Amerykańska wokalistka MADELINE KENNEY nie jest zbyt szczególnie znana w naszym kraju. Wydaje się, że nawet całkiem nieźle zorientowani w tematyce tak zwanych niezależnych artystów autorzy blogów bardzo rzadko odnotowują jej wydawnictwa. A tych od epki - "Signals" opublikowanej w 2016 roku ukazało się całkiem sporo. Debiutancki pełnowymiarowy krążek wyprodukował Chaz Bear, z grupy Toro Y Moi, który bardzo polubił barwę głosu wokalistki urodzonej w deszczowym Seattle. Ta zmęczona kapryśną aurą, zapragnęła więcej słońca i przeniosła się do Oakland. Z pewnością dużo lepiej niż nazwisko naszej dzisiejszej głównej bohaterki, stali Czytelnicy powinni kojarzyć wytwórnię płytową, z która artystka ma podpisany kontrakt. Czołowe zespoły z katalogu tej oficyny - Carpark Records - wiele razy gościły na łamach bloga: Class Actress, Beach House, Cloud Nothing, Dent May, Memory Tapes itp. Wczoraj ukazała się najnowsza propozycja MADELINE KENNEY, zatytułowana "Kiss Form The Balcony", z której wyborny singiel zaprezentowałem dwa tygodnie temu. Dobre wiadomości są takie, że cała płyta utrzymana jest na świetnym poziomie.
Duża w tym zasługa dwóch współproducentów tego wydawnictwa - gitarzysty i basisty Stephena Patota oraz producenta i perkusisty Bena Sloana. Ten ostatni pojawił się już na tym blogu, kiedy wspominałem o artystach używających "perkusji sensorycznej". Sloan grał u boku The National, Mosses Sumney'a, Beth Orton, Mouse On Mars, czy kolejnej dobrze nam znanej artystki - Rozi Plain.
Czujniki rozmieszczone na membranie bębnów skrupulatnie odmierzają siłę uderzeń, ich odległość od środka bębna, tempo oraz inne kluczowe parametry. Kolejne impulsy zamienione zostają na dźwięki o różnych częstotliwościach. Pracę takiej perkusji słychać również na nowej płycie MADELINE KENNEY, gdzie warstwa rytmiczna z pewnością nie należy do typowych, które możemy spotkać w muzyce popularnej. Wszystko to sprawia, że wydawnictwo "KISS FROM THE BALCONY" jest bardzo ciekawą propozycją. Wyróżnia ją intrygujące brzmienie, dobra produkcja, sporo nieszablonowych pomysłów.
Z drugiej strony, podoba mi się specyficzny umiar, z jakim artyści odmierzyli wszystkie istotne dla tego albumu proporcje. W żadnym momencie z niczym nie przesadzili. Choć pewnie podczas pracy w studiu nagraniowym nieraz musiały pojawić się pokusy, żeby tu i ówdzie dodać jeszcze więcej elektronicznych nakładek. W ten sposób powstała inteligentna nowoczesna płyta, na której świetnie rozmieszczono rozmaite akcenty.
Warto wspomnieć, że bardzo dobrze w tym elektroniczno-akustycznym otoczeniu odnalazł się głos MADELINE KENNEY. Ciepła przyjemna barwa, utrzymana w zakresie średniej tonacji, sprawdza się zarówno w intymnych balladach, jak i w tych nieco bardziej energetycznych fragmentach.
"Nie odczuwam potrzeby, żeby moje piosenki stanowiły coś w rodzaju pamiętnika. Raczej traktuję moje kompozycję jako małe medytacje nad drobnymi momentami" - oświadczyła wokalistka.
W przypadku albumu "KISS FROM THE BALCONY" autorka dołożyła większych starań, żeby nieco bardziej rozbudować partie wokalne, w stosunku do tego, co robiła na poprzednich płytach. W tym kontekście nie trudno wskazać momenty - chyba nie będzie to jedynie moje subiektywne odczucie - kiedy barwa głosu amerykańskiej wokalistki mocno przypomina dokonania Kate Bush. Wydaje się, że najlepiej można to uchwycić w odsłonie zatytułowanej "Breakdown" czy "Cue". Dodatkowe zgrabnie wplecione wokalizy pojawiły się w utworze "They Go Wild". W tym sposobie prowadzenia narracji wokalnej znajdziemy sporo ładunku emocjonalnego, co zwykle w przestrzeni muzyki indie-popowej stanowi dodatkową wartość - słychać to chociażby w cudownym "Semitones".
W warstwie lirycznej odnajdziemy tematykę romantyzmu, samotności, wątki feministyczne, psychologiczne napięcia oraz zaakcentowaną potrzebę bliskości. Sposób realizacji linii wokalnej sprawia, że głos KENNEY raz zostaje uwikłany w zgrabne formy dźwiękowe, to znów wypływa na powierzchnie i zbliża się do słuchacza.
Całkiem wyraźnie widać, że artystka dojrzała, przestała obawiać się eksperymentów. Wraz z towarzyszącymi jej muzykami stworzyła zapadającą w pamięć brzmieniową przestrzeń. Przy okazji płyty "Perfect Shapes" (2018), mogliśmy odnaleźć klarowne alt-popowe linie. Album "KISS FROM THE BALCONY" zgrabnie łączy wątki indie-popowe z elementami psychodelii.
"Moim największym osiągnięciem jest fakt, że Kurt Wagner (wokalista grupy Lambchop) zaśpiewał w mojej kompozycji" - stwierdziła w jednym z wywiadów Madeline Kenney. A my nie mamy innego wyjścia, jak tylko odrobinę cofnąć się w czasie, i sięgnąć do tego nagrania. Ps. Szkoda, że na wydanej wczoraj płycie zabrakło takiego duetu..
(nota 7.5-8/10)
Na dobry początek zajrzymy na moment do stolicy Francji, gdzie działa znana nam grupa PEURS, która kilka dni temu opublikowała nowy singiel.
Brytyjska grupa Wolf Alice 22 sierpnia opublikuje najnowsze wydawnictwo zatytułowane "The Clearing". Póki co pojawił się taki singiel.
Wczoraj ukazała się nowa płyta zespołu z miast Los Angeles - czyli Lord Huron. Jej tytuł to "The Cosmic Selector vol. 1" Tak się rozpoczyna.
Przed Wami duet z miasta Portland - czyli Psychic Guilt, z wokalistką Amy Azucena, i fragment z epki wydanej przed tygodniem - "A Dark Dream".
Niegdyś wspominałem, że bardzo lubię takie miniatury, z jaką zapoznacie się za chwilę. Grupa z Dublina, która przyjęła nazwę Child Of Prague. 19 września ukaże się ich epka zatytułowana "Clothed In The Sun". Pojawił się już pierwszy singiel.
Formacja Poor Creature powstała w wyniku połączenia sił muzyków związanych z grupami Lankum oraz Landless. Oto fragment z ich albumu "All Smiles Tonight", który ukazał się przed tygodniem.
Zespół Maruja, reprezentujący Manchester, gościł już kiedyś na łamach tego bloga. 12 września ukaże się ich długo wyczekiwany debiutancki album "Pain To Power".
MISS TYGODNIA - miasto Adelaida (Australia), skąd pochodzi grupa SHORT SNARL. 10 sierpnia ukaże się ich epka zatytułowana "Self Noise". Przyznam, że czekam na to wydawnictwo odsłuchując ten wyborny fragment.
KĄCIK IMPROWIZOWANY - rozpocznie formacja FUUBUTSUSHI (z Patrickiem Shiroishi na saksofonie), która przed tygodniem opublikowała album koncertowy "Columbia Deluxe", gdzie wybrzmiało również to znakomite (!!!) nagranie. Wybrałem wersję singlową.
Powrócimy do Australii, gdzie działa prezentowana już niegdyś grupa The Circling Sun, która całkiem niedawno opublikowała płytę zatytułowaną "ORBITS". Mój ulubiony fragment.