Philip Marlowe, bohater serialu "Śpiewający detektyw", twierdził, że słowo "Elbow" jest najbardziej zmysłowym słowem w języku angielskim (stąd wzięła się nazwa formacji). Czy ostania płyta grupy Elbow jest równie zmysłowa jak nazwa zespołu?
Najnowsze dziecko Guya Garveya, braci Potter oraz basisty Pete'a Turnera zawiera dziesięć utrzymanych w podobnym tonie kompozycji. Nie brakuje tutaj ładnych i zgrabnie zaaranżowanych utworów. Album "Little Fictions" otwiera piosenka "Magnificent", która nieco wyróżnia się od reszty przede wszystkim dynamiką. Nie przez przypadek została ona wybrana na singiel promujący ostatnie wydawnictwo angielskiej grupy. W dość dużym uproszczeniu można powiedzieć, że "Magnificent" to klasyczny utwór grupy Elbow. W ostatnich latach zespół przyzwyczaił słuchaczy do podobnego brzmienia i do takich właśnie kompozycji, skonstruowanych w oparciu o sprawdzone już wielokrotnie przepisy: odrobina gitar, powtarzający się i wpadający w ucho motyw, orkiestracja oraz last but not least głos Guya Garveya. Ciekawsza i odbiegająca od tego schematu jest moim zdaniem kompozycja ukrywająca się pod indeksem numer dwa i zatytułowana "Gentle storm". Zbudowano ją wokół repetytywnych perkusjonaliów, które rozbrzmiewają na dwóch krańcach sceny muzycznej oraz głosu Garveya: "Fall in love with me, fall in love with me everyday". Najdłuższy utwór na płycie - tytułowy "Little Fictions", trwa ponad osiem minut. Spokojna pierwsza część tej udanej kompozycji, nie zwiastuje mocnego i podniosłego w charakterze końca. Z pewnością mniej jest na ostatniej płycie grupy Elbow brzmienia gitar, rockowego grania, za to większy akcent położono na sekcję rytmiczną (różnorodność), estetyczny minimalizm, dzięki czemu w centrum muzycznych wydarzeń znalazł się głos Guya Garveya. W tekstach tym razem odnaleźć można afirmacje miłości, codzienności, drobnych radości życia. Spokojny, melancholijny głos Garveya łagodnie przeprowadza słuchacza przez kolejne fragmenty albumu "Little Fictions". Gdybym miał się ograniczyć i wybrać tylko jedną jedyną kompozycję z ostatniej płyty zespołu Elbow, z pewnością postawiłbym na piosenkę zatytułowaną "Kindling". Utwór ten zamyka album, w brzmieniu wyraźnie nawiązuje do dokonań formacji The Velvet Underground.
Najwyższa pora, żeby nieco przybliżyć tytuł dzisiejszego wpisu: "Pomiędzy alternatywą a mainstreamem". Oczywiście nie mam zamiaru definiować pojęcia "mainstream", gdyż, szczególnie w ostatnich latach, jest ono dość pojemne i wyjątkowo nieostre. Kultura współczesna zaciera tradycyjne podziały, na kulturę wysoką oraz popularną. Jako sferę wartości, charakteryzują ją takie pojęcia jak: zmienność, intensywność, fragmentaryczność, tymczasowość, efemeryczność, migotliwość. Współczesna kultura pop jest w stanie zasymilować niemal wszystko. Niczym wartko sunąca rzeka, potrafi wciągnąć w swój szeroki główny nurt coś, co jeszcze do niedawna leżało na mieliźnie. Bywa również wyjątkowo kapryśna, z łatwością i brutalnie wyrzuca na bród wczorajsze niby diamenty, czyniąc z nich następne bezwartościowe kamienie, które nazajutrz przykryje lepki muł oraz piach zapomnienia.
Kiedy zastanawiałem się nad tym, do jakiego gatunkowego worka wrzuciłbym ostatnią płytę grupy Elbow, w moim umyśle pojawiła się zbitka słów: "alternatywny-mainstream". Zdaję sobie sprawę z tego, że owa zbitka brzmi jak klasyczny przypadek contradictio in adiecto. Precyzując więc swoją myśl, płytę "Little Fictions" umieściłbym gdzieś, w niewielkiej gatunkowej niszy, usytuowanej pomiędzy alternatywą a mainstreamem. Alternatywne jest z pewnością podejście muzyków do materii dźwiękowej. Wyrobiony odbiorca wychwyci na albumie "Little Fictions" subtelne niuanse, przewijające się czy to na poziomie aranżacji, czy to w technice gry, doceni także wkład włożonej pracy. Natomiast mniej wymagający słuchacz powinien zadowolić się zestawem dziesięciu całkiem zgrabnie napisanych piosenek (z klasycznym podziałem na zwrotkę oraz refren, z lepszą lub gorszą linią melodyczną). Jeśli chodzi o skromną osobę autora tego bloga, to czegoś brakuje mi na ostatniej płycie zespołu Elbow. Zdecydowanie wolałbym, żeby tego alternatywnego podejścia było znacznie więcej, a owych mainstreamowych elementów nieco mniej. (nota7/10)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz