piątek, 1 kwietnia 2016

WILLIS EARL BEAL - "Through the dark" Tender loving empire





Z twórczością Beala zetknąłem się stosunkowo późno. Zwabiony tytułem - "Noctunes" - z przyjemnością przesłuchałem jego ostatnią dużą płytę, wydaną w ubiegłym roku. Przede wszystkim odnalazłem na tym albumie charakterystyczny głos, który od razu zapamiętałem.  Odnalazłem także mieszankę różnych gatunków - blues, rock, soul, gospel - przetworzoną w specyficzny sposób przez wrażliwość artysty. Wspólnym mianownikiem tych nagrań była wyjątkowa atmosfera zawierająca się w melancholijno-nostalgicznym charakterze poszczególnych piosenek. Zwracało na siebie uwagę leniwe tempo utworów oraz swoisty minimalizm, jeśli chodzi o zastosowanie środków artystycznych. "W tym ostatnim roku poczułem się tak, jakbym skoczył z klifu" - powiedział Beal tuż po wydaniu albumu "Noctunes". Rozstanie z kobietą, w konsekwencji rozwód, problemy finansowe i kłopoty z wytwórnią płytową, wreszcie słaba kondycja emocjonalna, wszystko to odcisnęło się na kolejnych nagraniach tej bardzo udanej płyty.
Willis Earl Beal to 33 letni artysta, który urodził się i dorastał w Chicago. Niedoszły żołnierz ,bezdomny, pensjonariusz domu opieki społecznej, pracownik załadunku ciężarówek, nocny stróż, gwiazda zmywaka w knajpie "Java Joe", więzień, to tylko niektóre z punktów w jego bogatym CV. "Freak", "vagabunda", "outsider", "malowany ptak, "człowiek w masce", to najczęściej spotykane określenia przewijające w prasie muzycznej, które próbują uchwycić fenomen Willisa Earl Beala. Początków jego działalności artystycznej należy szukać w zaciszu domowego ogniska, jak i na ulicach. Bo to właśnie na ulicach, skwerach, chodnikach, ławkach i przystankach Beal zostawiał ręcznie robione ulotki-okładki reklamujące jego twórczość. Traf chciał, że jedna z nich wpadła w odpowiednie ręce, i tak podawana z rąk do rąk, zwróciła uwagę branży muzycznej na jego postać.
Pierwsze nagrania wydane w 2011 roku na płycie - "Acousmatic sorcery" - to nic innego, jak typowe "domowe produkcje". Album zawiera szkice piosenek, utrzymane w stylistyce lo-fi, będące  zapisem stanów odczuć czy nastrojów początkującego muzyka. Raczej nie można w tym przypadku mówić o klasycznie rozumianych kompozycjach. Willis Earl Beal stosuje wyjątkowo skromne środki. Ot, po prostu, brzdąka na gitarze, akompaniuje - chociaż może to zbyt szumne w tym przypadku określenie - na syntezatorze, rejestrując wszystko na zwykłym magnetofonie. Krótkie piosenki, proste melodie zaśpiewane w dość niedbały sposób, wskazują na zabawę dźwiękiem, niż na twórcze poszukiwania odpowiedniej formy.
Takie podejście wpisuje się w swoistą koncepcję estetyczną Beala. Instrumenty są dla niego niczym innym, jak tylko narzędziem. Jako takie właśnie służą do czegoś. Beal twierdzi, że tak naprawdę nie potrafi grać dobrze na żadnym instrumencie. Wykorzystuje zwyczajnie jeden po drugim - gitarę, syntezator, sampler. Sprawdza je, testuje starą dobrą metodą prób i błędów. Kiedy uzyskuje zadowalające brzmienie, takie, które jest dla niego odpowiednie na danym etapie, dokonuje rejestracji nagrania. Jego celem nigdy nie było opanowanie gry na żadnym instrumencie. Gdyby tego dokonał, ów instrument przestałby być dla niego ciekawy, nie odkrywałby go(niejako za każdym razem od nowa), a tylko wykorzystywał w wyuczony powtórzeniami sposób. Ze swobodnej, niczym nieskrępowanej twórczości, przeszedłby niepostrzeżenie w sferę schematycznych nawyków. Dla Beala liczy się przede wszystkim wolność kreacji oraz twórcza nieprzewidywalność.









Rozczarowany przemysłem muzycznym, regułami jego funkcjonowania, Willis Earl Beal w pewnym momencie opuścił wytwórnię płytową, nie chcąc wikłać się w jakiekolwiek zależności. Nie chciał być gwiazdą, nawet alternatywnej sceny - jak przyznał w jednym z wywiadów. Wolność artystyczna stała się dla niego celem nadrzędnym. Zależało mu na poszukiwaniu własnej drogi, wyrażaniu siebie poprzez muzykę. Najzwyczajniej w świecie chciał pisać piosenki i dzielić się ze słuchaczami cząstką siebie. W żaden przyjęty przez wytwórnię sposób nie zamierzał promować swoich dokonań artystycznych. W świecie Beala ocenzurowane zostały takie pojęcia jak: sprzedaż, produkt, marketing, kariera, reklama, kontrakt płytowy, zobowiązania wobec wytwórni.
Kolejne wydane rok po roku albumy - "Nobody knows", Experiments in time", i wspomniany już przeze mnie "Noctunes" - stanowią ważne punkty na mapie rozwoju artystycznego muzyka. To przy okazji tych wydawnictw pojawiły się takie określenia jak: "symfonia lo-fi" oraz "kołysanki zwalczające bezsenność". Beal nadal stosuje skromne środki stylistyczne, coraz częściej bazę dla swoich utworów znajduje w brzmieniu klawiszy. W tekstach porusza tematy samotności, tęsknoty, wyobcowania, zagubienia, daje w nich wyraz swojego umiłowania do przyrody.
1 kwietnia 2016 roku przynosi wraz z sobą kolejne wydawnictwo Beala,  epkę - "Through the dark" nagraną przy pomocy Nathana Gibsona. Mini album wypełniają nastrojowe kompozycje, utrzymane w podobnej stylistyce. Słychać tu dojrzałość artysty, w porównaniu z wcześniejszymi nagraniami. Jego głos(niekiedy okraszony delikatnym vibrato) - w którym wyczuwam trudny do określenia hipnotyzujący ton, szlachetną gładkość, czy połysk melancholii - przeprowadza słuchacza przez mroczne zakamarki duszy prosto do światła. Zawartości epki "Through the dark" mogłaby stanowić znakomitą ścieżkę dźwiękową do serialu czy filmu. Jeden zresztą już powstał, mam tu na myśli "Memphis" w reżyserii Tima Suttona, który to obraz przybliża sylwetkę artysty. Utwór "Through the dark" to zdecydowanie najlepsza i moja ulubiona, jak do tej pory, kompozycja Willisa Earl Beala.






                                      









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz