Strony

Strony

sobota, 19 lipca 2025

MADELINE KENNEY - "KISS FROM THE BALCONY" (Carpark Records) "Pozdrowienia z balkonu"

 
   Amerykańska wokalistka MADELINE KENNEY nie jest zbyt szczególnie znana w naszym kraju. Wydaje się, że nawet całkiem nieźle zorientowani w tematyce tak zwanych niezależnych artystów autorzy blogów bardzo rzadko odnotowują jej wydawnictwa. A tych od epki - "Signals" opublikowanej w 2016 roku ukazało się całkiem sporo. Debiutancki pełnowymiarowy krążek wyprodukował Chaz Bear, z grupy Toro Y Moi, który bardzo polubił barwę głosu wokalistki urodzonej w deszczowym Seattle. Ta zmęczona kapryśną aurą, zapragnęła więcej słońca i przeniosła się do Oakland. Z pewnością dużo lepiej niż nazwisko naszej dzisiejszej głównej bohaterki, stali Czytelnicy powinni kojarzyć wytwórnię płytową,  z która artystka ma podpisany kontrakt. Czołowe zespoły z katalogu tej oficyny - Carpark Records - wiele razy gościły na łamach bloga: Class Actress, Beach House, Cloud Nothing, Dent May, Memory Tapes itp. Wczoraj ukazała się najnowsza propozycja MADELINE KENNEY, zatytułowana "Kiss Form The Balcony", z której wyborny singiel zaprezentowałem dwa tygodnie temu. Dobre wiadomości są takie, że cała płyta utrzymana jest na świetnym poziomie.




Duża w tym zasługa dwóch współproducentów tego wydawnictwa - gitarzysty i  basisty Stephena Patota oraz producenta i perkusisty Bena Sloana. Ten ostatni pojawił się już na tym blogu, kiedy wspominałem o artystach używających "perkusji sensorycznej". Sloan grał u boku The National, Mosses Sumney'a, Beth Orton, Mouse On Mars, czy kolejnej dobrze nam znanej artystki - Rozi Plain. 

Czujniki rozmieszczone na membranie bębnów skrupulatnie odmierzają siłę uderzeń, ich odległość od środka bębna, tempo oraz inne kluczowe parametry. Kolejne impulsy zamienione zostają na dźwięki o różnych  częstotliwościach. Pracę takiej perkusji słychać również na nowej płycie MADELINE KENNEY, gdzie warstwa rytmiczna z pewnością nie należy do typowych, które możemy spotkać w muzyce popularnej. Wszystko to sprawia, że wydawnictwo "KISS FROM THE BALCONY" jest bardzo ciekawą propozycją. Wyróżnia ją intrygujące brzmienie, dobra produkcja, sporo nieszablonowych pomysłów.

Z drugiej strony, podoba mi się specyficzny umiar, z jakim artyści odmierzyli wszystkie istotne dla tego albumu proporcje. W żadnym momencie z niczym nie przesadzili. Choć pewnie podczas pracy w studiu nagraniowym nieraz musiały pojawić się pokusy, żeby tu i ówdzie dodać jeszcze więcej elektronicznych nakładek. W ten sposób powstała inteligentna nowoczesna płyta, na której świetnie rozmieszczono rozmaite akcenty.

Warto wspomnieć, że bardzo dobrze w tym elektroniczno-akustycznym otoczeniu odnalazł się głos MADELINE KENNEY. Ciepła przyjemna barwa, utrzymana w zakresie średniej tonacji, sprawdza się zarówno w intymnych balladach, jak i w tych nieco bardziej energetycznych fragmentach.




"Nie odczuwam potrzeby, żeby moje piosenki stanowiły coś w rodzaju pamiętnika. Raczej traktuję moje kompozycję jako małe medytacje nad drobnymi momentami" - oświadczyła wokalistka.

W przypadku albumu "KISS FROM THE BALCONY" autorka dołożyła większych starań, żeby nieco bardziej rozbudować partie wokalne, w stosunku do tego, co robiła na poprzednich płytach. W tym kontekście nie trudno wskazać momenty - chyba nie będzie to jedynie moje subiektywne odczucie - kiedy barwa głosu amerykańskiej wokalistki mocno przypomina dokonania Kate Bush. Wydaje się, że najlepiej można to uchwycić w odsłonie zatytułowanej "Breakdown" czy "Cue". Dodatkowe zgrabnie wplecione wokalizy pojawiły się w utworze "They Go Wild". W tym sposobie prowadzenia narracji wokalnej znajdziemy sporo ładunku emocjonalnego, co zwykle w przestrzeni muzyki indie-popowej stanowi dodatkową wartość - słychać to chociażby w cudownym "Semitones".

W warstwie lirycznej odnajdziemy tematykę romantyzmu, samotności, wątki feministyczne, psychologiczne napięcia oraz zaakcentowaną potrzebę bliskości. Sposób realizacji linii wokalnej sprawia, że głos KENNEY raz zostaje uwikłany w zgrabne formy dźwiękowe, to znów wypływa na powierzchnie i zbliża się do słuchacza.

Całkiem wyraźnie widać, że artystka dojrzała, przestała obawiać się eksperymentów. Wraz z towarzyszącymi jej muzykami stworzyła zapadającą w pamięć brzmieniową przestrzeń. Przy okazji płyty "Perfect Shapes" (2018), mogliśmy odnaleźć klarowne alt-popowe linie. Album "KISS FROM THE BALCONY" zgrabnie łączy wątki indie-popowe z elementami psychodelii.
 
"Moim największym osiągnięciem jest fakt, że Kurt Wagner (wokalista grupy Lambchop) zaśpiewał w mojej kompozycji" - stwierdziła w jednym z wywiadów Madeline Kenney. A my nie mamy innego wyjścia, jak tylko odrobinę cofnąć się w czasie, i sięgnąć do tego nagrania. Ps. Szkoda, że na wydanej wczoraj płycie zabrakło takiego duetu..

(nota 7.5-8/10)

 



Na dobry początek zajrzymy na moment do stolicy Francji, gdzie działa znana nam grupa PEURS, która kilka dni temu opublikowała nowy singiel.




Brytyjska grupa Wolf Alice 22 sierpnia opublikuje najnowsze wydawnictwo zatytułowane "The Clearing". Póki co pojawił się taki singiel.




Wczoraj ukazała się nowa płyta zespołu z miast Los Angeles - czyli Lord Huron. Jej tytuł to "The Cosmic Selector vol. 1" Tak się rozpoczyna.




Przed Wami duet z miasta Portland - czyli Psychic Guilt, z wokalistką Amy Azucena, i fragment z epki wydanej przed tygodniem - "A Dark Dream".



 
Niegdyś wspominałem, że bardzo lubię takie miniatury, z jaką zapoznacie się za chwilę. Grupa z Dublina, która przyjęła nazwę Child Of Prague. 19 września ukaże się ich epka zatytułowana "Clothed In The Sun". Pojawił się już pierwszy singiel.




Formacja Poor Creature powstała w wyniku połączenia sił muzyków związanych z grupami Lankum oraz Landless. Oto fragment z ich albumu "All Smiles Tonight", który ukazał się przed tygodniem.




Zespół Maruja, reprezentujący Manchester, gościł już kiedyś na łamach tego bloga. 12 września ukaże się ich długo wyczekiwany debiutancki album "Pain To Power".




MISS TYGODNIA - miasto Adelaida (Australia), skąd pochodzi grupa SHORT SNARL. 10 sierpnia ukaże się ich epka zatytułowana "Self Noise". Przyznam, że czekam na to wydawnictwo odsłuchując ten wyborny fragment.




KĄCIK IMPROWIZOWANY - rozpocznie formacja FUUBUTSUSHI (z Patrickiem Shiroishi na saksofonie), która przed tygodniem opublikowała album koncertowy "Columbia Deluxe", gdzie wybrzmiało również to znakomite (!!!) nagranie. Wybrałem wersję singlową.




Powrócimy do Australii, gdzie działa prezentowana już niegdyś grupa The Circling Sun, która całkiem niedawno opublikowała płytę zatytułowaną "ORBITS". Mój ulubiony fragment.








sobota, 12 lipca 2025

PETER SALETT - "SUITE FOR THE SUMMER RAIN/DANCE OF THE YELLOW LEAF" (Dusty Shoes Music) "MIEJSKI KRAJOBRAZ"

 

  Wszystko zaczęło się od suity składającej się z kilkunastu utworów, zatytułowanej "Suite For The Summer Rain", nad którą muzyk z Brooklynu - Peter Salett pracował w latach 2012-2018. Artysta w ostatnim czasie postanowił uzupełnić ten materiał dodatkowym zestawem nagrań, które w liczbie czternastu przyjęły tytuł "Dance Of The Yellow Leaf". Dzięki temu, w dniu wczorajszym ukazało się aż dwupłytowe wydawnictwo, zawierające te dwa wyżej wspomniane albumy, łącznie dwadzieścia sześć kompozycji, blisko siedemdziesiąt minut poruszającej muzyki.





Peter Salett to amerykański muzyk i kompozytor, znany co niektórym lepiej zorientowanym fanom, z prostych nastrojowych ballad, także twórca ścieżek dźwiękowych do filmów, spektakli teatralnych i baletowych, co w kontekście opublikowanego wczoraj wydawnictwa ma spore znaczenie. Jego kompozycje zabrzmiały w filmach "Zakazany owoc" (2000), "Dolina Iluzji" (2005), czy "The Ten" (2007). Sam również chętnie próbował sił jako aktor, grając tu i ówdzie u boku Edwarda Nortona, z którym uczęszczał do tej samej szkoły średniej. 

Od pierwszych taktów płyty "Dance Of The Yellow Leaf", zwraca na siebie uwagę plastyczność formy, filmowy jej charakter. Peter Salett uwielbia tworzyć malownicze dźwiękowe krajobrazy, podkreśla także wizualny charakter swojej muzyki. Inspiracje do powstania kolejnych  kompozycji stanowiła dzielnica Nowego Yorku - Brooklyn, gdzie dzisiejszy bohater znalazł jakiś czas temu bezpieczną przystań. To jej barwny portret Salett postanowił odmalować w kolejnych odsłonach wydanego wczoraj krążka.

Singlowy, i jakże udany, "Vision Of The Sky", został zainspirowany wieżowcami powstającymi na Brooklynie. Jeden z nich, liczy sobie sześćdziesiąt pięć pięter, miał niedokończoną ostatnią kondygnację. "Kiedy wiał wiatr, po okolicy roznosił się przejmujący, zawodzący dźwięk. Nie mogłem przestać myśleć o tych niewykończonych przestrzeniach, które kiedyś będą pełne życia" - oświadczył Peter Salett.

Pierwszy album zawiera znacznie więcej fragmentów nagrań terenowych, które pełnią funkcję ilustracyjną. Z drugiej strony stanowią one pomosty łączące kolejne kompozycje. W tych krótkich odsłonach usłyszymy wspomniany szum wiatru, padający deszcz, tony kolejki podmiejskiej, dźwięki pochodzące z najbliższego otoczenia autora tych utworów.






Drugi album, który powstał niejako wcześniej - "Suite for The Summer Rain", skupiony wokół tematyki natury, zmienności i cykliczności aury, zawiera dużo więcej klasycznych kompozycji, rozpisanych pierwotnie na gitarę akustyczną oraz głosy, które wzbogacono orkiestrowymi aranżacjami. 
W tym kontekście historia muzyki popularnej podsuwa skojarzenia ze suitą "Behemian Rapsody", rozbudowanymi nagraniami grupy The Beatles, jak chociażby "A Day In The Life", dokonaniami duetu Simon And Garfunkel, czy Briana Wilsona. W przestrzeni artystycznego rocka, szczególnie tego z przełomu lat 60/70-tych, znajdziemy mnóstwo przykładów tak rozbudowanych kompozycji - grupa Yes - "Close To The Edge", Jethro Tull - "Thick As A Brick", twórczość King Crimson,  Pink Floyd, czy późniejsze płyty Kate Bush, itd. Obecnie można zauważyć jedną tendencję. Im bliżej 2025 roku, tym znacznie mniej ukazuje się takich wydawnictw lub złożonych kompozycji.


Obraz autorstwa Dereka Bucknera


Przy okazji najnowszego wydawnictwa Petera Saletta warto wspomnieć niektórych muzyków, którzy przewinęli się przez studio nagraniowe, w trakcie rejestracji poszczególnych nagrań, gdyż nie są to nazwiska przypadkowe. Jeff Hill, współautor smakowitych  aranżacji zagrał na basie (znany ze składu Rufusa Wainwrighta), Bill Dobrow - instrumenty perkusyjne ( grupa Black Crowes), kwartet  smyczkowy - Chris Carmichael (współpracował z Taylor Swift), Maxim Mostini ( z Anhoni), Kati Kresek ( Norah Jones), Chris Hoffman (Mark Ribot), i Erin Hill zagrała na harfie.

Peter Salett określił swoje prace jako "Cinematic - adjacent". Od pierwszych taktów jednego i drugiego krążka słychać wyraźnie, że ulubione miejsce amerykańskiego kompozytora to pogranicze muzyki filmowej i kameralnego folku. Tym razem źródło inspiracji, oprócz świata przyrody, urbanistycznego krajobrazu, artysta z Brooklynu odnalazł w muzyce sprzed ponad pół wieku. Wtedy to liczni twórcy pop-u czy rocka bardzo chętnie eksperymentowali z formą oraz z treścią, dzięki czemu zaczęły powstawać długie i bardzo złożone kompozycje.


Obraz autorstwa Dereka Brucknera


Nastrój obydwu wydawnictw Petera Saletta jest podobny, przeważają delikatne tony, gładko płynące melodie, pełne prostych harmonii, w których otoczeniu świetnie odnalazł się głos wokalisty. Pierwsza płyta bardziej  skupiona jest wokół jednego tematu. Sugestywnie przetwarza motywy zaprezentowane na samym początku, w udanym wstępie - "A Walk Through The Park", i uzupełnia je nagraniami terenowymi. Drugi krążek - "Suite For The Summer Rain"  - jest o wiele bardziej różnorodny i klasycznie piosenkowy. Wspólnym mianownikiem wszystkich kompozycji jest z pewnością poetycka wizja ich autora. Na uwagę zasługuje również zapadająca w pamięć okładka płyty "Dance Of The Yellow Leaf" -  to obraz Dereka Bucknera, dla którego miejski pejzaż był jednym z podstawowych tematów jego prac. Podczas odsłuchiwania kolejnych piosenek, warto zerknąć na te cudne obrazy.

(nota 7.5-8/10)


 



Żeby podtrzymać nastrój, zajrzymy na trzeci w dorobku, niedawno wydany album grupy z miasta Seattle - Great Grandpa, który nosi tytuł "Patience, Moonbeam".




Przed nami Austria, grupa BRUCH, oraz fragment z ich niedawno wydanej płyty zatytułowanej "The Harbour Of The Broken Hearted".




Pozostaniemy w Europie. Cóż, że ze Szwecji - czyli grupa Maidavale, która kilka tygodni temu opublikowała płytę "Sun Dog".




Leuven to miasto w Belgii, skąd pochodzi grupa  Tannhauser Orchestra, która kilka dni temu wydała płytę zatytułowaną "Low Tide".




Stan Colorado reprezentuje wspomniany niedawno Matt Jencik i grupa Midwife, którzy wczoraj wydali całkiem udaną płytę "Never Die".




Zasłużona załoga z miasta Uniontown (stan Meryland), czyli grupa Half Japanese, również wczoraj opublikowała nowe wydawnictwo "Adventure".




Coś dla "tańczących inaczej", czyli grupa z miasta Winnipeg, która przyjęła nazwę Sundayclub oraz ich ostatni singiel.




Rzadko odwiedzamy Filipiny, a z miasta Manili pochodzi grupa Squaretoe, która niedawno opublikowała bardzo urokliwą piosenkę.




MISS TYGODNIA - tym razem pochodzi z krajowego podwórka. Basia, Ola, Agata i Michał tworzą grupę KISU MIN, która 29 września opublikuje album zatytułowany "Rudolf Steiner House". Oto wyborny singiel promujący to wydawnictwo.





KĄCIK IMPROWIZOWANY -  przeniesiemy się do Londynu, (gdyż tam na kortach Wimbledonu wielki dzień w historii polskiego tenisa, ogromne gratulacje dla Igi Świątek!!! Właśnie tak tworzy się historię sportu), żeby posłuchać póki co jedynego fragmentu z album "Red Sand Raag" - The Jonny Halifax Invocation.




sobota, 5 lipca 2025

PETER MANHEIM - "EARLY WAVES" (Nu Bossa Recordings) "Rytmy Brooklynu"

 

    Kiedy Piotruś miał dwanaście lat, przyszedł taki dzień, gdy stanowczym gestem odsunął krzesło od pianina, które stało w salonie domu rodzinnego. Rozprostował obolałe plecy, rozłożył szeroko ramiona i wziął głęboki wdech. Kiedy powoli wypuszczał wykorzystane już powietrze, spojrzał złowrogo w kierunku znienawidzonego instrumentu. Obmył wzrokiem znany na pamięć strumień czarnych i białych klawiszy, i powiedział głośno: "Nigdy więcej!". Jakiś czas później, zasiadł, tyle że przed zestawem perkusyjnym. Ten pierwszy, który ciepło wspomina, kupiony za ciężko zarobione pieniądze, to była Yamaha Stage Custom Advantage Standard (pięć części), w kolorze butelkowej zieleni, z 22-calowym bębnem basowym. Od tamtej pory amerykański perkusista - Peter Manheim - kilka razy zmieniał zestaw perkusyjny, jednak granie na bębnach wciąż pozostaje jego wielką pasją.




Pochodzi z Evanston (Illinois), w 2012 roku ukończył muzyczne studia licencjackie w Konserwatorium Oberlin. Potem była wyprawa do Brazylii, gdzie mieszkał przez sześć miesięcy i pilnie ćwiczył grę na perkusji pod okiem lokalnych artystów - Nene i Nei Sacramento. Zebrawszy doświadczenie wrócił był do Chicago, a w 2016 roku przeniósł się do Nowego Yorku, tam znalazł bezpieczną przystań na Brooklynie. W ostatnim czasie udziela się również jako muzyk sesyjny (przewinął się przez składy artystów związanych z oficyną International Anthem), producent oraz autor kompozycji. Jego znakiem rozpoznawczym jest prosta melodyka oraz rytm, czemu daje wyraz również jako członek eksperymentalnego składu Resavoir.

"Kiedy znajdę odpowiedni rytm lub rodzaj muzyki, który naprawdę do mnie przemawia, lubię czerpać z niego inspirację i znaleźć własny sposób na jego wykorzystanie".

Najnowsza wydana w czerwcu płyta nosi tytuł "Early Waves", i jest kontynuacją pomysłów, które pojawiły się na epce - "In Time" (2023). Od samego początku tego udanego materiału zwraca na siebie uwagę jego lekkość i finezja. Peter Manheim nie łączy stylistyk, żeby uzyskać pusty efekt. To jego sposób na wyrażanie siebie oraz tkwiących w nim emocji.

"Lubię ucieleśniać emocje muzyki tak bardzo, jak to tylko możliwe, ale staram się robić to bardziej mentalnie niż fizycznie (...). Pracowałem nad techniką Alexandra, która uczy lepszej postawy i ruchu, oraz nad kilkoma innymi rzeczami związanymi ze świadomością ciała".




W podkreślaniu emocjonalnej strony muzyki pomagają mu goście zaproszeni do studia - Dan Pieson (klawisze), Tim Benett (saksofon altowy), Rich Stein (perkusja), Dan Stein (bas), Eric Burns (gitara).
Album "Early Waves" w inteligentny sposób zaciera stylistyczne granice, łącząc przekształcone brazylijskie rytmy z elektroniką i nowoczesnym jazzem. Widać wyraźnie, że Peter Manheim to autor, którego bardziej interesują kształty i faktury, barwy i odczucia, niż solowe przebiegi.

"Najbardziej obserwowaną przeze mnie zmianą w ciągu ostatniej dekady, jest wykorzystanie elektroniki. Jazz zawsze brał rytm muzyki popularnej i mieszał go z innymi rzeczami. W ciągu ostatnich dziesięciu lat muzyka pop była głównie rytmem elektronicznym - zaprogramowanymi bębnami. I była bardziej sztywna. Dlatego ludzie zaczęli grać coraz bardziej jak maszyny" - zauważył amerykański perkusista.

I tak odsłona "Joy", od której zacząłem dzisiejsze spotkanie, zgrabnie przeplata jazzowy swing z elektroniką i dobrym groovem. Najlepszy na płycie "Moon Is Gone" przynosi dawkę melancholii, sugestywną pogłębioną przestrzeń, post-jazz i skrawki ambientu, a także zmysłowe wypowiedzi saksofonu Alexa Cumminga. Dalej jest podobnie i całkiem różnorodnie, co stanowi dodatkową wartość tej płyty. Wydawnictwo "Eraly Waves" to bogaty dźwiękowy świat, w dużej mierze oparty na zderzeniu struktur rytmicznych różnych kultur - brazylijskiej, afroamerykańskiej. Minimalistyczne tematy rozwijają się stopniowo i łagodnie, niczym tytułowe "Fale" muskające brzeg. Co warte podkreślenia, perkusja Petera Manheima w żadnym momencie nie wychodzi przed szereg, czego można było się spodziewać po albumie sygnowanym imieniem i nazwiskiem perkusisty. 

"Early  Waves" to bardzo udany kolaż jazzu i nienachalnej elektroniki (subtelne delaye, filtracje, płynne przejścia, dobry miks, szeroka przestrzeń), momentami zbliżający się do rejonów twórczości Makaya McCravena, z którym to perkusista z  Brooklynu niegdyś współpracował.

(nota 7.5-8/10)


 


 
Cóż, że ze Szwecji, czyli formacja Dag Och Natt prosto ze Sztokholmu. Album "Dear And Years" ukaże się 15 sierpnia.




Sydney Minsky Sargeant to brytyjski wokalista i gitarzysta, znany wcześniej z grupy Working Men's Club. 12 września ukaże się jego album zatytułowany "Lunga".




Australijską ziemię reprezentuje formacja Floodlights, która jakiś czas temu opublikowała album zatytułowany "Underneath".




Z New Jersey pochodzi grupa, która przyjęła nazwę Lightheaded (gościli już kiedyś na łamach bloga), w ubiegłym tygodniu opublikowali nowy album zatytułowany "Thinking, Dreaming, Scheming !".




Taylor Meier to muzyk ze stanu Ohio, który tworzy zespół Caamp. Oto letni fragment z jego ostatniej płyty "Copper Changes Color".




Była Szwecja, najwyższa pora na reprezentanta Danii - to gitarzysta Niels Ronsholdt (który niedawno koncertował w Warszawie). Oto fragment z jego najnowszej płyty "Aftermath".




I wracamy na Brooklyn, skąd pochodzi grupa Sister, która w przyszłym tygodniu opublikuje najnowsze wydawnictwo zatytułowane tak, jak ta piosenka" Two Birds".




Z Filadelfii pochodzi wokalista i gitarzysta Jeffrey Alexander, który przy pomocy grupy The Heavy Lidders, zarejestrował materiał na wydaną w czerwcu epkę "Synchronous Orbit".




KĄCIK IMPROWIZOWANY - w nim reprezentant stanu Massachusetts, trębacz Aaron Shragge oraz jego kwartet, z niedawno wydanej płyty "Cosmic Cliffs". Oto moja ulubiona kompozycja.