sobota, 7 grudnia 2024

CHANTAL ACDA & THE ATLANTIC DRIFTERS - "SILENTLY HELD" (Challenge Records) "Jesieniara"

 

    Postać niderlandzkiej artystki Chantal Acda jest bardzo słabo znana w naszym kraju. Przyznam, że całkiem zwyczajnie przegapiłem jej ostatni album w natłoku nowości płytowych. Jednak kiedy w ostatnich dniach szukałem czegoś, co korespondowałoby nastrojem z aurą panującą za oknem, wybór płyty zatytułowanej "Silently Held" okazał się być strzałem w dziesiątkę. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to super gorąca nowość - tych jest niewiele w grudniowy czas - gdyż od premiery tego wydawnictwa zdążyło upłynąć kilka miesięcy. Pomyślałem sobie, że najwyraźniej tak musiało być, gdyż kompozycje zawarte na tym krążku, w znakomity sposób odmalowują wszelkie barwy nie tylko tej jesieni, i właśnie o tej porze roku smakują szczególnie. Kto wie, czy nie mamy do czynienia, z jedną z najlepszych płyt w całym dorobku artystki, której debiutancki album "Dreamly You" ukazał się w 1999 roku. 

Wydaje się, że od samego początku kluczem do twórczości holenderskiej wokalistki było odnalezienie właściwych muzyków, w otoczeniu i przy współpracy których, jej niespieszne kompozycje nabrałyby dodatkowych kolorów. Pieśniarka, urodzona w 1978 roku w mieście Helmun (Holandia), początkowo postawiła na lokalnych muzyków, związanych z niderlandzką sceną jazzową, później nawiązała nić porozumienia z Nilsem Frahmem i Peterem Broderickiem (ten ostatni zaśpiewał z nią również w jednym utworze na płycie "Silently Held"). Wspólnym mianownikiem wydawnictw oznaczonych szyldem Chantal Acda, poniekąd także dobrym duchem kolejnych sesji nagraniowych, jest Shahzad Ismaily, który jak twierdzi artystka, wystąpił na wszystkich jej płytach.



Ta najnowsza, skrząca się barwami jesieni, zatytułowana "Silently Held", została w dużej mierze nagrana w Nowym Yorku (Brooklyn). Stanowi czwarte i jakże owocne spotkanie z gitarzystą Billem Frissellem, trochę mentorem, po części inspiracją, przy okazji najstarszym muzykiem w składzie.

"Mam do niego całkowite zaufanie. Wiedziałam to już po kilku wcześniejszych spotkaniach, które zaowocowały także nagraniami na żywo (płyta z 2018 roku). Kiedy usłyszałam, jak gra ze swoim stałym kontrabasistą - Thomasem Morganem, zobaczyłam przestrzeń, w której było miejsce na moje surowe emocje".

Oprócz Morgana w studiu pojawili między innymi: Joachim Badenhorst (klarnet), Colin Stetson (saksofon), Eric Thielemans (perkusja), Jozef Dumoulina (fortepian), Kurt Van Herck (saksofon) i oczywiście dobry duch Shahzad Ismaily. Niektóre partie dograno już w Holandii z lokalnymi muzykami, gdzie za suwakami konsolety znalazł się Phil Brown (współpracował z Talk Talk i  Markiem Hollisem) oraz Phil Weindrobe ( Dirty Projectors). Jedną z inspiracji, o których wspomniała Chantal Acda , była piosenka Marka Hollisa - "Inside Looking Out", zamieszczona na jego solowej płycie. 

"Mam to szczęście, że często mogę współpracować z producentem tego arcydzieła, co pozwoliło mi jeszcze głębiej zrozumieć historię kryjącą się za tymi piosenkami". Kolejnymi źródłami natchnienia byli: Joni Mitchell, Bon Iver i Phoebe Bridgers.



Tym razem niderlandzka wokalistka szukała surowości i realizmu, pewnie również z tego powodu większość materiału nagrano w jednym ujęciu. Podczas tworzenia poszczególnych kompozycji nie czuła się dobrze. "Zarówno moje wzloty, jak i upadki, potrafią być bardzo intensywne. W najczarniejszych dniach czuję, że moja twórczość się porusza, zmienia kształt, prosi mnie, żebym zwróciła na nią uwagę. Tam jest tyle piękna do odkrycia".

W tych niespiesznych pełnych uroku kompozycjach zawartych na albumie "Silently Held", znajdziemy sporo tytułowej ciszy, którą muzycy potrafią w odpowiedni sposób wykorzystać. W tego typu graniu - z wyraźnym odwołaniem do twórczości wspomnianego już dziś Marka Hollisa - liczy się każda nuta, istotny jest każdy pojedynczy ton wydobyty ze strun gitary, kontrabasu, klarnetu, saksofonu, fortepianu czy perkusji.

 Możemy przekonać się o tym już przy okazji wybornego otwarcia "One Day, One Life", gdzie, jak i w pozostałych częściach, mogą przypomnieć się dokonania Davida Sylviana (z okresu grupy Nine Horses), pieśni Anais Mitchell, czy "szlagiery" innych przedstawicieli nurtu americana, albo najlepsze moment z twórczości Cassandry Wilson. Sporo tych skojarzeń. Płyta "Silently Held" stanowi celebrację muzyki oraz wspólnego grania. 

W pogranicznej twórczości Chantal Acda jazz łączy się swobodnie z leniwymi taktami americany, te z kolei subtelnie przeobrażają się w indie-folkowe pejzaże. W kolejnych odsłonach widać, w jaki wytrwany sposób: "rytm i harmonia, napięcie i odprężenie mogą się rozwijać i przeplatać lub zderzać". Z jednej strony mamy do czynienia z oszczędnością w dawkowaniu emocji i kolejnych tonów,  z drugiej otrzymujemy bogactwo niuansów, rozmaitych dźwiękowych drobin inteligentnie wplecionych w aranżacyjną tkankę. Chyba nie muszę specjalnie przekonywać, że tego typu płyty jak "Sliently Held" zyskują z każdym kolejnym przesłuchaniem, bo właśnie wtedy pojawia się coraz bardziej sugestywne wrażenie, że odkrywamy więcej i więcej. 

W takim układzie nie dziwi specjalnie fakt, że Chantla Acda lubi pracować z muzykami jazzowymi. Ci ostatni: "nie myślą w kategoriach "zwrotka/refren", ponieważ mają inny sposób słuchania i układania melodii (...). Jednak moja muzyka to nie jazz" - podkreśliła w jednym z wywiadów.

Pośród dziewięciu kompozycji zawartych na krążku "Silently Held" znajdziemy jeden cover piosenki Bonnie Raitt - "I Can't Make You Love Me", i duet wykonany ze starym znajomym Peterem Broderickiem -  "We Will, We Must". Na koniec warto wspomnieć, że Chantal Acda pochodzi z muzycznej rodziny, jej matka była śpiewaczką klasyczną. Jednak to nie ona zainspirowała córkę do śpiewania i tworzenia piosenek, tylko... płyty... Cindy Lauper. Kto by pomyślał... Dodam jeszcze, że wytwórnia Challenge Records i tym razem zadbała o bardzo dobrą jakość dźwięku, co jest jej znakiem firmowym.

"Jeśli potrafimy być cicho i słuchać się, ufać sobie wzajemnie, otwierać się, pozwalać sobie i otaczającym nas ludziom na bycie wrażliwymi, popełniać błędy... dzieją się cudowne rzeczy" - Bill Frissell.

(nota 8/10) 


 


Pojawiają się już pierwsze podsumowania roku, choć nowe płyty, single, piosenki wciąż jeszcze wychodzą, co zamierzam w prosty sposób udowodnić, prezentując kolejną odsłonę strefy "Dodatki...". Na początek stan California, artysta ukrywający się pod szyldem Killing Vincent, oraz ulubiony krótki fragment z jego ostatniego wydawnictwa zatytułowanego "Something Must've Went Wrong".



Ghent to miejscowość w Belgii, gdzie żyje i tworzy, nieco w duchu dawnego Bon Iver, Isaac Roux, niedawno opublikował album zatytułowany "Trobuled Waters". Mój ulubiony fragment.



W podobnym nastroju brzmią trzy nowe single londyńskiego artysty Canty, które zapowiadają album "Din Binge", premiera 31 stycznia.



Philadelphię i stan Pennsylvania reprezentuję grupa 22 Halo, czyli wokalista i gitarzysta Will Kennedy oraz jego wesoła drużyna.



Kolejna zapowiedź styczniowej premiery płytowej - brytyjska, i znana już czytelnikom bloga, grupa Tunng, oraz fragment albumu "Love All Over Again", który ukaże się 24 stycznia. 



Miasto Nowy York reprezentuje jedyna wokalistka w dzisiejszym zestawieniu Alex Sopp, która jakiś czas temu opublikowała album zatytułowany "The Hem And The Ha".



Niektórzy zaczynają przegląd kolejnej odsłony bloga od "KOMPOZYCJI TYGODNIA" (całkiem słusznie). Tym razem mój wybór padł na Bryce Cloghesy'a, wokalistę grupy Military Genius, która niedawno opublikowała nowe wydawnictwo - nagrywane na pustyni Mojave - zatytułowane "Scarred For Life". Coś dawnego jest w tym połączeniu nutek, rzadko który artysta robi to obecnie właśnie w ten sposób. Bardzo często wracam do tej piosenki.



Na dobry początek "kącika improwizowanego" włoski gitarzysta mieszkający w Lonydnie - Sabino De Bari, oraz jego koledzy, we fragmencie z nowej płyty zatytułowanej "Ashanti".



Pozostaniemy we Włoszech, międzynarodowy kolektyw Zaaar wydaje swoje albumy we włoskiej wytwórni. Wczoraj ukazało się najnowsze dzieło zatytułowane "Ovules".



Na koniec pojawi się nasz dobry znajomy - Jack Wyllie (grupy Szun Waves, Portico Quartet), w nowym projekcie Paradise Cinema. Wczoraj, dzięki uprzejmości oficyny Gondwana Records, ukazał się album zatytułowany "Returning, dream".


2 komentarze:

  1. Wracając do książek ( cierpliwie czekam na listę), od pewnego czasu półki mam przepełnione, zastanawiam się nad czytnikiem typu KINDLE. Pytanie, czy gospodarz bloga ma doświadczenie z czytnikiem, jeżeli tak, to co o tym sądzi?

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego samego względu - miejsce - wiele lat temu przeszedłem na ebooki, które bardzo sobie chwalę, z różnych względów. Także bez obaw, wygoda spora, najlepsze książki zawsze ma się przy sobie, choćby i w telefonie, można podesłać komuś ulubiony cytat, akapit itd. Co nie oznacza, że całkowicie porzuciłem papier. Egzemplarze tradycyjne kupuję sporadycznie, tylko najbardziej ulubionych autorów, wcześniej sprawdzone i przeczytane. Tutaj oczywiście pojawia się problem, że niekiedy dwa razy trzeba zapłacić za ten sam tytuł. Wydawcy coś powinni z tym zrobić, wprowadzić jakiś spory rabat, dla kogoś, kto już nabył formę cyfrową tej samej książki i teraz chciałby posiadać również klasyczne papierowe wydanie. W tym wypadku brzmi to trochę jak zbytnia ekstrawagancja.

    OdpowiedzUsuń