"...to próżność myśleć, że świat skończy się za twojego życia, w jakimś nagłym wydarzeniu, że to, co się kończy, to twoje życie i tylko twoje życie, że to, co głoszą prorocy, to tylko jedna i ta sama pieśń powtarzana przez wieki (...), że świat zawsze raz po raz kończy się w jednym miejscu, ale nie w innym, i że koniec świata to zawsze wydarzenie lokalne, które przybywa do twojego kraju, odwiedza twoje miasto i puka do drzwi twojego domu, dla innych zaś staje się jedynie odległym zastrzeżeniem, krótkim przekazem w wiadomościach, echem zdarzeń, które przeszły do ludowych podań" - Paul Lynch - "Pieśń prorocza".
Wprawdzie album belgijskiego trio Cinema Paradiso zatytułowany "Empty Empty" ukazał się w ubiegłym roku, ale jakoś odkładałem jego prezentację na później, przy okazji powoli się z nim oswajając. Podczas realizacji tego materiału panowie zaprosili do wspólnego muzykowania pianistę Jozefa Domoulina, który przewijał się przez ten dobrze zgrany skład już wcześniej, można więc bez przeszkód powiedzieć, że najnowsze wydawnictwo zostało nagrane w kwartecie. Nazwa grupy budzi oczywiste skojarzenia z filmem o takim właśnie tytule - "Cinema Paradiso" - zrealizowanym przez Giuseppe Tornatore. Jednak to nie udany obraz, czy słabość do ścieżek dźwiękowych filmów, były powodem powstania tria, tylko inspiracja dokonaniami Paula Motiana. Do pierwszego zetknięcia się dwóch artystów - saksofonisty Kurta Van Hercka i perkusisty Erika Thielmansa - doszło w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Dopiero później dołączył do nich gitarzysta Willem Heylen.
Willem Heylen to belgijski gitarzysta i producent mieszkający w Mechelen. Swojego artystycznego funkcjonowania nie ogranicza tylko do przestrzeni jazzu, interesuje się szeroko pojętą sztuką wizualną, teatrem, tańcem czy muzyką ambient. W ostatnich latach przede wszystkim postawił na duchowy rozwój oraz taki właśnie wymiar sztuki. W muzyce zwraca szczególną uwagę na jej "medytacyjny charakter". Ta ostatnia cecha łączy poniekąd całe belgijskie trio, o czym możemy się przekonać słuchając ich ostatniego albumu "Empty Empty". Twardym rdzeniem jego poczynań czy improwizacji są chętnie wykorzystywane minimalistyczne struktury, w oparciu o które tworzy poszczególne kompozycje.
Podobnie rozległe zainteresowania - sztuka współczesna, architektura - zdradza kolejny uczestnik dialogu - perkusista Eric Thielmans. Autor niedawno opublikowanej książki - "On Resonance: Scores, Notes And Conversations". Coraz częściej mówi o sobie "artysta dźwiękowy", gdyż perkusja jest dla niego czymś znacznie więcej niż tylko zestawem bębnów oraz talerzy. "Postrzegam siebie jako pielgrzyma, wędrowca przez okaleczone wewnętrzne i zewnętrzne krajobrazy tej planety, którą sami sobie stworzyliśmy. Moją ścieżką jest muzyka".
Przygodę z instrumentami perkusyjnymi rozpoczął w wieku dziesięciu lat. Ukończył Akademię Muzyczną w Overijse, potem była Akademia Sztuk w Brukselii, Jazz Studio w Antwerpii. Przewinął się przez kilkadziesiąt składów. Warto dodać, że występował też z Ballet Royal De Flandres, jako akompaniator w trakcie lekcji tańca etnicznego i nowoczesnego. Następnymi wyborami z radością uwalniał się od wszelkich etykiet i smętnych kategoryzacji. Grał u boku Billa Harta, Shahzada Ismaily'a, Laurie Anderson, i recenzowanej niedawno na łamach bloga Chantal Acda.
Kurt Van Herck to bardzo doświadczony belgijski saksofonista. Od najmłodszych lat cierpliwie wspinał się po kolejnych szczeblach muzycznego wtajemniczenia. Za czasów szkoły podstawowej grał w orkiestrze dętej, potem był pilnym studentem High School Of The Arts. Podobnie jak Eric Thielmans kontynuował naukę w Jazz Studio pod okiem lokalnych mistrzów. Występował z Act Big Band, Dizzie Gillespie Big Band czy Brussels Jazz Orchestra. Grał w składach Joe Lovano, Archie Sheepa, Dave'a Liebmana i wspomnianej już dzisiaj Chantal Acda. W połowie lat 90-tych związał się z Królewskim Konserwatorium w Antwerpii, gdzie pełni funkcję pedagoga.
Ostatni w omawianym składzie - specjalny gość zaproszony na sesje nagraniowe - Jozef Dumoulin jest równocześnie tym najbardziej rozpoznawalnym. Urodzony w Ingelmunster pianista od dziecka uczył się gry na fortepianie (w rodzinnym domu znajdowały się dwa pianina). Kontynuował naukę w brukselskim konserwatorium, a potem pobierał indywidualne lekcje w Kolonii, u naszego dobrego znajomego, mistrza Johna Taylora. Przez lata starał się rozwijać własne i charakterystyczne brzmienie grając na Fenderze Rhodesa, i łącząc je z elektronicznymi dodatkami. Po przeprowadzce do Paryża wydał płytę ze swoim trio, gdzie na perkusji grał wspomniany wcześniej Eric Thielmans. Występował wraz z Arve Henriksenem, Michaelem Breckerem, Davem Liebmanem, Ellery Eskelinem czy Markiem Turnerem. W 2016 roku założył akustyczny kwintet Orca Noise Unit, skomponował muzykę do kilku filmów.
W tym składzie panowie pojawili się w Finister Studio w Antwerpii, gdzie zarejestrowali osiem własnych kompozycji oraz jedną interpretację utworu Claude Debussy'ego - "The Girl With The Flaxen Hair". Jedną z głównych ról w tym składzie z pewnością pełni saksofon, który zwykle prezentuje kolejne wątki, odsłania poszczególne tematy, niespiesznie rozwijane przez pozostałych członków kwartetu. Jego tony dalekie są od zgiełku, nadmiernego patosu czy celowo zagęszczonej ekspresji. Niektóre fragmenty przypomniały mi przywoływane już nieraz dokonania Johna Surmana i Howarda Moody. Oczywiście zamiast organów kościelnych mamy brzmienie gitary oraz klawiszy Fender Rhodes, jednak nastrój zbliża się tu i ówdzie do rejonów metafizycznej zadumy.
Od samego początku zwraca na siebie uwagę wyrafinowana gra perkusisty, doskonale zbilansowana, wykorzysująca całą bogatą paletę barw- duża klasa! Nieco zachowawczy na tym tle wydaje się być wkład gitarzysty Willema Heylena. Czuć tutaj eksplorowane przez niego ostatnio ambientowe zaplecze i jakieś wewnętrzne, być może celowe, ograniczenia.
W grze belgijskiego kwartetu znajdziemy mnóstwo swobodnej improwizacji, umiejętnego posługiwania się intuicją. Inteligentnego snucia się od dźwięku do dźwięku, budowania barwnych kolaży. Sporo tutaj wolnej przestrzeni, powietrza pomiędzy dźwiękami, wzajemnych interakcji, balansowania na progu ciszy, jazzowej abstrakcji czy odkrywania nowych wymiarów, jak chociażby w znakomitym i tytułowym "Empty Empty", lub w zamykającym całość "Dime Paranoics - Inverted". Warto podkreślić, że nie jest to płyta, która odsłoni się po paru pierwszych z nią kontaktach. Przyznam szczerze, że obcuję z nią od kilku tygodni, i za każdym razem album "Empty Empty" odkrywam z nieco innej strony.
Belgijski kwartet chętnie zrywa z utartymi nawykami, pokazuje słuchaczowi jego ukryte przyzwyczajenia, odruchowe i przez lata utrwalane granice. Przy tym doskonale bawi się nastrojem, rozwija jakiś wątek, żeby w zaskakującym momencie nagle go porzucić. Czasem można odnieść wrażenie, że artyści budują napięcie, jednak w odróżnieniu od wielu składów jazzowych, nie dążą do jego rozładowania, nie szukają momentu kulminacyjnego. Jak zwykle w takich przypadkach bywa, liczy się droga, a nie cel, który niejako przy okazji udało się osiągnąć. Jedno nie ulega wątpliwości - cierpliwi, uważni, odpowiednio nastrojeni, znajdą na tym albumie sporo dobrego.
(nota 8/10)
Wczoraj nakładem oficyny ECM ukazała się płyta niemieckiego pianisty Benjamina Lacknera - "Spindrift". Jakiś czas temu recenzowałem na łamach bloga poprzedni udany i chwalony przez krytyków album "Last Decade". Autor kompozycji urodził się w Berlinie, ale jako nastolatek wyjechał do USA, gdzie ukończył California Institue Of The Arts pod kierunkiem Charlie Haydena, później kształcił się pod okiem Brada Mehldaua. Album "Spindrift" zarejestrowano w La Buissone Studios w Pernes Les Fontaines, gdzie nagrywali również Marcin Wasilewski czy Tomasz Stańko.
Zajrzymy na niedawno wydany album "Shapes And Sounds" zarejestrowany w składzie Yonathan Avishai, Yoni Zelnik, Donald Kontomanou. Cudeńko!
Kolejne trio pochodzi z miasta Ashevill (Karolina Północna), z pianistą i liderem Stevem Okońskim. 28 lutego ukaże się ich najnowszy album zatytułowany "Entrance Music".
Tym razem zawitamy do Helsinek, oficyna We Jazz Records, album zatytułowany "Gravity" - Joona Toivanen Trio.
Glasshouse to z kolei brytyjskie trio z miasta Carmarthen, które w ubiegłym roku opublikowało album zatytułowany "Silence Is A Flower".
Jeremy Pelt na 31 stycznia, a więc już za dwa tygodnie, zapowiedział premierę wydawnictwa "Woven". Oto singiel, które je promuje.
W ubiegłym roku regularnie powracałem do wybornych dialogów fortepianu i saksofonu zarejestrowanych na płycie "'Tis Autumn" - Alana Barnesa i Davida Newtona.
KOMPOZYCJA TYGODNIA - należy do amerykańskiej wokalistki Indry Rios - Moore, znalazłem ją na jej ostatnim albumie zatytułowanym "Where Do We Go From Here".
Na koniec zostawiłem niedawno wydaną reedycję albumu "The Cry!"(1963) - Prince Lasha Quintet, obok autora kompozycji, który zagrał na flecie, w składzie pojawił się Sonny Simmons - saksofon, Gary Peacock - bas, Mark Proctor - bas i George Kershaw - perkusja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz