wtorek, 15 października 2019

OISEAUX-TEMPETE - "FROM SOMEWHERE INVISIBLE" (Sub Rosa) "Apokalipsa nasza powszednia"

   "Nic nie wydaje się "na całe życie", żadnej rzeczy nie traktujemy już, jakby tak było, nie oddajemy się jej i nie przywiązujemy się do niej(...). Dramaty, które oglądamy, nie trwają dłużej niż wciśnięcie telewizyjnego guzika; książki, które kupujemy i czytamy istnieją od jednego dworca do drugiego. Główną funkcją najnowszych wiadomości jest wypchnięcie wiadomości wczorajszych i wyparcie ich z uwagi i pamięci oraz wyrażenie z góry zgody na to, że spotka je taki sam los ze strony wiadomości jutrzejszych (...). Sprytnie projektowane, coraz to inne i coraz to wymyślniejsze cudeńka elektroniczne mają zdecydowaną przewagę nad zwykłymi ludźmi, którym ciągła zmiana masek i wcielanie się w coraz to nowe postacie przychodzi z trudem...".  (Zygmunt Bauman)


  Był rok 2012, kiedy Frederic D. Oberland wraz z filmowcem i fotografem Stephanem Charpentierem wybrał się do pogrążonej w kryzysie gospodarczym Grecji. Efektem tej podróży były filmy, zdjęcia oraz nagrania terenowe. Tuż po powrocie do Paryża Oberland skontaktował się ze Stephanem Pigneulem i zaproponował wspólną sesję nagraniową. Panowie znali się wcześniej, występując w Le Reveil des Tropiques oraz we FareWell Poetry, gdzie tworzyli ścieżki dźwiękowe do czarno-białych filmów. Obydwaj doskonale pamiętają tę pierwszą sesję; była druga w nocy, kiedy w ciasnej zadymionej sali z głośników popłynęły pierwsze dźwięki - oczywiście tony gitary, odgłosy nagrań terenowych, saksofon i bas Stephana oraz perskusja Bena McConnella (współpracował wcześniej z Beach House, Au Revoire Simone, Marisą Nadler). Pierwsze studyjne nagrania miały miejsce w Mikrokosmos Studio w Lyonie, pod czujnym okiem i uchem Benoita Bela.
Nazwę Oiseaux-Tempete zaczerpnęli od nazwy ptaka - burzyka - którego pojawienie się nad oceanem zwykle zwiastuje załamanie pogody. Debiut fonograficzny przypadł na rok 2013 i nawiązywał do twórczości francuskiego artysty, wymienionego już wyżej, Stephena Charpentiera, który udokumentował zawirowania polityczne i gospodarcze w Grecji w latach 2012-2013. "Pierwszy album przypomina dźwiękową odyseję pytań, jakie stawia sobie dysfunkcyjne społeczeństwo zachodnie".

Frederic D. Oberland podkreśla istotny dla niego, "niemal cielesny" związek pomiędzy muzyką, a kinem, dźwiękiem i obrazem. "Kino jest częścią naszego muzycznego DNA". Wśród ważnych twórców pojawiają się takie nazwiska jak: Jarmusch (szczególnie film "Truposz"), Kubrick, Lynch. Ważnym elementem funkcjonowania formacji jest improwizacja. "Wszystko, co nagrywamy, zaczyna się od improwizacji". Jeden dźwięk prowokuje inny, ten akord kolejny, a spotkanie z muzykiem zachęca do kolejnych spotkań. "Musisz wyjść z własnej strefy komfortu, żeby pojawiło się coś nowego i magicznego". Stąd też przez te kilka lat scenicznej działalności przez francuską grupę przewinęło się ponad dwudziestu muzyków. Można zaryzykować twierdzenie, że nie byłoby formacji Oiseaux-Tempete, przynajmniej  w tym obecnym kształcie, gdyby nie... basen Morza Śródziemnego, który Frederic nazywa Alma Mater zespołu. W jego ujęciu to również kolebka cywilizacji europejskiej, Bałkanów, części Bliskiego Wschodu i Afryki oraz swoisty tygiel kulturowy.

Następny album francuskiej grupy - "Al - 'An!" - wiązał się z wyprawą do Bejrutu i Libanu, współpracą z lokalnymi artystami, nagrywaniem w studiu Tunefork w Bejrucie, a także z elementami muzyki rockowej, które przenikały wpływy estetyki arabskiej. Całość materiału, zgodnie ze zwyczajem, została utrwalona po powrocie do Francji w studiu Magma Diva. Z kolei album "Utopiya?" był owocem podróży przyjaciół do Turcji i na Sycylię, do zespołu dołączył wtedy klarnecista Gareth Davis.

Przy okazji najnowszego wydawnictwa - "From Somewhere Invisible" grupa opuściła Alma Mater, czyli ulubione przystanie basenu Morza Śródziemnego i wybrała się za ocean. Był koniec listopada 2017 roku, kiedy Frederic D. Oberland i Stephane Pigneul znaleźli się na pokładzie samolotu, który zabrał ich do Kanady. Tym samym odpowiedzieli na zaproszenie złożone przez Radwana Ghazi Moumneha (Jerusalem In My Heart), u boku którego zagrali dwa koncerty w Toronto i Montrealu, na rzecz wspólnego projektu Suuns. Odbyła się również dwudniowa sesja w kultowym i wspominanym już na łamach tego bloga studiu Hotel2Tango. Skład zespołu wzbogacił się o kilku artystów: Jean-Michela Piresa, Mondkopfa, Radwana Ghazi Moumneha, G.W. Soka (The Ex), który wspomógł grupę wokalnie, Jessicę Moss (skrzypce, The Sliver  Mt. Zion, Vic Chesnutt, Carla Bozulic).
   Tym razem nie wykorzystano nagrań terenowych, najnowszy album nie jest też dziennikiem zapisków z podróży, mamy tu bowiem do czynienia z mroczną i psychodeliczną orkiestracją skupioną wokół profetycznego głosu G.W. Soka, który w swojej melorecytacji wykorzystał poezję Mahmouda Darwisha. Frederic Oberland odkrył tego autora dzięki książce "Mural". Nieżyjący już palestyński poeta, więziony był za recytacje swojej twórczości, w wierszach poruszał takie tematy jak: wolność, emigracja, tęsknota za ojczyzną, wyobcowanie itp. Członkowie Oiseaux-Tempete w wybranych tekstach starają się komentować przemiany społeczno-polityczne, kondycję współczesnego człowieka, szczególnie zaś tego żyjącego w zachodnim świecie, poruszają kwestie globalizacji i nacjonalizmów, obsceniczności i konsumpcjonizmu. Zarówno Oberland, jak i Pigneul, nie chcą oddzielać sztuki od życia: "Ciężko odwrócić się od tego, co rozgrywa się za twoim oknem".

Album "From Somewhere Invisible" rozpoczyna znakomita kompozycja "He Is Afraid And So Am I", która dobrze wprowadza w nastrój i oddaje charakter całości. W najdłuższych utworach pojawia się głos G.W. Soka, wykorzystującego również poezję Ghayatha Almadhouna oraz Yu Jiana. Atmosfera gęstniejącego mroku i pogłębiającej się psychodelii dominuje we wszystkich siedmiu kompozycjach. Najgłębsze zanurzenie w krainę ciemności grupa uzyskuje w "Weird Dancing In All-Night 1" oraz następującej po niej drugiej części, gdzie tony saksofonu usiłują przebić się przez ścianę gitar i elektronicznego szumu; "To czarno-biały wodospad, głosy, śmiechy i jęki bezładnego świata, który upada". Wieńczący dzieło - "Out of Sight" - jest niczym mgliste światełko majaczące gdzieś nieśmiało, w tym zimnym i mrocznym tunelu.
 I tak oto pogranicze eksperymentalnego rocka przenika się z wątkami świata muzycznej awangardy. Słuchacz staje przed "Epifaniami", jak krótko podsumował twórczość francuskiej formacji jej założyciel Frederic Oberland. Dla Stephane'a Pigneula ich dokonania artystyczne to nic innego jak: "Opowieści z różnych miejsc i czasów, od naszych zmarłych i dla naszych zmarłych".  Francuska grupa jest wciąż słabo znana, nie tylko w naszym kraju, pozostaje mieć nadzieję, że bardzo udany, najlepszy w dyskografii, album "From Somewhere Invisible", który ukaże się w piątek 18 października odrobinę zmieni ten stan rzeczy.

(nota 8/10) 















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz