są jak pokoje, która urządzasz wedle własnych upodobań" - powiedziała niedawno, w jednym z wywiadów wokalistka Blonde Redhead, Kazu Makino. W jaki sposób "urządzono pokoje" na epce "3 O'Clock"? Na ostatnim wydawnictwie zespołu słychać wyraźnie, że brzmienie grupy odrobinę złagodniało. Tony gitar nie pełnią już tak dominującej roli, jak to kiedyś bywało. Trio od dłuższego czasu poszukiwało czegoś, co wzbogaciłoby ich brzmienie. Te poszukiwania nie zawsze były owocne, i nie przynosiły - przynajmniej jeśli chodzi o ostatnie dokonania formacji - dobrych rezultatów. Epka "3 O'Clock" przyniosła moim zdaniem korzystną zmianę. W tkance aranżacyjnej bez trudu możemy odnaleźć mnóstwo dźwiękowych subtelności. Raz dadzą o sobie znać tony skrzypiec, to znów delikatnie zaznaczy swoją obecność flet albo trąbka. Wszystko to sprawia, że najnowszych piosenek grupy Blonde Redhead słucha się z dużą przyjemnością.
W Polsce nigdy na dobre nie zaistniało coś, co można by określić mianem swoistej kultury nabywania singli lub epek. W czasach słusznie minionej epoki kupno ulubionego wydawnictwa w formie płyty CD wiązało się z podjęciem sporego wysiłku (że nie wspomnę o finansowych kosztach). Później, po okresie tak zwanej transformacji, kiedy na półkach sklepów muzycznych wreszcie zaczęły pojawiać się zachodnie wydawnictwa, próżno było tam szukać singli lub epek. A przecież to "strony B" singli czy mini albumy (epki) stanowią powód do dumy właściciela kolekcji płytowych. Niejednokrotnie to właśnie małe wydawnictwa i krótkie płyty (również bootlegi) zawierały prawdziwe rarytasy, które nie pojawiły się wcześniej na regularnych albumach. Chociażby singiel bohaterów dzisiejszego wpisu wydany w 2005 roku i zatytułowany "The Secret Society of Butterflies". Dziś nie wyobrażam sobie, że mógłbym nie znać jego zawartości. Na pozór znajduje się na nim tak niewiele utworów. Jednak mamy tutaj cudowną francuską wersję piosenki "Melody", a całość rozpoczyna prawdziwa perła w koronie, czyli przebój "Messenger" wykonany przez Davida Sylviana.
Dla mnie epka jest przede wszystkim uczciwym postawieniem sprawy na linii artysta-odbiorca (konsument). Skoro zespół miał pomysł jedynie na cztery utwory, to nagrywa, i jeśli jest taka potrzeba i ma takie możliwości, wydaje cztery piosenki, a nie sztucznie dokleja pięć albo sześć mizernych i naprędce skleconych kompozycji, tworząc tym samym tak zwane "zapchaj dziury". Epki lub single czasem coś zwiastują, niekiedy sygnalizują odmienne podejście, dobrą zmianę lub nadchodzący czy pogłębiający się kryzys. Jakby nie patrzeć, wystawiają również świadectwo o aktualnej kondycji grupy.
Jeśli chodzi o epkę "3 O'Clock", to tak, jak to wcześniej bywało, wydawnictwo zostało podzielone wokalnie pół na pół. Dwa utwory na płycie śpiewa Kazu Makino, dwa Amadeo Pace. Utwór zamykający mini album "Give, Give" powstał dużo wcześniej, bo w roku 2010, i nie zmieścił się na płycie "Penny Sparkle". Kolejna dobra informacja jest taka, że wokalistka Kazu Makino pracuje nad swoją pierwszą solową płytą. Ostanie wydawnictwo tria Blonde Redhead nie ma słabych momentów - bardzo dobre otwarcie, a następnie prześliczny "Golden Light", z urokliwą orkiestracją. Moim ulubionym utworem na epce jest kompozycja zatytułowana "Where Your Mind Wants to Go". I to właśnie od tej piosenki nie potrafię się uwolnić w ostatnich dniach. (nota 8/10)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz