wtorek, 18 lutego 2020

THE HELIOCENTRICS - "INFINITY OF NOW" (Madlib Invazion) "Latający dywan"

     W miniony piątek mieliśmy do czynienia z pierwszym poważnym, zimowo-wiosennym, wysypem płyt. Tego dnia ukazało się sporo intrygujących wydawnictw, i nie było wiadomo, od którego rozpocząć nową muzyczną przygodę. Może warto ją zacząć po prostu od najlepszej propozycji, a taką w mojej ocenie jest ostatni krążek londyńskiej formacji The Heliocentrics - "Infinity Of Now". O grupie wspominałem już kilkakrotnie na łamach tego bloga, przy różnych okazjach, ostatnio napomknąłem o nich w trakcie recenzji płyty Greg Foat Group - "The Dreaming Jewels", gdzie na perkusji zagrał  Malcolm Catto, członek i założyciel The Heliocentrics. Ten album został zarejestrowany w analogowym studiu Catto, Quatermass Sound Lab, podobnie zresztą jak ostatni krążek jego macierzystej formacji - "Infinity Of Now".

Malcolm Catto dorastał w muzycznej rodzinie, jego ojciec grał na fortepianie w zespole jazzowym, w domu miał sporą kolekcję płyt, i od najmłodszych lat zarażał swoje pociechy słabością do improwizowanego grania, głównie z okolic Nowego Orleanu. Przyszły perkusista lubił ścieżki dźwiękowe spaghetii westernów, ale też słuchał namiętnie audycji Johna Peela, gdzie mistrz mieszał różne gatunki i style. Ten swoisty eklektyzm stanie się w późniejszym okresie znakiem rozpoznawczym twórczości właściciela studia Quatermass Sound Lab oraz jego formacji. Zanim jednak powoła ją do życia, będzie grał na perkusji w zespole starszego brata, przede wszystkim covery Pink Floyd, a potem zasili szeregi The Soul Destroyers, usiłując odcisnąć własne piętno na gatunku funk. Mniej więcej 20 lat temu przewrotny los postawił na drodze Catto basistę Jake'a Fergusona, i tak od słowa do słowa panowie powołali do życia The Heliocentrics.

Malcolm Catto zapytany przez dziennikarza, jak jednym słowem określiłby to, co robi wspólnie z grupą przyjaciół pod szyldem Heliocentrics, bez wahania odparł: "eksperyment". I ten modus operandi, wpisany został na stałe w CV angielskiego artysty. Stawianie sobie wyzwań, ciągłe poszukiwanie, a nie powielanie, czy utrwalania tego, co było, nowe otwarcie i zderzanie ze sobą elementów różnych estetyk: jazz, psychodelia, funk, elektronika, krautrock, wpływy muzyki afrykańskiej, brazylijskiej, tureckiej, hinduskiej itd. Nie dziwi więc fakt, że sympatyczny kwartet (który w wersji koncertowej rozrasta się do kilkunastu muzyków), zaprosił do wspólnego grania ikonę afrobeatu, czyli Mulatu Astatke - album "Inspiration Information". Postawa Malcolma Catto zakłada także otwartość, na różne estetyczne przestrzenie, jak i na różnych artystów. Josha Davisa (DJ Shadowa) Catto spotkał przypadkiem w sklepie płytowym, panowie znali swoje dokonania, więc to była tylko kwestia czasu, kiedy ten pierwszy zaprosi brytyjskiego perkusistę do grania podczas trasy koncertowej.  Z kolei Madlib, którego Catto porównał do malarza Jacksona Pollocka, wykorzystał partię jego bębnów w kilku własnych utworach, a ostatnio postanowił wydać najnowsze dzieło The Heliocentrics w prowadzonej przez siebie wytwórni.

Oprócz eksperymentu Malcolm Catto kładzie nacisk na tworzenie "spójnej historii", jednej opowieści, w kilku bądź kilkunastu odsłonach. Jake Ferguson i Catto pracę nad kompozycją zwykle zaczynają od nagrania basu i ścieżek perkusji, potem pojawia się improwizacja, gra wyobraźni i skojarzeń, poszukiwanie ciekawego brzmienia w towarzystwie pozostałych członków zespołu: Adriana Owusu i Jacka Yglesiasa. Trzeba również podkreślić, że sporą dawkę świeżego powietrza wniósł wraz z sobą do grupy jej nowy członek, wokalistka Barbora Patkowa, która po raz pierwszy zasiliła szeregi formacji przy okazji albumu "A World Of Masks". Panowie szukali w tym czasie czegoś (instrumentu), kogoś (wokalistki), co poszerzyłoby i pogłębiło pole znaczeniowe ich utworów, wspólny znajomy polecił usługi słowackiej piosenkarki Barbory Patkowej. Na ostatniej płycie - "Infinity Of Now" - użycza ona "ciepłej średnicy" aż w sześciu odsłonach, śpiewając również w ojczystym języku, co przydaje albumowi dodatkowej egzotyki. Hipnotyczna, przestrzenna wokaliza świetnie współgra z transowymi tonami oraz wciąga słuchacza głębiej i głębiej.
Od pierwszego przesłuchania moim ulubionym utworem został "Elephant Walk", cudownie brzmiący, wspaniale, wręcz ikonicznie, zaaranżowany, wypełniony po brzegi swobodnymi oddechami saksofonu, na którym zagrał Collin Webster. Artysta dorastał niedaleko Swindon, gdy miał 18 lat przeniósł się do Londynu, gdzie początkowo pobierał lekcję gry na fortepianie, a dopiero potem wybrał saksofon. Jego solowy debiut przypadł na 2013 roku i nosił tytuł "Antennae", współtworzy trio Dead Neandertals, i prowadzi label Raw Tonk Records. Inny saksofonista, który na moment pojawił się w  Quatermass Sound Lab, to Jason Yarde, który na co dzień gra u boku pianisty Andrew McCromacka. Wśród zaproszonych do współpracy gości warto napomknąć o Sylvii Hallet, która spróbowała swoich sił na lirze korbowej.

W centrum świata The Heliocentrics niezmiennie pozostaje brzmienie, wokół którego skupiają się myśli oraz wysiłki członków brytyjskiej grupy, zarówno na płaszczyźnie kompozycji, jak i poszukiwania ciekawych instrumentów czy analogowego sprzętu z minionej epoki.  Na albumie "Infinity Of Now" artyści po raz kolejny stworzyli "kalejdoskopowy  gobelin", barwny kobierzec, tym razem może nieco bardziej transowy, niż poprzednie wydawnictwa, o czym możemy się przekonać, słuchając nie tylko wybornej drugiej części blisko 10-minutowego, zamykającego całość: "People Wake UP!".

(nota 8/10)

  











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz