niedziela, 5 czerwca 2016

MINOR VICTORIES - "Minor victories" Fat possum records (korespondencyjna płyta wirtualnego zespołu)



Wszystko zaczęło się gdzieś na początku września. Był upalny piątek albo deszczowa środa roku Pańskiego 2014, kiedy to za pośrednictwem wspólnych menadżerów Justin Lockey(Editors) skontaktował się z Rachel Goswell(Slowdive) i zaproponował jej wspólne nagranie kilku piosenek. Za pomocą poczty elektronicznej przesłał Rachel parę nagrań, żeby sprawdziła, z czym ma do czynienia. W pierwotnej wersji Justin Lockey zamierzał nagrać album, gdzie na poziomie brzmieniowym dominowałaby "shoegazeowa ściana gitar", skontrastowana delikatnym kobiecym głosem. Na tym pierwszym etapie współpracy Rachel i Justin spotkali się tylko dwa razy. Pomysły na płytę konsultowali i wymieniali podczas rozmów telefonicznych. To Rachel zaproponowała, żeby do składu powstającego zespołu dołączył Stuart Braithwaite(Mogwai). Goswell poznała bliżej Stuarta podczas trasy koncertowej, kiedy to często spotykali się w przerwach pomiędzy występami, grając na tych samych festiwalach. Justin Lockey zaprosił do wspólnego grania swojego brata Jamesa Lockey'a. W ten sposób wciąż bardziej wirtualny niż realny zespół zyskał basistę.
Znakomita większość utworów na płytę powstała niejako korespondencyjnie. Była to wymiana plików dźwiękowych pomiędzy poszczególnymi członkami zespołu. Rachel systematycznie otrzymywała kolejne porcje nagrań, które zawierały instrumentalne podkłady. Jej zadanie polegało na tym, żeby napisać mniej lub bardziej zgrabne teksty oraz dograć partie wokalne. Muzycy szybko polubili ten sposób pracy. Chwalili sobie fakt, że nie ciążą na nich żadne zobowiązania, żadne terminy czy wymagania szefów wytwórni. Każdy z nich mógł pracować własnym tempem. Nikt na nikogo nie naciskał, nie wywierał żadnej presji. Wszyscy zaproszeni do współpracy twórcy mogli sobie pozwolić na całkowitą swobodę na poziomie myśli, sugestii, wymiany opinii. Każdy pomysł był brany pod uwagę, ponieważ mógł być tym kluczowym. Pewnie niekiedy trzeba było nieco odpuścić, żeby to wizja kolegi z "wirtualnego zespołu" była w danym utworze dominująca. Wszyscy muzycy spotkali się ze sobą po raz pierwszy dopiero po kilku miesiącach w Glasgow, gdzie również miała miejsce pierwsza wspólna próba.
Warto w tym miejscu wspomnieć, o istotnym w kontekście nagrywania płyty, wspólnego muzykowania, dramacie, który dotknął Rachel Goswell. Na początku było to jedynie wirusowe zapalenie ucha, problemy z błędnikiem, objawiające się trudnościami z utrzymaniem równowagi, które w konsekwencji doprowadziły do niemal całkowitej utraty słuchu w lewym uchu (syn Rachel również urodził się z genetyczną wadą słuchu).
    Mam ogromny sentyment do zespołu Slowdive(to był, jest i będzie jeden z moich ulubionych zespołów. Zespół, na którego muzyce poniekąd się wychowałem, w którego utworach zgadzało się wszystko od początku do końca. Zespół, którego twórczość w zasadniczy sposób wyrażała mnie, moje pragnienie i sposób widzenia świata. Bardzo często wracam do ich nagrań. Wciąż czekam na ich kolejne, zarejestrowane po wielu latach przerwy, nowe utwory). Dużym szacunkiem darzę początkowe albumy grupy Mogwai. Najmniej w tym układzie pasjonowałem się dokonaniami grupy Editors. Mówiąc całkiem szczerze, gdyby nagle przestali istnieć, pewnie nawet nie odnotowałbym tego faktu, a co dopiero odczuł.
Dlatego sporo sobie obiecywałem po wspólnym albumie różnych muzyków(w prasie przy tej okazji pojawiło się określenie supergrupa). Całkiem możliwe, że poprzeczka moich oczekiwań była zawieszona zbyt wysoko.
Dobrze słucha się płyty "Minor Victories", choć o zaskoczeniu, szczególnie w pierwszej części albumu, przynajmniej w moim wypadku nie może być mowy. Nie do końca podoba mi się brzmienie kilku utworów. ("Give up the ghost", "Cogs", "Scattered ashes"). Mam tu na myśli szczególnie te momenty, w których słyszymy coś na kształt śniegowej kuli dźwięków, spod której usiłuje się wydobyć delikatny głos. Całkiem możliwe, że takie były zamierzenia twórców, a ja wyrażam w tym miejscu jedynie własne odczuciach. Druga część płyty wydaje się być znacznie lepsza niż pierwsza. Wyróżniające się utwory, które z każdym kolejnym przesłuchaniem coraz bardziej zapadają w pamięć, przy okazji odsłaniając swoją głębie, to: "Folk arp", "Out to sea" , "Higher Hopes"oraz "The thief"(w finale którego gitara tnie prosto w serce, jak za najlepszych czasów zespołu Slowdive). Stylistycznie ten materiał dźwiękowy sytuuje się gdzieś na pograniczu indie-rocka ,indie-popu. Jedną z najciekawszych piosenek na płycie jest utwór "For you always", wykonany w duecie  Rachel Goswell i Mark Kozelek. Po przesłuchaniu tego albumu wciąż odczuwam pewien niedosyt. To udana płyta, ale czegoś jej brakuje w kilku momentach. Może bardziej wyrafinowanych aranżacji, może nieco więcej subtelności dodanych na etapie produkcji.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz