Na ostatnim wydanym wczoraj albumie odniesień do wody również nie brakuje. Tytuł płyty - "Wave" - według artysty oznacza zarówno falę, ale również moment, kiedy w nią wpadasz. Owa fala może zabrać cię na samo dno, albo wynieść wysoko w górę i ponieść gdzieś daleko. I właśnie o tym - w dużym uproszczeniu - jest najnowsze wydawnictwo sympatycznego Kanadyjczyka - nie tyle o upadku, kryzysie i załamaniu, ile, o próbie wyjścia z kłopotliwych sytuacji. A tych, jak opowiada laureat nagrody Canadian Polaris Music Prize (2007), w ostatnich długich miesiącach w jego życiu nie brakowało.
Przede wszystkim zmarła matka artysty, jakby nieszczęść było mało, Watson rozstał się z żoną, a szeregi zespołu opuścił perkusista. Najnowszy album rozpoczyna kompozycja "Dream For Dreaming", która w pamięci Patricka Watsona wiąże się z uciążliwym i mocnym aromatem dusznych perfum, które roztaczała wokół siebie kobieta siedząca obok niego w samolocie, kiedy wracał do domu. A był to powrót specyficzny, bo dom tym razem stał pusty, nie czekała na niego tam ani żona, ani dzieci. Patrick czuł się wtedy, jakby: "przebywał poza własnym ciałem". "Nagle jesteś niczym, przynajmniej nie ojcem i nie małżonkiem". "Never Thought You Were Leaving, Thought We'd Get Old, Get Dressed, And Walk The Dogs (...), Never Thought I'd Have to Be Alone". Z wyżej wymienionych powodów płyta "Wave" posiada intymny, kameralny charakter. Bazą dla wielu z tych 10 kompozycji jest fortepian i oczywiście głos wokalisty. Aranżacje nie są tak rozbudowane, jak to bywało na poprzednich albumach. Tym razem wokalnie wspomogły Watsona trzy panie: Charlotte Loseth, Ariel Engle, Erika Angell. Znana już wcześniej ze singla "Melody Noir" powstała w wyniku inspiracji utworem "Tonada de la luna" wenezuelskiego pieśniarza Simona Diaza. "Strange Rain" to wpływ twórczości etiopskiej pianistki Maryam Guebrou. Z kolei "Look At You" i "Turn Out The Lights" zostały poświęcone nowej sympatii Patricka Watsona. Album "Wave" to długimi fragmentami bardzo udana płyta, wypełniona urokliwymi, nostalgicznymi melodiami, które, jestem o tym przekonany, zostaną z nami na dłużej. "Najsmutniejszą rzeczą w muzyce jest to, że ludzie przestali śpiewać we własnych domach (...). Muzyka stała się formą rozrywki, a nie częścią życia ludzi" - zauważył w jednym z wywiadów Patrick Watson. Dodam tylko tyle, że do pełni mojego szczęścia zabrakło cudownej kompozycji "Melancolie", która niejako poprzedzała wydanie albumu "Wave", a którą kanadyjski artysta wykonał razem z Safią Nolin.
(nota 8/10)
A tak - "Here Comes The River" - kończy się album "Wave" Patricka Watsona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz